ZUS po latach wraca do spraw kobiet, które w 2014–2015 r. pobierały wyższy zasiłek macierzyński i domaga się od nich zwrotu ogromnych kwot wraz z odsetkami. Urząd unika odpowiedzi na kluczowe zarzuty o działanie prawa wstecz, przekonując, że „dba o pieniądze ubezpieczonych”.

Adwokat Katarzyna Nabożna-Motała, reprezentująca w sądach kobiety walczące o zwrot pobranego zasiłku macierzyńskiego, twierdzi, że w tym przypadku prawo działa wstecz. Sprawa dotyczy trzech kobiet: pani psycholog, księgowej prowadzącej biuro rachunkowe i kosmetyczki. Wszystkie prowadziły własną działalność gospodarczą i przed urodzeniem dzieci podwyższyły sobie składki, dzięki czemu potem pobierały wyższy zasiłek macierzyński. Dotyczy to lat 2014–2015. Same dzieci uczęszczają już do szkół podstawowych, ale ZUS teraz sobie o nich przypomniał i żąda zwrotu setek tysięcy złotych.
Prawo działa tutaj wstecz. Obecnie przepisy zezwalają na naliczenie odsetek od momentu wypłaty do wydanie decyzji, a wcześnie były naliczane od dnia wydania decyzji. ZUS nie musi się więc spieszyć w wydawaniem negatywnych decyzji i kumulować odsetki - komentuje w rozmowie z Bizblog.pl Katarzyna Nabożna-Motała.
Zasiłek macierzyński, czyli ZUS nie ma sobie nic do zarzucenia
Zadaliśmy w tej sprawie pytania do ZUS. Po otrzymaniu odpowiedzi okazało się, że ubezpieczyciel społeczny niezmiennie porusza tylko te wątki, które go interesują, a resztę pomija zgrabnym milczeniem. Tak jak ewentualną kwestię działania prawa wstecz. O tym nie ma w nadesłanych odpowiedziach ani słowa. Dowiedzieliśmy się za to, jaki jest sens prześwietlania w ten sposób matek. To z troską o nasz wszystkich.
Powodem prowadzenia kontroli jest troska o pieniądze należące do wszystkich ubezpieczonych. Rocznie wypłacamy z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych 18,3 mld zł związanych z absencją chorobową i prawie 10,3 mld zł bezpośrednio na zasiłki macierzyńskie (dla matek i ojców). Są to pieniądze wszystkich uczestników powszechnego systemu ubezpieczeń społecznych, a naszym ustawowym obowiązkiem jest dbałość o prawidłowość wypłat - informuje Grzegorz Dyjak z biura prasowego ZUS.
Dalej ZUS przekonuje, że w swojej kontrolnej taktyce związanej z zasiłkiem macierzyńskim nie jest ukierunkowany na żadną grupę ubezpieczonych, a już w szczególności na kobiety ciężarne.
Inspektor ZUS jest zobowiązany w trakcie prowadzonej kontroli płatnika składek do weryfikacji prawidłowości zgłoszenia do ubezpieczeń społecznych, w tym czy nie zachodzi ryzyko pozorności zgłoszenia do ubezpieczeń - tłumaczy ZUS.
ZUS: to dotyczy raptem garstki kobiet
Nadesłane odpowiedzi przez ZUS wyglądają jak gotowiec, wysyłany do dziennikarzy, którzy zainteresują się kontrolami matek w związku z zasiłkiem macierzyńskim. W ten sposób ZUS nie odnosi się w ogóle do argumentów Nabożnej-Motały o tym, że decyzję o zwrocie można wydać maksymalnie do pięciu lat oraz tego, że zwrotu można żądać za maksymalnie trzy lata licząc od ostatnio wypłaconego nienależnego zdaniem ZUS świadczenia. Dowiadujemy się za to, że ustalenie prawidłowości podlegania ubezpieczeniu chorobowemu przez osobę, która przedłożyła wniosek o zasiłek z tytułu choroby lub macierzyństwa ma istotne znaczenie dla przyznania jej uprawnień do tych świadczeń.
W przypadku, gdy prowadzone jest postępowanie dotyczące ustalenia okresu podlegania ubezpieczeniom społecznym, wypłata świadczenia nie może zostać podjęta - przypomina ZUS.
Więcej o zasiłku macierzyńskim przeczytasz w Bizblog:
ZUS przekonuje, że w przytłaczającej większości kobiet ten temat w ogóle nie dotyczy. Zgodnie z przedstawionymi szacunkami tego typu kontroli wobec kobiet ciężarnych w odniesieniu do wszystkich przeprowadzonych kontroli w danym roku było w 2023 r. raptem 0,19 proc., w 2024 r. - 0,13 proc., a w I półroczu 2025 r. - 0,10 proc.
W Polsce w ubiegłym roku zasiłki otrzymało 376 tysięcy kobiet. Decyzje o niepodleganiu ubezpieczeniom społecznymi jako pracownik otrzymało 1279 kobiet, zaś jako prowadzące działalność gospodarczą 58 kobiet – to ok. 0,3 proc. wszystkich kobiet, które otrzymały zasiłki. Naprawdę trudno mówić w tym kontekście o „narażaniu się na kontrolę” - argumentuje Grzegorz Dyjak.






































