REKLAMA

Strefy czystego transportu to błazenada. Nawet jednej nie mamy

Przez lata wmawiałem sobie, że polska gonitwa za Zachodem, którą obserwuję od urodzenia, ma ślamazarne tempo głównie przez uwarunkowania gospodarczo-polityczne. Ale teraz już wiem, że przyczyna jest zupełnie inna. My po prostu nie potrafimy raz usiąść przy stole i - opierając się na wiedzy ekspertów i też wcześniejszych doświadczeń - coś raz na zawsze ustalić. I to coraz częściej daje o sobie znać, nawet przy organizacji pierwszych stref czystego transportu w kraju.

strefy-czystego-transportu-LPG-Warszawa
REKLAMA

Spodziewaliście się takiego zamieszania ze strefami czystego transportu w Polsce? Przyznam się bez bicia: ja nie bardzo. Owszem, domyślałem się, że łatwo nie będzie, ale też bez przesady. Najpierw proceduralne błędy opóźniły (co najmniej do 1 lipca 2025 r.) to w Krakowie, a teraz wychodzi na to, że w Warszawie przy tej okazji urzędnicy też postanowili sobie strzelić w oba kolana. A to wszystko dodatkowo umieszczono w odpowiednim kontekście: strefy czystego transportu to atak na wolność jednostki i utrudnienie życia rodzicom zawożącym dzieci do lekarza. Teraz swoje trzy grosze dorzuca również Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich, który reaguje na skargę jednego z mieszkańców Warszawy, który nie potrafi zrozumieć, dlaczego nie może wjechać do stołecznej strefy samochodem zasilanym niskoemisyjnym LPG.

REKLAMA

Badania potwierdzają, że spalanie w silnikach mieszanki propanu i butanu powoduje znacznie mniejszą emisję tlenku azotu niż w przypadku spalania benzyny lub oleju napędowego - twierdzi Biuro RPO.

Strefy czystego transportu, czyli niekonsekwencja ustawodawcy

RPO przy tej okazji zwraca uwagę Ministerstwu Klimatu i Środowiska, które przygotowało regulacje dotyczące stref czystego transportu w Polsce, że nieobjęte takim zakazem wjazdu są m.in. pojazdy zasilane gazem ziemnym.

W procesie spalania gazu ziemnego (metanu) powstają m.in. tlenki azotu, tlenek węgla i nieznaczne ilości węglowodorów - przypomina Biuro Rzecznika.

Przywoływane do tablicy są badania Europejskiej Federacji Transportu i Środowiska dotyczące emisyjności silników napędzanych gazem ziemnym. Biuro RPO przypomina też, że w listopadzie 2020 r. resort klimatu i środowiska w projekcie nowelizacji ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych zaproponował rozszerzenie katalogu pojazdów uprawnionych do wjazdu na teren SCT - właśnie o te zasilane gazem LPG. Ale w ostatecznej wersji nowelizacji, która rząd Mateusza Morawieckiego przyjął na początku października 2021 r., tego zapisu jednak zabrakło. 

Wydaje się, że brak zaliczenia pojazdów samochodowych wyposażonych w instalację LPG do kategorii pojazdów nieobjętych zakazem wjazdu do strefy czystego transportu jest wyrazem pewnej niekonsekwencji ustawodawcy - twierdzi Biuro RPO.

Polska transformacja energetyczna jest za trudna

Co się stało między listopadem 2020 r. a październikiem 2021 r., że ten zapis wycofano? Jacyś lobbyści zadziałali? Biuro RPO też tego nie wie i ma nadzieję, że dowie się od MKiŚ. Ale ważniejsze od tych ustaleń wydaje się zidentyfikowanie pewnego niebezpiecznego mechanizmu. Bo coraz wyraźniej widać, że rozwadniamy naszą transformację energetyczną jak tylko się da na drobne, gubiąc po drodze cały obraz. Słuchamy raz podszeptów tych lobbystów, drugi raz innych, a jeszcze kiedy indziej spijamy słowa z ust górniczych związkowców. Bo tak na przykład nakazuje polityczny kalendarz. 

Naprawdę tak trudno zrobić naradę, dwie, no dobra - może ze trzy, żeby odgórnie ustalić ramy merytoryczne stref czystego transportu w Polsce? Nie można w tym względzie korzystać z wieloletniego doświadczenia zachodniej Europy? Widocznie to za trudne. Z resztą tak jest w każdym elemencie naszej transformacji energetycznej. Od 2016 r. kagańcem dla lądowej energetyki wiatrowej jest zasada 10H. I ówczesna opozycja, przez 8 lat przebierająca nogami tylko po to, żeby przejąć władze, nie potrafiła ustalić odpowiednich zapisów. I teraz nagle MKiŚ decyduje się na legislacyjną wrzutkę i proponuje odległość wiatraków minimum 1,5 km od obszarów Natura 2000. Bo wcześniejsze dyskusje z ekologami i przyrodnikami na ten temat musiały być mission impossible.

Przez to skazujemy się na dalsze uzależnienie od paliw kopalnych, bo energii z wiatru w polskim miksie wciąż będzie za mało - nie ma cienia wątpliwości Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.

Energetyczne „jakoś to będzie” nas zgubi

A co wyprawiamy z górnikami? Powstałe w Katowicach Ministerstwo Przemysłu (żeby związkowcy nie palili opon pod nosem warszawiaków) od miesięcy obiecuje im, że umowa społeczna będzie obowiązywać w pierwotnej wersji, chociaż już nikt poważny nie wierzy w fedrowanie przez następne ćwierć wieku - do 2049 r. Ciągle zatrudniamy w górnictwie węgla kamiennego więcej niż 75 tys. ludzi, chociaż wydobycie miesięczne poniżej 4 mln t staje się normą. 

Jednocześnie przedstawiciele rynku energetyki wiatrowej cały czas mówią o 100 a nawet 200 tys. nowych miejsc pracy. I myślicie, że ktoś połączył te kropki, pomyślał o jakimś programie przekwalifikowań? Doszło z tego powodu do jakiejś burzy mózgu w resorcie klimatu? Niestety, to pytania retoryczne, na które doskonale znacie odpowiedzi.

Więcej o strefach czystego transportu przeczytasz na Spider’s Web:

Co gorsze: nie ma żadnych perspektyw na merytoryczne rozmowy z przedstawicielami branży wydobywczej w naszym kraju. Rząd Mateusza Morawieckiego kluczył wokół tego tematu: w 5 lat powołując 4 pełnomocników ds. górnictwa. Każdy z nich jeździł do Brukseli w sprawie notyfikowania umowy społecznej i każdy wracał z niczym. I rząd Donalda Tuska podobnie też gra na przetrzymanie. Ministerstwo Przemysłu ma jedno zadanie: zadbać o dobry nastrój górników i związkowców, z którymi najlepiej spotykać się regularnie, z czego i tak nic przecież nie wyniknie. Przy okazji trzeba trochę szerzej otworzyć drzwi dla OZE i jakoś to będzie. 

A jak będzie? Takimi opóźnieniami i błędami proceduralnymi - nawet przy organizacji stref czystego transportu - skazujemy się bowiem nie tylko na dalszą pogoń za Zachodem, który teraz ucieka nam głównie energetycznie. Przez to rok w rok będą również puchnąć nasze rachunki za prąd. Kolejne rządy będą nas robiły w socjalnego konia i proponowały jakaś tarcze i zamrożenia. I co roku rosnąć będzie też liczba Polaków, którym życie ukróciła fatalna jakość powietrza. Ale kto by się tym przejmował? O tym w kolejnych kampaniach wyborczych nie usłyszycie. Gwarantuję. 

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA