Ustawa wiatrakowa to doskonały przykład na to, jak Polska - czy to pod rządami konserwatystów, czy liberałów - traktuje transformację energetyczną. Tutaj absurd goni absurd. Dlatego, kiedy usłyszałem z ust przedstawiciela Ministerstw Aktywów Państwowych, że rząd w ciągu kilku tygodni przedstawi strategię odejścia od węgla, to szybko zakreśliłem w kalendarzu ten deadline czerwonym kółkiem. Chcę wziąć wtedy wolne i obserwować ten cyrk na żywo.
W ostatnim czasie pewnie wiele razy usłyszeliście, że ten cały Europejski Zielony Ład, to wymysł lewaków, którzy tak po prawdzie w czterech literach mają środowisko i cały ten klimat. Tylko odkryli nowy sposób zarabiania sporych pieniędzy i stąd to całe zamieszanie. i dalej, że o globalne ocieplenie wcale tutaj nie chodzi, to miraż i fatamorgana. Skończy się tylko na wyższych rachunkach Polaków. Bo Zachód - głównie Niemcy, wiadomo - nie mogą pozwolić na polski węgiel i dlatego wszyscy wymyślają koło od nowa. Logiczne?
Merytoryczna rozmowa na argumenty nie do końca ma sens, bo to jak dyskusja z płaskoziemcami, wiesz, że masz rację, ale i tak nie wygrasz. I z klimatem, węglem i OZE jest dokładnie tak samo. Ale nie jesteśmy przy tym w niczym wyjątkowi. Niemcy rozgrywali podobne szachy. Tylko jakieś 30 lat temu.
Słońce, woda i wiatr nie są w stanie w dłuższej perspektywie pokryć więcej niż 4 procent naszego zużycia energii elektrycznej - przekonywało niemieckie lobby jądrowe (w obawie przed zamknięciem elektrowni atomowych, do czego i tak koniec końców doszło) jeszcze w 1993 r.
Tymczasem ponad trzy dekady później widać, jak na dłoni, że były to bujdy na resorach. W pierwszym półroczu 2024 r. nasi zachodni sąsiedzi mieli już 61,5 proc. energii z OZE (w pierwszym półroczu 2023 r. to było 53,3 proc.). A jak ta transformacja energetyczna ma się w Polsce?
Transformacja energetyczna w Polsce. Ktoś widział lub słyszał?
Nijak. Przyznam szczerze: myślałem, że po rządach konserwatystów, którzy dalej mylą pogodę z klimatem, do naszej transformacji energetycznej będziemy mieć poważniejszy stosunek, jak u sterów znaleźli się liberałowie. Niestety, szybko okazało się, że ci - pod rękę z ludowcami i lewicą - wolą koncentrować się na samym sprawowaniu władzy, a nie na takich szczegółach, jak transformacja energetyczna.
Najlepszym tego przykładem jest ustawa wiatrakowa. Obecnie rządzący, jak byli jeszcze opozycją, lubili wytykać rządowi Zjednoczonej Prawicy, że ten wpycha nas na siłę do energetycznej jaskini, zakładając kaganiec lądowej energetyce wiatrowej, w postaci zasady 10H. Ta oczywiście była wynikiem politycznych kalkulacji prawicy, a nie odpowiedzią na naukowy konsensus. Rzecz jasna o stratach wynikających z takich regulacji przez lata mówili eksperci. I co z tego?
Patrząc, jak przytakują im ochoczo politycy opozycji, można było mieć nadzieję, że jak w końcu dorwą się do władzy, to zasadę 10H szybko wyrzucą poza legislacyjny margines. Donald Tusk ponownie dzieli i rządzi od połowy grudnia, i co się stało do tej pory z zasadą 10H? Nic. Co gorsza: zamiast merytorycznej dyskusji, mamy do czynienia z przestępowaniem Ministerstwa Klimatu z nogi na nogę.
Być może niektórych to na początku jeszcze jakoś bawiło, dzisiaj to koronny dowód na to, jak bardzo ten rząd nie jest przygotowany do energetycznej rewolucji. Kolejny projekt nowelizacji zasady 10H mamy zobaczyć w trzecim kwartale 2024 r. Trzeba czekać, tak jak na strategię węglową. Chociaż w tym przypadku - stawiam dolary przeciwko orzechom, że będzie jeszcze śmieszniej.
Uwaga, żart: rząd wyznaczy datę odejścia od węgla
Robert Kropiwnicki, wiceszef aktywów państwowych, na spotkaniu z górnikami Enei (kopalnia Bogdanka, elektrownie Kozienice i Połaniec), stwierdził, że w ciągu najbliższych tygodni będzie zaprezentowana strategia rozwoju energetyki, zawierająca harmonogram odejścia od węgla.
Od pierwszych dni, kiedy powstał rząd Donalda Tuska, analizowaliśmy dokumenty, które zostały po PiS i one właściwie były w proszku. Dopiero teraz musimy planować transformację energetyczną, żeby była dobra dla przemysłu, mieszkańców, strony społecznej, żeby te wszystkie interesy pogodzić - przekonuje Kropiwnicki.
