REKLAMA

Mocniejszy wiatr zawyża rachunki i odchudza tuczniki? Co za bzdury!

Pamiętacie, jak kilka lat temu ówczesna premier Beata Szydło upierała się, że nasza energetyka oparta będzie jeszcze przez dziesięciolecia na węglu? I atom tu niewiele pomoże? Teraz z kolei w Szwecji przekonują, że stawianie na wiatraki oznacza konkretne straty finansowe i tym samym likwidowanie elektrowni jądrowych nie ma większego sensu. Sprawdziliśmy z ekspertami z Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW), ile w tym prawdy, a ile zwykłego, ale też niebezpiecznego bajdurzenia.

wiatraki-energetyka-wiatrowa-transformacja-energetyczna
REKLAMA

Antywiatrakowa polityka zagościła na dobre w Polsce jeszcze przed 2015 r. i była ważnym elementem zarówno kampanii parlamentarnej, jak i tej prezydenckiej. W ten sposób Zjednoczona Prawica postanowiła puszczać oczko do konserwatywnego elektoratu, który nie lubi zmian i najczęściej chce zostać przy starym. Raczkująca jeszcze wtedy transformacja energetyczna nadawała się do tego idealnie. Można było atakować wiatraki i słońce ile wlezie, przy okazji broniąc węgla własną piersią. I podziałało. W efekcie mieliśmy taki rząd i zasadę 10H, która na lata skutecznie zablokowała rozwój lądowej energetyki wiatrowej. Teraz z podobną manipulacją energetyczną mamy do czynienia też w Szwecji, gdzie tamtejszy rząd coraz bardziej uśmiecha się do turbin i odwraca plecami do atomu. Dwóch skandynawskich ekonomistów akcentuje straty po stronie wiatraków

REKLAMA

Straty wynikają po prostu z tego, że pomimo znacznych dotacji przemysł nie jest w stanie wyprodukować energii elektrycznej po kosztach niższych od ceny rynkowej - przekonuje Christian Sandström i Christian Steinbeck.

Czy rzeczywiście szwedzkie turbiny są aż tak nieopłacalne? Razem z ekspertami z PSEW mówimy głośne: sprawdzamy!

Szwedzkie wiatraki przynoszą tylko straty?

Christian Sandström i Christian Steinbeck przekonują, że szwedzki rząd idąc w kierunku energetyki wiatrowej, decydując się jednocześnie na likwidację elektrowni jądrowych, kierował się wyłącznie względami politycznymi. Teraz zaś, jak wyliczają, branża wiatrowa jest na skraju bankructwa. 

Całkowita strata za lata 2017–2022 wyniosła 13,5 mld koron szwedzkich (1,2 mld euro), co oznaczało marżę straty na poziomie 39 proc. - twierdzą szwedzcy ekonomiści.

Sandström i Steinbeck podkreślają, że od 2017 r. sektor energetyki wiatrowej - analizowany jako całość - nie osiągnął zysków w żadnym roku. Największe straty mają przynosić niewielkie farmy wiatrowe, posiadające od 20 do 30 turbin. Co gorsza: tylko 20 proc. turbin należy do Szwedów, a ok. 13 proc. tego tortu jest już chińska. Czyli w dużym skrócie: inwestowanie w wiatraki nie ma żadnego sensu, bo przynosi spore straty. Lepiej wrócić do znanego i sprawdzonego atomu. Szkoda tylko, że tak po prawdzie nie chodzi o wiatraki a o wybrany model biznesowy.

Im szybciej wieje wiatr, tym bardziej rosną rachunki?

Christian Sandström i Christian Steinbeck to znani w Szwecji przedstawiciele nurtu antywiatrakowego. To środowisko nie od dziś przekonuje, że nowe elektrownie jądrowe to jedyne rozwiązanie, które usprawni szwedzki system elektroenergetyczny. Pierwszy z nich wraz ze specami od fizyki jądrowej stwierdził w trakcie energetycznej debaty w SvD Debatt:

Koszty bilansowania sieci elektroenergetycznej obecnie również szybko rosną ze względu na zwiększoną siłę wiatru - sugerując, że im silniej będzie wiać, tym wyższe rachunki będą płacić Szwedzi.

I przez to obciążenie finansowe Svenska kraftnät, organu odpowiedzialnego za zapewnienie, że szwedzki system przesyłu energii elektrycznej jest bezpieczny, przyjazny dla środowiska i opłacalny, w 2023 r. miał sięgnąć nawet 20 mld koron szwedzkich (ok. 7,4 mld zł) strat. Tymczasem z rocznego sprawozdania wynika, że było to znacznie mniej: ok. 6 mld koron, czyli prawie tyle samo co w 2022 r.

Co też istotne: farmy wiatrowe opisywane przez Sandströma i Steinbecka objęte były umowami PPA (Power Purchase Agreement), które pozwalają na bezpośredni zakup energii elektrycznej od wytwórcy z OZE. 

Po kryzysie energetycznym okazało się to błędną decyzją biznesową. Tak więc to nie same farmy są nieopłacalne ekonomicznie, ale po prostu konfiguracja biznesowa okazała się nieoptymalna. Co więcej, nieprawdą jest także wzmianka, że 13 proc. turbin w Szwecji pochodzi z Chin, ponieważ według informacji podanych przez WindEurope są to zaledwie 1–2 projekty - prostuje Małgorzata Żmijewska-Kukiełka z PSEW.

Przez większe podmuchy chudną też tuczniki

I takich populistycznych, jak widać nic niemających wspólnego z rzeczywistością, informacji pojawia się w szwedzkiej przestrzeni publicznej coraz więcej. Walczy z tym m.in. Szwedzkie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej. Sporo złego w tej sprawie ma robić Skandynawski Instytut Polityki, za którym stoi Południowoszwedzka Izba Handlowa, przedstawiciele biznesu i część finansistów. Ten Instytut stał np. za atakiem na rentowność tzw. zielonej stali i całkowicie pominął przy tej okazji wpływ unijnego systemu handlu emisjami ETS. 

Nieuwzględnienie wpływu handlu uprawnieniami do emisji na przyszłą cenę stali jest tak zasadniczym błędem, że cała analiza kończy się fiaskiem - nie ma wątpliwości Daniel Badman, szef Szwedzkiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.

Wychodzi więc na to, że przy okazji układania energetycznych klocków całkiem od nowa, możemy usłyszeć lub przeczytać jeszcze niejedną bzdurę. Przesadzam? Oceńcie sami:

Więcej o wiatrakach przeczytasz na Spider’s Web:

Przez wiatraki giną i uciekają ptaki i nietoperze, przerywa się naturalne szlaki wędrowne ptaków i oddziałuje niekorzystnie na owady, co może powodować poważne zakłócenia w rolnictwie, sadownictwie i warzywnictwie - przekonuje poseł Janusz Kowalski, już broniący barw politycznych PiS, a nie Solidarnej Polski.

REKLAMA

I jeszcze jedna próbka antywiatrakowych „mądrości”. Wychodzi bowiem na to, że jak bardziej wieje, to nie tylko rosną rachunki za prąd, ale też mniej na wadze przybierają tuczniki.

Zauważyć można, że dobowe przyrosty masy ciała tuczników hodowanych przy siłowniach wiatrowych są relatywnie niższe od tych, jakie można normalnie zaobserwować. Wyniki badań pokazują także, że zużycie paszy na jednostkę przyrostu masy ciała jest o około 20–25 proc. wyższe u zwierząt przebywających najbliżej siłowni wiatrowej (50 m od siłowni) - twierdzi poseł Kowalski, ale niestety wyników tych badań nie pokazuje.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA