To górnicy nas oszukują. I wydobywają za mało węgla
Dominik Kolorz, przewodniczący Śląsko-Dąbrowskiej „Solidarności” w rozmowie z Trybuną Górniczą twierdzi, że większość klasy politycznej oszukuje górników. A mi się wydaje, że to górnicy robią wszystkich nas w konia.

Ale to nie jest tak, że z Kolorzem nie zgadzam się całkowicie. Bo trochę prawdy w tym jest, że politycy - niezależnie od przynależności partyjnej - robią ciągle górników na szaro. Klasycznym tego przykładem jest spisana na związkowcy kolanach (jeżeli mamy być szczerzy, to do końca) umowa społeczna, którą rząd Mateusza Morawieckiego podpisał z górnikami w maju 2021 r. Sygnatariusze tego dokumentu ustalili, że niezbędna jest notyfikacja zawartej w umowie społecznej pomocy publicznej dla sektora górnictwa węgla kamiennego. Mieli się tym zająć kolejni pełnomocnicy premiera Morawieckiego ds. górnictwa, a potem specjalnie zorganizowane w Katowicach Ministerstwo Przemysłu w rządzie Donalda Tuska.
Przez te cztery lata w zasadzie nic nie ruszyło to do przodu, a z nieoficjalnych informacji, które mamy, wynika, że i obecny, i poprzedni rząd bardzo słabo zabiegały w Unii o tę notyfikację - komentuje Kolorz i trudno mu w tym względzie nie przyznać racji.
Oszukiwani przez polityków, ale na budżetowym pasku
Zdaniem związkowca ta wieloletnia opieszałość względem notyfikacji umowy społecznej w Brukseli nie jest przypadkowa.
Głównie wynika z tego, że większość naszej klasy politycznej to są ludzie, którzy w mniejszym lub większym stopniu po prostu nas oszukują. Notyfikacja unijna jest najważniejszym elementem tej umowy, bo bez niej spółki węglowe wiszą na cienkim włosku - nie ma wątpliwości Dominik Kolorz.
Ale dobrze też przy tej okazji uzmysłowić sobie, jak budżet państwa, czyli w teorii pieniądze nas wszystkich, w ostatnich latach wyciągał polskie górnictwo z finansowego dna. Jeszcze za rządów premier Ewy Kopacz dorżnięto Kompanię Węglowa. Początkowo szefowa rządu zapowiadała buńczuczne zwolnienia w górnictwie, ale związkowcy szybko zorganizowali w tej sprawie protesty i skończyło się tylko na zapowiedziach.
W 2014 r. rząd odroczył należności Kompanii wobec skarbówki i wobec ZUS na kwotę ponad 280 mln zł. Ostatecznie spółki nie udało się uratować. Wchodzące w jej skład kopalnie włączono w nowo powstały podmiot - Polską Grupę Górniczą. Ponad 10 lat później górnictwo dalej jednak jest pod kreską. Wynik finansowy netto spółek górniczych po 8 miesiącach 2025 r. był na poziomie -5,5 mld zł.
Najgorsza sytuacja jest chyba w JSW, która do marca 2026 r. może utracić płynność finansową. Ratunkiem ma być restrukturyzacja zatrudnienia, ale też odroczenie terminu płatności składek. ZUS już zgodził się, żeby miesięczne składki za sierpień, wrzesień i październik 2025 r. były zmniejszone do 80 proc. wysokości. Pozostałe 20 proc. ma być uiszczone ustawowym terminie. Miesięczna składka JSW należna ZUS waha się między 120 a 130 mln zł.
Mnie górnicy robią w konia od prawie dwóch lat
Górnicy uważają, że część ich kłopotów spowodowana jest tym, że energetyka - wbrew wcześniejszym ustaleniom - woli tańszy węgiel z importu niż droższy krajowy. Tracą na tym kopalnie i spółki węglowe, a na końcu też górnicy. Czyli w idealnej dla naszego górnictwa sytuacji na rynku jest wyłącznie polskie czarne złoto. Inni tylko taki opał kupują i kopalnie liczą zyski, a górnicy ustanawiają siebie kolejną Barbórkę, tak?
To przyjrzyjmy się, jak sami górnicy starają się zrealizować ten najlepszy dla siebie scenariusz. Trzeba się w tym celu pochylić nad produkcją węgla. Pewnie tak zorientowani na zysk górnicy fedrują jak opętani i wydobycie bije kolejne rekordy? Niestety, jest dokładnie odwrotnie i to od dłuższego czasu. Najnowszy Przegląd Węglowy za wrzesień od Fundacji Instrat tylko to potwierdza.
Okazuje się, że w dziewiątym miesiącu roku polskie górnictwo węgla kamiennego wydobyło 3,75 mln czarnego złota i sprzedało 3,82 mln t. Te wartości są mocno liche, ale i tak trzeba się cieszyć.
Obie wielkości zanotowały bardzo wysokie jak na ostatnie lata wzrosty. Wydobycie zwiększyło się o 660 tysięcy ton, a sprzedaż o 630 tys. Takie skoki zdarzają się raz na rok lub rzadziej - zauważają analitycy Fundacji Instrat.
W 2014 r. i w 2015 r., kiedy starano się jeszcze ratować przed bankructwem Kompanię Węglowa, miesięczne wydobycie węgla spadło poniżej 6 mln t osiem razy. Najgorszy wynik z tamtych czasowe pochodzi z lutego 2015 r.: 5,19 mln t. A jak jest teraz? Dzisiaj takie wyniki każdy górnik przyjąłby z pocałowaniem ręki i jeszcze by potem tę rękę z namaszczeniem wytarł.
Więcej o górnikach przeczytasz w Bizblog:
Już od blisko trzech lat (pierwszy raz stało się to w lipcu 2022 r.) miesięczna produkcja węgla kamiennego spada poniżej 4 mln t. O wyższych wartościach można już na dobre zapomnieć. W 2024 r. tylko dwa razy to wydobycie wyniosło więc niż 4 mln t: w styczniu 2024 r. - 4,12 mln t i w październiku 2024 r. - 4.17 mln t. W 2025 r. ta sztuka jak na razie udała się tylko raz: w styczniu br. - 4,03 mln t. Co gorsza pierwszy raz w historii naszego górnictwa spadliśmy w maju 2025 r. poniżej 3 mln t, do poziomu 2,99 mln t.
No to jak to jest górnicy? Krzyczycie gdzie się da i ile sił w gardłach, że za mało podmiotów kupuje za mało polskiego węgla, ale sami nie robicie za dużo, żeby na rynku było go więcej. Odwrotnie: wasza produktywność od paru lat leci na łeb i szyję. A przecież poziom zatrudnienia jest dalej całkiem solidny. We wrześniu br. w górnictwie węgla kamiennego było 71666 etatów.
Dlaczego więc produkcja węgla systematycznie spada od paru lat? Może za dużo zebrań kilkunastu związków zawodowych, które działają w sektorze i brakuje rąk do pracy? Albo sięgamy po węgiel już coraz głębiej i robi się coraz niebezpieczniej? Tak czy inaczej tego węgla, który bez patrzenia na koszt ma kupować energetyka i ciepłownie, jest po prostu coraz mniej. Dlatego czuję się oszukany przez górników.







































