REKLAMA

Świat wspiął się na szczyt absurdu i zjechał na sankach. Moralna czkawka po COP28

Zmiany klimatu i globalne ocieplenie przyspieszają i to solidnie. Nie zmieni tego radosne wycie na śnieg w Polsce tych, którzy uparcie, a może celowo, mylą klimat z pogodą. Tymczasem na kolejnym Szczycie Klimatycznym ONZ COP28 ludzkość zachowuje się tak, jakby tuż przed zderzeniem się ze ścianą zastanawiała się, czy faktycznie warto zapiąć pasy bezpieczeństwa. I swoje wywody kończy konkluzją, że jednak chyba warto i ogłasza wszem wobec, że to zrobi. Ale na razie nawet ręki nie podnosi, wierząc głupio, że ściana sama przed nią zacznie uciekać.

szczyt-klimatyczny-paliwa-kopalne
REKLAMA

Na ten szczyt absurdu z tytułu wspinamy się przecież nie od tego Szczytu Klimatycznego COP28. Doskonale pamiętam COP24 organizowany w Katowicach. Zastanawiałem się wtedy nad logiką, która prowadzi organizatorów tych klimatycznych debat, z których na razie niewiele wynika. Po co zwoływać cały świat do węglowej stolicy UE? Na przekór? A może, żeby w tym węglowym sercu dać więcej innym do myślenia? Jeżeli tak, to mam przykrą wiadomość: nie udało się. Co więcej: wtedy prezydent Andrzej Duda swoim zwyczajem postanowił skupić na sobie całą uwagę i rzekł, że Polska stała, stoi i stać będzie węglem, którego wystarczy nam na 200 lat, jak nie lepiej. 

REKLAMA

Zdziwionych i niekiedy nawet zszokowanych min międzynarodowej publiki po tych słowach nie zapomnę nigdy. I teraz jest bardzo podobnie. Globalne ocieplenie przyspiesza, lodowce na biegunach nikną w oczach, sekretarz generalny ONZ grzmi i wzywa do działania, a Szczyt Klimatyczny COP28 organizowany jest w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, czyli u trzeciego producenta ropy na świecie. I czego tutaj nie rozumiecie? Że jednak o żadnym rozwodzie z paliwami kopalnymi nie ma mowy? Bo skończyło się na deklaracjach? I tak dobrze, że w Dubaju, jakiś tamtejszy książę nie poszedł śladem prezydenta Dudy i nie stwierdził, że ropa była, jest i będzie dla nas podstawowym paliwem. A przecież mógł.

Szczyt Klimatyczny, czyli udawany rozwód z paliwami kopalnymi

W ZEA rankiem, 13 grudnia w końcu ustalono treść końcowego porozumienia. W nim wzywa się strony (czyli te państwa, które te porozumienia podpisały) do: 

Odejście od paliw kopalnych w systemach energetycznych w uporządkowany i sprawiedliwy sposób, przyspieszając działania w tej krytycznej dekadzie, tak aby osiągnąć zero netto do 2050 r. zgodnie z nauką.

Więcej o szczycie klimatycznym przeczytacie na Spider’s Web:

Dla niektórych taka treść to sukces, a dla niektórych porażka. Dla mnie osobiście to śmiech na sali. Bo to tak, jakby na naukowej konferencji o rekinach stwierdzić, że bywają one niebezpieczne. I tyle. Zresztą najlepiej ten absurd wskazuje reakcja ministra energii Arabii Saudyjskiej, po tym jak ramowa konwencja Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu (UNFCCC) zatytułowała swój komunikat prasowy: „Początek końca ery paliw kopalnych”. Książę Abdulaziz bin Salman stwierdził w odpowiedzi kategorycznie, że te ustalenia w żaden sposób nie będą miały wpływu na eksport ropy z Arabii Saudyjskiej. No to o jakim końcu paliw kopalnych mówimy? Takie mamy jedynie pobożne życzenia, nic więcej.

Narzucona jednomyślność to paliwo dla zmian klimatu

Bo też znowu wpadliśmy we własne sidła. Ustalono, że na Szczytach Klimatycznych ONZ musi panować jednomyślność. Po prostu. I nawet jak 99 proc. państw chce jakichś zmian, to znajdą się ci, którzy postanowią przeciągać linę dla własnych korzyści. W ten sposób ponownie palmę pierwszeństwa dajemy tym najbogatszym, tym którzy na paliwach kopalnych zbijają majątek i oczekujemy od nich, żeby przestali to robić. Jaki to ma sens? 

To niemal niedorzeczne, że prosimy liderów zajmujących się produkcją paliw kopalnych, aby poprowadzili ludzkość w stronę bezpiecznej przyszłości klimatyczne - twierdzi Charles Fletcher, klimatolog z Uniwersytetu Hawajskiego w Manoa, który bada wzrost poziomu morza, na łamach magazynu Nature.

Jeszcze w poniedziałek, 11 grudnia, wzywano do ograniczenia zarówno zużycia, jak i produkcji paliw kopalnych. Ale ten zapis koniec końców przepadł. Ostateczną treść porozumienia uzgodniono w kuriozalnych okolicznościach. Stało się to wtedy, kiedy akurat na sali nie było przedstawicieli Sojuszu Małych Państw Wyspiarskich (AOSIS), najbardziej narażonych na zmiany klimatyczne. 

Ciężko pracowaliśmy, aby koordynować działania 39 małych rozwijających się państw wyspiarskich, które są nieproporcjonalnie dotknięte zmianami klimatycznymi i dlatego opóźniły się w przybyciu tutaj. Nie wystarczy odwoływać się do nauki, a następnie zawierać porozumienia ignorujące to, co nauka mówi nam, że powinniśmy zrobić. Nie jest to podejście, którego powinniśmy bronić - czytamy w ich oświadczeniu.

Oskarżenia o hipokryzje warto zacząć od siebie

REKLAMA

Ale to wcale nie jest tak, że Polska też ugina się pod naporem najbogatszych eksporterów ropy. Bo co my sami zrobiliśmy od lat z naszym węglem? Jakie konkretne działania podjęliśmy, żeby tego czarnego złota było w naszym miksie energetycznym faktycznie mniej? Z pewnością zasadą 10H na lata zablokowaliśmy rozwój energetyki wiatrowej. Z górnikami zaś umówiliśmy się, że ostatnie kopalnie zamkniemy za ponad ćwierć wieku, w 2049 r., czyli raptem na rok przed planowaną w UE neutralnością klimatyczną. 

W jakim punkcie jest obecnie nasza transformacja energetyczna? Że rok temu była u nas rekordowa sprzedaż pomp ciepła? I super, ale dotąd nie potrafimy ulżyć użytkownikom tego typu urządzeń grzewczych, ustalając preferencyjną taryfę energetyczną. Za to górnikom obiecujemy ciągle gruszki na wierzbie. Polska Grupa Górnicza ma fatalne wyniki finansowe, wydobycie węgla szura po dnie, ale to w niczym nie przeszkadza największej węglowej spółce, żeby otwierać kolejne klasy górnicze i kształcić młodych ludzi, jak dobrze fedrować węgiel pod ziemią. Widzicie tutaj gdzieś jakikolwiek sens? Bo ja wcale, tak, jak w kolejnych bezsensowych niby ustaleniach kolejnego Szczytu Klimatycznego ONZ. 

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA