Strajk generalny? Górnicy chcą sterroryzować Polskę
Górnicy chcą rozmawiać z rządem. O ustawie dotyczącej górnictwa i o realizacji umowy społecznej. Szkoda, że przy tej okazji postanowili przyłożyć rządowi nóż do gardła i wchodzą w dobrze znaną sobie od wielu lat strajkową narrację.

Polskie górnictwo jest na zakręcie i chyba nikt co do tego nie ma wątpliwości. Zawsze cała winę można zwalać na politykę klimatyczną Brukseli i na system handlu emisjami ETS. Ale uczciwie trzeba też coś dorzucić do własnego ogródka. Koszty produkcji polskiego węgla przebijają kolejny sufit, a samo miesięczne wydobycie i przy okazji też sprzedaż nie są już w stanie przebić poziomu 4 mln t. Jeszcze 10 lat temu wynik poniżej 6 mln był raczej kiepski. Wtedy też działał handel emisjami CO2, z tą różnicą, że wyemitowanie tony dwutlenku węgla kosztowało mniej niż 10 euro, a nie jak dzisiaj - ponad 77. To musi mieć wpływ na cenę węgla i energii, ale na produkcję? Jeżeli nie stawiamy na nowe technologie wydobywcze i na restrukturyzację zatrudnienia - to jak najbardziej.
Cały czas nie wiadomo też, co dalej z umową społeczną, podpisaną w maju 2021 r. W sprawie tego dokumentu zarówno rząd Morawieckiego, jak i obecny rząd Tuska próbują urabiać górników. Wielka szkoda, że w trakcie spisywania umowy nikt nie słuchał ekspertów, którzy alarmowali, że fedrowanie do 2049 r. jest w Polsce nierealne. Kolejną zagadką jest ustawa o funkcjonowaniu górnictwa. Mowa jest w niej m.in. o osłonach socjalnych. Ale nie dla pracowników Jastrzębskiej Spółki Węglowej, Lubelskiego Węgla „Bogdanka”, Spółki Restrukturyzacji Kopalń oraz innych spółek węglowych.
Jest też w końcu najnowszy Krajowy Plan w dziedzinie Energii i Klimatu (KPEiK), który ma być naszym energetycznym wyznacznikiem do 2030 r. z perspektywą do 2040 r. W dokumencie stoi czarno na białym, że o węglu mamy zapomnieć znacznie wcześniej niż przewiduje to umowa społeczna z górnikami, za to nakłady na odnawialne źródła energii mają tylko puchnąć.
Związki zawodowe i strefa komfortu
Umowa społeczna, ustawa górnicza, KPEiK - to tematy, które bardzo interesują górników. O spadającym na łeb i szyję wydobyciu, o puchnących kosztach wydobycia, o zarobkach, o których inne grupy zawodowe mogą jedynie pomarzyć i o przeroście zatrudnienia - górnicy już gadać za bardzo nie chcą. Bo to oznaczałoby wyjście ze swojej strefy komfortu. A nie po to w spółkach węglowych funkcjonuje nawet po kilkanaście związków zawodowych z szefami, którzy już nie pamiętają, jak to jest na dole, ale w ich kieszeniach raczej zawsze wszystko się zgadza - żeby górnikom zadawać niewygodne pytania.
Nie ma ani kroku w tył. Tylko presja do przodu. A jak rządzącym się to nie podoba, to można im przypomnieć swąd palonych opon w Katowicach i w Warszawie. To zawsze działało. Zwłaszcza gdy narracja szła w parze z polityką i kalendarzem wyborczym. Przecież górnictwo węgla kamiennego to nie tylko te ponad 72 tys. etatów (dane z lipca br.), ale to też wiele firm okołokopalnianych. To w sumie lekka ręką licząc jakieś 200 tys osób. Czyli 200 tys. potencjalnych wyborców. Który polityk to zignoruje? Jeszcze taki w Polsce się nie urodził.
Górnicy chcą rozmawiać, ale przykładają nóż do gardła
Ale górnicy, żeby nie było, najpierw stawiają na dialog. Właśnie napisali list do Ministerstwa Aktywów Państwowych i Ministerstwa Energii, zaczepiają też przy tej okazji Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Żądają rozmów w tematach ich drażniących. I niby ukradkiem pokazują za plecami schowany kij bejsbolowy.
Niestety, sprawdziły się moje przewidywania sprzed paru miesięcy, kiedy mówiłem, że protesty prowadzone osobno - czy to przez poszczególne związki zawodowe, czy to przez pracowników pojedynczych branż - są nieskuteczne. Rządzący nic sobie z nich nie robią. Trzeba pomyśleć o protestach na znacznie większą skalę. Strajk generalny? Być może… Inaczej problemy pogrążonych w kryzysie branż nadal będą ignorowane - pisze w swoim najnowszym felietonie Bogusław Hutek, szef górniczej „Solidarności”.
Więcej o górnikach przeczytasz w Bizblog:
Znowu stawiamy na emocje. Kolejny raz rządzący mają się wystraszyć i jednocześnie spełnić oczekiwania górników. A fakty? Kto by się nimi przejmował? Szkoda, bo liczby sporo mówią. Zgodnie z danymi Agencji Rozwoju Przemysłu polskie górnictwo węgla kamiennego pierwsze półrocze 2025 r. zamknęło stratą na poziomie -4,059 mld zł. Przychody sektora wyniosły 16,84 mld zł wobec 21,11 mld zł w I półroczu 2024 r. Tymczasem tylko w tym roku budżetowe dotacje do tak krwawiącej branży mają przekroczyć 9 mld zł.
Jakaś refleksja? Może trzeba lekko zacisnąć pasa? Może inni tak, ale nie górnicy. W grudniu znowu będzie wypłata Barbórki, a w lutym nagroda roczna, tzw. 14. pensja. Tylko w Polskiej Grupie Górniczej wypłata tych dwóch świadczeń to wydatek rzędu ok. 700 mln zł. Podziurawiony jak durszlak statek tonie, ale to nam w niczym nie przeszkadza pakować na niego kolejne ładunki. Kto nam zabroni?
Czas dyskusji minął. Pora na działanie - twierdzi Bogusław Hutek.
Trudno się z nim nie zgodzić.