Na serio? Podpisaną w maju 2021 r. między rządem a górnikami umowę społeczną - od ponad trzech lat notyfikowaną przed Komisją Europejską - też tak potraktujemy? Przypomnijmy: dokument zawiera nie tylko gwarancje zatrudnienia w polskim górnictwie, które cierpi na nadmiar miejsc pracy, ale też indeksację górniczych uposażeń i harmonogram zamykania kopalni, który w pierwotnej wersji kończy się w 2049 r.
Słyszeliście przez ostatnie ponad 9 miesięcy o organizowanym okrągłym stole w tej sprawie? Ktoś może zaczął otwarcie mówić górnikom, że ta data jest nie do utrzymania i najlepiej całą tę umowę społeczną spisać jeszcze raz? Rynek pracy też odpowiednio reaguje, co nie? W odpowiedzi na sygnały o 100 a nawet 200 tys. miejsc pracy w energetyce wiatrowej, tworzone są specjalne programy przekwalifikowań i organizowany jest harmonogram przechodzenia górników do innej branży, prawda? Nic mnie nie ominęło?
Najważniejsze: uprzedźcie koniecznie Ministerstwo Przemysłu
Do tych kilku tygodni, które wiceszef MAP rzucił górnikom, też bym się za bardzo nie przywiązywał. Przecież znowelizowana ustawa wiatrakowa najpierw miała być gotowa na początku 2024 r., potem w pierwszym półroczu, a teraz stanęło na trzecim kwartale, a przecież wciąż nie wiadomo, na czym się ostatecznie skończy. Ważniejsze jest coś innego. Ze słów ministra Kropiwnickiego wynika bowiem, że rząd już nad taką węglową strategią pracuje. I za niedługo pokaże wyniki tych trudów.
Więcej o transformacji energetycznej przeczytasz na Spider’s Web:
I tutaj znowu włącza się mój niepokój. A Ministerstwo Przemysłu o tym wszystkim wie? Pani minister Marzenie Czarneckiej ktoś o tym powiedział? Bo jak nie, to może być kłopot, a na premiera Donalda Tuska znowu spadną żale, za kolejne niedotrzymywanie terminu. Początkowo myślałem, że PDT kolejny raz wykazał się politycznym sprytem i górników zepchną w kozi róg, zapowiadając, że owo Ministerstwo Przemysłu będzie miało siedzibę w Katowicach.
Tak żeby resort był bliżej górniczych spraw. I żeby też, czego rzecz jasna, nikt na głos nigdy nie powiedział, niezadowoleni górnicy mieli bliżej manifestacje organizować. Przy okazji odetchnie Warszawa, która górniczych najazdów ze Śląska cały czas bardzo się boi, o czym dobrze pamiętają górnicy i co skrzętnie cały czas wykorzystują. Może to też będzie okazja do tego, pomyślałem wtedy, żeby wreszcie zacząć szczere rozmowy o tym, że umowa społeczna w obecnej formie po prostu nie ma racji bytu?
Szybko okazało się, że o ile resort przemysłu ma odciągnąć górnicze niezadowolenie od stolicy kraju, o tyle o jakiejkolwiek modyfikacji umowy społecznej nie może być mowy. I przy każdej następnej okazji, każdy reprezentant resortu przemysłu powtarzał jak mantrę, że umowa społeczna w pierwotnej wersji jest nie do ruszenia i że ten rząd postara się o to, co nie udało się Morawieckiemu i jego czterem pełnomocnikom ds. górnictwa, czyli notyfikację dokumentu w Brukseli.
Data odejścia od węgla, już się boję
Paliwa kopalne, w tym głównie węgiel, ale powoli gaz też, stają się energetycznym banitami, których za bardzo nikt nie chce, no może poza Polską. Co z tego, że już teraz Polacy płacą krocie za energię? Jakie znacznie ma wejście niedługo w życie systemu handlu emisjami ETS2, który naliczał będzie m.in. również metan? Odkąd prezydent Andrzej Duda zszokował międzynarodową publiczność i powiedział, że węgla mamy na 200 lat, jak nie lepiej - w trakcie katowickiego Szczytu Klimatycznego ONZ COP24 - robimy sobie z transformacji energetycznej po prostu jaja.
Zjednoczona Prawica zrobiła sobie z niej użytek polityczno-wyborczy, każąc najpierw swojemu elektoratowi bać się wiatraków, a potem wmawiając górnikom fedrowanie jeszcze przez ćwierć wieku - do 2049 r. Z kolei obecny rząd Donalda Tuska postawił najwyraźniej na „jakoś to będzie”. Teraz zburzono ten nijaki spokój i zapowiedziano datę odejścia od węgla. Ambitny plan KPEiK, który niedawno zobaczyliśmy, sugeruje, że będzie to znacznie szybciej niż w 2049 r.
W odpowiedzi mamy zagwarantowane: żale opozycji, od której znowu usłyszymy, że pozbywamy się własnego dobra naturalnego (węgla) i wściekłość górników, którzy wciąż wierzą, że prawica umową społeczną kolejny raz nie zrobiła ich w konia. Do tego przygotujmy się na jeszcze jedno: otóż autorzy tej strategii z datą odejścia od węgla pewnie później będą ustalenia modyfikowali i zmieniali. Z tym strachem, że węgiel pożegnamy za szybko - jeszcze bym poczekał. Ten rząd już nieraz pokazał, że w rozciąganiu tematów w czasie osiągnął poziom mistrzowski.