REKLAMA

Dlaczego tak nienawidzimy węgla? Czytelnik zapytał, odpowiadamy

Do naszej redakcji napisał Czytelnik z pytaniem, dlaczego w Bizblogu tak bardzo nienawidzimy węgla. A że najczęściej o energii i czarnym złocie piszę akurat ja, to postanowiłem odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Zanim jednak przedstawię swoją argumentację, gorąca prośba: nie mylmy pojęć, bo tak nigdzie nie dojdziemy.

wegiel-wydobycie-i-uzaleznienie-gospodarki
REKLAMA

Zastanawia mnie bardzo skąd w waszych artykułach tyle nienawiści i jadu do tematów węgla? Każdy artykuł wygląda podobnie - nagonka na górników i całą branżę - tak zaczyna się list do naszej redakcji od jednego z Czytelników. 

REKLAMA

Odpowiadam najpierw w wersji krótkiej: nie nienawidzę węgla, ale rachunki wynikające z uzależnienia od niego polskiej gospodarki już jak najbardziej tak. 

A zanim przejdę do wersji dłuższej - ważny kontekst. Na Górnym Śląsku żyję za niedługo już pół wieku. Mieszkam teraz ok. 10 km od słynnej niestety na całą Polskę kopalni Wujek. W swoim życiu miałem sporo znajomych i bliskich kolegów, którzy pracowali, albo cały czas pracują w kopalniach, ale nie przy związkowych biurkach, ale na samym dole. Jako dziennikarz sam miałem okazję zjechać te kilkaset metrów w dół. Jak chcesz przekonać się na własnej skórze, jak wygląda praca górnika, serdecznie zapraszam, gwarantuję niezapomniane wrażenia. 

Z górnictwem, górnikami i też ratownikami górniczymi związana jest moja wieloletnia praca dziennikarska. Jedną z niezapomnianych do końca życia była katastrofa w kopalni Halemba z listopada 2006 r., kiedy zginęło tam 23 górników. Do ostatnich dni będę pamiętał te kilkadziesiąt kobiet: babć, matek, żon, sióstr i córek, które płacząc, ciągle czekały na kolejne wieści. Sam (jako dziennikarz informację miałem ciut wcześniej) poinformowałem pewne kobiety o losie mężczyzny, na którego czekały, ale niestety na próżno.

Węgiel: jedną stroną medalu wydobycie, drugą uzależnienie

Po co to wszystko piszę? Żeby pokazać temu Czytelnikowi, że wiem dokładnie, czym jest polskie górnictwo. Jestem stąd, nawet sklepy G doskonale pamiętam. Przyznam: wtedy, jak to się u nas mówi za bajtla, oglądałem tamtejsze witryny z zazdrością. Nie siedzę sobie teraz jednak zza biurka, gdzieś na północy Polski i mam tylko jeden cel: hejtowanie górnictwa i górników. To nieprawda. Akurat mnie do tego, że praca górników należy do tych najtrudniejszych i z pewnością najbardziej niebezpiecznych, nie trzeba w ogóle przekonywać. 

Szanuję górników, naprawdę. Nie dość, że praca może i dobrze płatna, ale mocno niewdzięczna, to w dodatku trzeba lawirować między ofertami kolejnych związków zawodowych, które kuszą na swoją stronę. No bo wiadomo: składka związkowa priorytetem ponad podziałami. Ale to wcale nie znaczy, że broniąc ich dobrego imienia i węgla przy okazji też mam iść w zaparte wbrew rozumowi i logice. Bo jedną sprawą jest wydobycie węgla i miejsca pracy z tym związane, a drugą, zupełnie inną uzależnienie od tego surowca polskiej gospodarki, za co już teraz płacimy.

Wydobycie węgla i neutralność klimatyczna

Termin „neutralność klimatyczna” zaczął być odmieniany przez wszystkie przypadki od Szczytu Klimatycznego ONZ COP24 w Katowicach, kiedy prezydent Polski Andrzej Duda oznajmił zszokowanej międzynarodowej publice, że Polska stała, stoi i stać będzie węglem, którego mamy jeszcze na co najmniej 200 lat. To było sześć lat temu. I do tej pory żadnemu rządowi nie udało się przedstawić jednej, spójnej strategii energetycznej. A przecież już wtedy było jasne, że Bruksela stawia na szybki rozwód z gazem i węglem oraz szybszy skręt w OZE. Napaść Rosji na Ukrainę tylko ten proces przyspieszył. 

A co my zrobiliśmy w tym czasie? Niektórzy wspomną o ostatecznym (w końcu!) zatwierdzeniu budowy pierwszej w kraju elektrowni jądrowej. Ale jak przyjedziesz tutaj na Górny Śląsk, podejdziesz pod jedną z kopalni i zadasz pytanie o największe nasze osiągnięcie energetyczne z ostatnich lat, to zapewniam, że większość rozmówców wskaże na umowę społeczną między rządem a górnikami z maja 2021 r. Ten dokument wspomina m.in. o gwarancjach zatrudnienia, indeksacji górniczych uposażeń i o jednorazowych odprawach też. 

Ale najważniejszym załącznikiem jest harmonogram zamykania kopalni, który w pierwotnej, ale ciągle obowiązującej wersji kończy się dopiero w 2049 r. Czyli gremium, do którego tak wiele lat aspirowaliśmy i w końcu staliśmy się jego członkiem, zapowiada uwolnienie od emisji paliw kopalnych w 2050 r. A my zakładamy, że produkcję węgla zamkniemy raptem rok wcześniej. I to ma sens, prawda? Pewnie ani rząd Mateusza Morawieckiego, ani ten Donalda Tuska o tych planach Brukseli nic nie wiedzieli, urzędnicy KE kreślili je wszak w unijnych podziemiach. Tak musiało być, nie może być inaczej…

UE celuje w zielony, a węglowe Chiny i Indie w czerń

Owszem, możemy psioczyć na taki drogowskaz energetyczny KE. I pokazywać wszem wobec, że takie mocarstwa jak Chiny, czy Indie mają w nosie jakieś zielone plany UE i w kolejnych latach planują rekordową węglową ekspansję. Sam o tym na łamach Bizbloga pisałem nie raz. A że ziemski klimat nie dzieli się na kontynenty, to łatwo w ten sposób zielone starania Brukseli zagonić w kozi róg. Tylko co z tego wynika? Przecież polityka klimatyczna UE nie jest nam odgórnie narzucana, potrzeba jest zgody poszczególnych rządów i nasz - wtedy pod kierownictwem jeszcze Morawieckiego - te wszystkie zmiany, nad którymi teraz kwiczy pół Polski, po prostu też klepnął.

Czyli jeszcze raz: UE ogłasza ramy swojej polityki klimatycznej i uzyskuje zgody rządów członkowskich. Nasz premier też to aprobuje, a potem - w imię wewnątrzpartyjnej rozgrywki o wpływy - wszystkiemu zaprzecza i zrzuca winę na opozycję - dzisiaj rządzącą. Potem my - pomni swoich unijnych zobowiązań - podpisujemy z górnikami umowę, która de facto wyklucza ich realizację. I to ma sens, prawda? To znowu wina tej złej, zielonej Brukseli, która inne zdania ma w głębokim poważaniu. Polska jest niewinna. Jak zawsze, co nie? Ale mamy zawsze ostateczne wyjście z tej sytuacji: obraźmy się na Brukselę i jej politykę i w geście protestu opuśćmy jej szeregi. A jeżeli nie, to dostosujmy się do unijnych kryteriów, na które przecież sami się zgodziliśmy.

Szkoda, że nie rozmawiam z górnikami, zamiast ze związkowcami

Na razie Polska postanowiła w tej sprawie stanąć w rozkroku. Nowy rząd, który miał ruszyć z kopyta, do tej pory nie potrafi zlikwidować tragicznej zasady 10H, która od 2016 r. bardzo skutecznie blokuje rozwój lądowej energetyki wiatrowej. Rzecz jasna umowa społeczna z górnikami cały czas obowiązuje, a Ministerstwo Przemysłu co chwilę uspakaja górników i twierdzi, że ten dokument będzie realizowany w pierwotnej wersji. W tym czasie Polacy zaczęli płacić większe rachunki za ogrzewanie i za prąd. Ale to wcale nie jest słynna „wina Tuska”, nawet nie Morawieckiego. I Szydło też nie. 

