Bogaci przed kolejką do lekarza? Taki może być efekt połączenia sił ZUS z NFZ
Bogaci mogą być wypychani przed kolejkę do lekarza. I to nie przez swoje cwaniactwo, kontakty ani pieniądze. To sam ZUS może im załatwiać lepsze miejsca w oczekiwaniu na operację czy wizytę u specjalisty. Taki może być efekt uboczny pomysłu na połączenie sił ZUS i NFZ, które wspólnie chcą skrócić czas, przez jaki Polacy chorują, a więc pobierają zasiłki chorobowe.
Chorujemy coraz więcej i dłużej. W ciągu dwóch pierwszych miesięcy tego roku do ZUS wpłynęło 5,1 mln zwolnień lekarskich i w porównaniu do tego samego okresu rok wcześniej, to o ponad 16 proc. więcej. Z kolei o prawie 9 proc. wydłużyła się liczba dni absencji chorobowej.
Wiecie, co podawanie takich danych oznacza? Tak, zaraz będzie straszenie przed wyłudzaniem zwolnień, bo Polacy specjalizują się w braniu L4, żeby zrobić w domu remont albo pojechać na wakacje.
No i jest straszenie: w I kwartale 2023 r. przeprowadzono 117,2 tys. kontroli L4, z czego 7,77 tys. zakończyło się wstrzymaniem wypłaty zasiłku chorobowego na łączną kwotę 8,6 mln zł.
I o tych wyłudzeniach L4 regularnie jest głośno. Ale przecież liczba zwolnień i ich długość rośnie nie tylko ze względu na krętactwa. Przeciwnie, po prostu chorujemy coraz więcej, bo pandemia, bo się starzejemy i przede wszystkim mamy coraz trudniejszy dostęp do lekarzy.
No to ZUS i NFZ wymyśliły, że połączą swoje bazy danych, dzięki czemu Polacy mają krócej chorować, a ZUS zaoszczędzi na wypłacie zasiłków chorobowych - poinformował „Dziennik Gazeta Prawna”.
I na pierwszy rzut oka to wygląda całkiem sensownie.
Idzie ogromny przełom?
Dziś przez to, że ZUS z NFZ nie współpracują, efekt jest taki, że pacjent jest niezdolny do pracy, ale zanim ktokolwiek zacznie go leczyć, mijają miesiące, bo tyle czeka się na wizytę u specjalisty albo na zabieg czy inną, nieratującą życie operację. Potem jeszcze kolejne miesiące rehabilitacji, a wcześniej czekanie na nią w kolejce. I w tym czasie ZUS cały czas musi wypłacać zasiłek chorobowy.
Przypomnę, że przez pierwsze 33 dni choroby zasiłek chorobowy wypłaca pracodawca, ale potem ten obowiązek przechodzi na ZUS.
Pomysł więc polega na tym, żeby obie instytucje miały jednocześnie dostęp do danych na temat wypłacanych świadczeń i do danych na temat leczenia. Prezes ZUS ekscytuje się, że to byłby „ogromny przełom”, bo dzięki temu uda się stwierdzić, ile kosztuje leczenie danego pracownika, a ile pieniędzy wydano na zasiłek z powodu jego niezdolności do pracy, a na bazie tych informacji można starać się ciąć koszty.
Sensowne? Owszem. Pozytyw może być taki, że ktoś będzie orientował się, że bardziej opłaca się sfinansować przez NFZ droższe leczenie pacjenta, bo jego szybszy powrót do pracy przeniesie i tak większe oszczędności ZUS-owi.
Czytaj też: Czy warto wyrobić kartę EKUZ?
Uwaga na algorytmy bez uczuć
Ale jest też drugi wniosek, trochę bardziej ponury, ale aż nadto nasuwający się: kogo bardziej będzie opłacało się szybciej wyleczyć? Bogatych!
Zasiłek chorobowy to nie jest przecież jednakowa kwota wypłacana każdemu, ale 80 proc. pensji ubezpieczonego. Im więcej pracownik zarabia, tym wyższy dostaje zasiłek i tym wyższe koszty ponosi ZUS. Bardziej będzie się więc opłacało szybko leczyć bogatych, z kolei ci na pensji minimalnej mogą poczekać dłużej, bo są najtańsi dla ZUS. Teoretycznie.
Może zanadto panikuję, może urzędnicy oprą się takiej pokusie. Ale przecież to nie urzędnicy będą ręcznie porównywać koszty leczenia z kosztami wypłaty zasiłku w każdym z milionów przypadków rocznie. Będzie to robił algorytm, który nie ma wrodzonej moralności. Chyba że ktoś wcześniej na to wpadnie i zadba, żeby zaprogramować go tak, by nie dzielił Polaków na bogatych i biednych.
Jak nikt na to nie wpadnie, to długo możemy się nawet nie zorientować, że mamy nierówny dostęp do opieki zdrowotnej. I pierwsze podejrzenia, czyja to wina, padną pewnie na imigrantów, nie na przełomową cyfryzację państwa.