Skimming wrócił w nowej, sprytniejszej wersji. Przestępcy montują mikroskopijne urządzenia, które kopiują dane kart i nagrywają PIN, zanim zdążysz mrugnąć. Policja ostrzega: nie trzeba kraść portfela, żeby opróżnić czyjeś konto.

Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało zupełnie zwyczajnie. Bankomat, ekran powitalny, znajome dźwięki. Karta wsunięta, PIN wpisany, gotówka w dłoni. Dopiero kilka dni później przyszło powiadomienie o kolejnej wypłacie – tym razem z zupełnie innego miasta. To nie błąd systemu, tylko klasyczny skimming – stara metoda złodziei, która, mimo rozwoju zabezpieczeń, znów staje się jednym z najgroźniejszych sposobów na okradanie kont.
Oszuści liczą na twoją nieuwagę
Skimming to kopiowanie danych z karty płatniczej i przechwytywanie kodu PIN przy pomocy niewielkich, niemal niewidocznych urządzeń. Złodzieje montują je bezpośrednio na bankomatach lub terminalach, najczęściej w nocy. Nakładka wygląda jak część urządzenia, a mikro-kamera ukryta w plastikowej osłonie rejestruje każdy ruch dłoni. Ktoś wypłaca pieniądze, a przestępca dostaje komplet danych do stworzenia duplikatu karty. Wystarczy godzina, by klon trafił do obiegu, a środki z konta – do kogoś zupełnie obcego.
Czytaj więcej w Bizblogu o oszustwach
Złodzieje liczą na rutynę – że w pośpiechu nie zauważymy różnicy. Ale czasem wystarczy sekunda, by uchronić się przed stratą pieniędzy – ostrzegają funkcjonariusze zajmujący się cyberprzestępczością.
W Polsce ataki tego typu wciąż się zdarzają. W Bydgoszczy kilka lat temu zatrzymano dwóch obywateli Białorusi, którzy stosowali tzw. metodę „black-box”. Do wnętrza bankomatu podłączali własne urządzenie, które sterowało wypłatą gotówki, omijając zabezpieczenia bankowe. Straty liczono w setkach tysięcy złotych. W innych miastach, m.in. w Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu, dochodziło do podobnych przypadków.
Za granicą problem przybrał jeszcze większą skalę. W Stanach Zjednoczonych liczba kart zarejestrowanych jako „skompromitowane” w wyniku skimmingu wzrosła w ciągu roku o prawie 400 procent. W krajach Europy Zachodniej – w Niemczech, Francji czy Norwegii – służby notują rosnącą liczbę tzw. „deep insert skimmerów”, czyli urządzeń wsuwanych głęboko w szczelinę czytnika kart, całkowicie niewidocznych dla użytkownika.
Technika poszła naprzód.
Dziś skimming to już nie tylko prymitywna nakładka z kawałka plastiku. Nowoczesne urządzenia potrafią komunikować się z przestępcą przez Bluetooth lub sieć GSM, wysyłając dane kart w czasie rzeczywistym. Zdarza się, że cały proceder trwa zaledwie kilka minut – klient odchodzi od bankomatu, a jego karta jest już w trakcie klonowania.
To dlatego banki i policja wciąż apelują o uwagę. O to, by przed włożeniem karty choć na moment przyjrzeć się urządzeniu, potrząsnąć klawiaturą, sprawdzić, czy szczelina na kartę nie odstaje. Niektórzy przestępcy montują skimmery w miejscach, które wydają się bezpieczne – na stacjach benzynowych, w centrach handlowych, a nawet w placówkach pocztowych.
Problem nie zniknął mimo wprowadzenia kart chipowych i płatności zbliżeniowych. Choć nowoczesne zabezpieczenia utrudniły przestępcom życie, wielu użytkowników wciąż korzysta z kart z paskiem magnetycznym, który można łatwo skopiować. A tam, gdzie działa rutyna, działa też skimming.
Przyjrzyj się uważnie bankomatowi
Jak mówią policjanci, to przestępstwo, które wciąż żyje dzięki naszej nieuwadze. Bo choć technologia się zmienia, mechanizm jest zawsze ten sam: pośpiech, rutyna i przekonanie, że „mnie to nie dotyczy”. Tymczasem wystarczy chwila, by złodziej zdobył dane karty, a potem bez trudu wypłacił pieniądze w innym mieście lub kraju.
Skimming nie zniknie z dnia na dzień. Ale można mu skutecznie utrudnić życie – wystarczy uważać. Sekunda wpatrzenia się w bankomat, gest zasłonięcia dłoni podczas wpisywania PIN-u, odrobina nieufności wobec urządzenia, które wygląda „trochę inaczej niż zwykle”. Czasem to właśnie ta sekunda decyduje, czy konto zostanie puste, czy bezpieczne.







