To efekt tego, że UE realizuje swoją politykę klimatyczną, a Polska cały czas rozgląda się wokół siebie. Bo w tej układance sporo miejsca zajmuje jeszcze strach. Górnicze protesty zawsze paraliżowały władze, która unika ich jak ognia. Związkowcy, którzy w większości przypadków nie pamiętają już, jak wygląda prawdziwa praca górnika na dole, doskonale zdają sobie z tego sprawę i to z premedytacją wykorzystują. Dlatego co chwilę jest o podwyżkach pensji górników, o jakiś wyrównaniach inflacyjnych. Oprócz corocznej Barbórki (grudzień) i 14. pensji (luty). Tak traktuje się u nas każdą inną grupę zawodową, co nie? Pamiętajmy przy tej okazji o dotacji z budżetu państwa, a więc podatników, na rzecz górnictwa. W tym roku to jakieś skromne 7 mld zł.

A szefowie związków zawodowych w górnictwie to w większości przypadków tak po prawdzie politycy. Wiedzą, której władzy, jak i kiedy się przypodobać, gdzie pokazać marchewkę, a gdzie kij. Trud pracy górniczej jest dla nich słownym wytrychem, sami fizycznie nie pracują już od wielu lat. Składki związkowe czynią wszak cuda. A że w kopalniach jest po kilkanaście związków - jest z czym konkurować i w czym wybierać. I to nasz energetyczny pech: że nie rozmawiamy z samymi górnikami tylko z szefami związków zawodowych. Zmieniają się kolejne rządy, zmienia się nawet energetyczny układ sił, ale oni trwają niezmiennie od kilkunastu lat, jak nie lepiej. Tutaj nazwiska nie zmieniają się w żaden sposób.

Węgiel nawet lubię, ale węglowych rachunków już nie

Do węgla nic nie mam. Ale UE wyznaczyła energetyczne kierunki, których powinniśmy się trzymać. Nawet biorąc pod uwagę plany budowy nowych kopalni i elektrowni węglowych w Chinach, Indiach i Indonezji też. Już teraz mocno bije nasz po kieszeniach system handlu emisjami ETS. Obecnie wyemitowanie jednej tony dwutlenku węgla kosztuje ok. 60 euro. A jeszcze w 2018 r., kiedy prezydent Duda mówił o tylko węglowej przyszłości Polski, to było raptem 10–11 euro. Tego nie płaci Kowalski, ale ten, kto emituje i potem sobie to odbija w naszych rachunkach. 

Emisje będą drożeć, to jasne jak słońce. Eksperci przewidują w niedalekiej przyszłości 100 euro za tonę CO2. A to dopiero początek. Za chwilę nastanie również ETS2, który zacznie zliczać emisje z wszystkich budynków i z transportu. Do tego dojdą opłaty za emisję metanu, a u nas nawet 80 proc. kopalni jest metanowa. A na dokładkę dojdzie dyrektywa budynkowa EPBD, wedle której od 2025 r. kraje członkowskie nie będą mogły dofinansowywać źródeł ciepła korzystających z paliw kopalnych z wyjątkiem systemów hybrydowych, takich jak połączenie kotła gazowego z kolektorem słonecznym.

Więcej o węglu przeczytasz na Spider’s Web:

Polska do tego czasu może dalej nic nie zmienić, bronić górników i węgla - wiadomo. Tylko wiecie, jak wtedy będą wyglądać nasze rachunki? Wtedy nie tylko górnicy wyjdą na ulice, wszyscy się tam spotkamy, zobaczycie. I to nie jest żadne wróżenie z fusów. Wystarczy popatrzeć na swoje rachunki sprzed pięciu lat i teraz. Do tego wszystkiego dochodzi pewnie najmniej znamienny szkopuł, czyli nasze zdrowie. O smogu piszę sporo i jestem przerażony. Jeszcze kilka lat temu fatalna jakość powietrza charakterystyczna była dla południa Polski. Dzisiaj nie ma to żadnego znaczenia. Normy przekroczone w tysiącach procent są wszędzie: w górach, nad morzem, na Mazurach. Właśnie tak smog w Polsce doprowadza do przedwczesnej śmierci nawet 50 tys. ludzi co roku.

Nie, nie nienawidzę węgla. Ale wkurza mnie do granic wytrzymałości niezdecydowanie Polski. Już teraz za to wszyscy płacimy i płacić będziemy tylko więcej.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA