Polacy płaczą, płacąc za prąd. I opowiadają straszne bzdury
O rachunkach za prąd, które po 1 lipca dostają Polacy do zapłaty, opowiada się masę bzdur. Celują w tym oczywiście politycy. Najbardziej lojalni reprezentanci Zjednoczonej Prawicy publikują w social mediach nowe rachunki za prąd i klną przy tej okazji na czym świat stoi. Od razu też wskazują winnego: tutaj zero zdziwienia, bo wiadomo, że to obecny premier Donald Tusk. Rozumiem, że politycy od najwcześniejszych lat trenowani są w dyscyplinie odwracania kota ogonem. Ale niekiedy bywa tak, że nie wiadomo, ile by tym kotem nie kręcili i tak nie wyjdzie na ich. Wtedy najlepiej postawić przed sobą lustro i dalej pluć do woli.
Nowe rachunki za prąd budzą olbrzymie kontrowersje. Pan Piotr żali się na platformie X, że dostał właśnie nowe rachunki za prąd. Wcześniej płacił jakieś 360-380 zł, a teraz ma do zapłaty ponad 660 zł. Pan Piotr jest patriotą, o czym świadczy biało-czerwona szata graficzna jego konta i opis: „Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie do darów Nieba… Tęskno mi, Panie…”. I pan Piotr uważa, że aż tak zawyżony rachunek to wina obecnie rządzących, dla których ma jedną radę:
Wykopać Was na zbity ryj z rządu.
Przekaz jest bardzo prosty: jak był rząd Zjednoczonej Prawicy, rachunki były niskie, a jak do koryta dorwał się Tusk, to poszły w górę nawet dwa razy. W czym bardzo pomogła ekologia.
Miłość do węgla czy chora ekologia? Znacząca różnica. Chore pomysły pseudo ekologów doprowadzą nas do ubóstwa! - przekonuje dalej pan Piotr (pisownia oryginalna - przyp. red. ).
Rachunki za prąd – wspinamy się na szczyt manipulacji
Pan Piotr w komentarzach może przeczytać, że to co obecnie dzieje się w polskiej energetyce (obowiązujące ceny także), to w głównej mierze zasługa Zjednoczonej Prawicy. I nie, nie piszę tego jako rzekomy zwolennik Koalicji Obywatelskiej, którym nie jestem. Używam takich argumentów, bo energetyka i przemysł wydobywczy są przeze mnie opisywane trzecią dekadę, znam większość uników, sposobów manipulacji i przekłamań. Bo pewne rzeczy się zmieniają, ale wiele trwanie wzruszonych.
Dlatego wiem, że owo poruszenie sympatyków Zjednoczonej Prawicy w social mediach i narracja skoncentrowana na tym, że przez Tuska mamy wyższe rachunki za prąd - to element walki politycznej, którą w przyszłym roku dodatkowo przyspieszy przez wybory prezydenckie. Inna sprawa, że funkcjonariusze prawicy kierowanej przez Jacka Kaczyńskiego wmówili sobie, że im więcej będą strzelać w Tuska, tym większa szansa na łaskawość ich mentora.
I tak trwa ten cyrk na kółkach, który z rzeczywistością ma tyle wspólnego, co pięść z nosem. Bo jeżeli faktycznie mielibyśmy wskazywać winnych tego, że polska transformacja energetyczna nawet na papierze jeszcze nie widnieje, to powinniśmy się sporo cofnąć w czasie i przygotować się niekiedy na bicie we własne piersi. Bo kto, kosztem podatników, wyciągał z finansowego dna Kompanię Węglową i powołał w jej miejsce Polską Grupę Górniczą? Wtedy był idealny czas na reformę polskiego górnictwa, ale władza - kolejny raz - postanowiła zamiast tego rozwinąć przed górnikami czerwony dywan.
Transformacja energetyczna, potrzebne jest lustro
I dobrze, też obiektywnie, ocenić pod tym względem dokonania najpierw rządu Beaty Szydło, a potem Mateusza Morawieckiego. Tylko musimy przy tej okazji na chwilę przestać udawać, nie koncentrować się na politycznym obkładaniu pałą i zdecydować się na szczerość. Przynajmniej na chwilę. I jak już to zrobimy, to czeka na nas lista pytań:
- kto - tylko i wyłącznie ze względów politycznych (wszak stara szkołą mówi, że elektorat powinien ciągle się bać) - ustanowił zasadę 10H, skazując dalszy rozwój lądowej energetyki wiatrowej na niebyt?
- kto udawał reformę górnictwa? Powołując w ciągu pięciu lat czterech pełnomocników ds. branży wydobywczej, którym niczego, poza pobieraniem atrakcyjnych co miesiąc apanaży, nie udało się uzyskać?
- kto uparł się (co też miało wyborczy efekt) na podpisywanie w maju 2021 r. z górnikami umowy społecznej, która zakłada zakończenie produkcji węgla dopiero za ćwierć wieku - w 2049 r.?
Więcej o rachunkach za prąd przeczytasz na Spider’s Web:
Przypomnijmy sobie też przy tej okazji początki 2022 r. Chociaż już miesiącami wcześniej Gazprom zaczął manipulować swoimi dostawami gazu do Europy, to jednak nikt nie przypuszczał, że w ten sposób Moskwa przygotowuj się do ataku na Kijów. Po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji polski rząd bardzo szybko zablokował import węgla z tamtego kierunku. Reakcja może i słuszna, tyle tylko, że całkowicie nieprzygotowana. Trzeba było jakoś zadbać o brakujący wolumen.
Premier Morawiecki obudził się jednak parę miesięcy później i w lipcu 2022 r. nakazał spółkom Skarbu Państwa udać się na węglowe zakupy w celu nabycia 4,5 mln t węgla - na potrzeby polskich gospodarstw domowych. Ta decyzja do dzisiaj nam się odbija czkawką. Nawet związkowcy (ale po ciuchu, przecież teraz nie ma żadnych wyborów, to po co mają krzyczeć?) mówią, że przez tak rozpasły import polskie elektrownie przestały odbierać węgiel z naszych kopalń. Jednym z efektów są rekordowe zapasy czarnego złota: w maju 2024 r. przy kopalniach było 5,32 mln t węgla - najwięcej od maja 2021 r. (5,42 mln t).
Pożegnanie z węglem. Czas na radykalną zmianę
Prawda jest taka, że już teraz jesteśmy węglowym skansenem Europy. I nie byłoby w tym nic złego, że jeden z krajów UE kurczowo trzyma się tradycji wydobywczej. Gdyby nie tak a nie inaczej skonstruowana polityka klimatyczna Brukseli, której jednym z elementów jest system handlu prawem do emisji ETS, który za niedługo będzie nie tylko zliczał dwutlenek węgla ale też metan. I głównie przez to płacimy wyższe rachunki, panie Piotrze. I jak nic z tym nie zrobimy, to będziemy płacić jeszcze więcej, nawet jak koledzy pana Piotra wrócą do władzy. Można krzyczeć, tupać nogą i wyrywać przy okazji włosy, ale tej prawdy po prostu już nie zmienimy.
Co gorsza: przy tej okazji znowu ucieka nam Europa, przez co skazujemy kolejne pokolenia na tak bardzo polską chorobę: wieczną pogoń za Zachodem. Jak zwraca uwagę na platformie X dr Jan Rosenow, członek zarządu Europejskiej Rady ds. Gospodarki Efektywnej Energetycznie (ECEEE): już 59 proc. energii elektrycznej w Europie pochodzi z czystej energii, w tym 19 proc. z energii jądrowej, 17 proc. z wody i 18 proc. z szybko rozwijającej się energii wiatrowej i słonecznej. Tymczasem w Polsce paliwa emisyjne, chociaż z miesiąca na miesiąc z coraz mniejszym wkładem, miały w maju 2024 r. (za Przeglądem Węglowym od Fundacji Instrat) ciągle 69 proc. wkład w nasz miks energetyczny. A tak przedstawia się nasze emisyjne podium: węgiel kamienny 33 proc., węgiel brunatny 22,3 proc. oraz gaz zimny - 7,1 proc.
To też wina Tuska?