Rząd kasuje górniczy plan PiS-u. Nowy też pożre miliardy
Pewnie spadł wam kamień z serca, jak usłyszeliście, że rząd jeszcze raz policzył koszt powołania do życia Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE) i z tego planu zrezygnował? No to niech ten kamień szybko wraca na swoje miejsce. Bo górnictwo i tak zje kolejne miliardy złotych.

Przypomnijmy: NABE to był pomysł Jacka Sasina, który jako szef Ministerstwa Aktywów Państwowych w rządzie Mateusza Morawieckiego kombinował, co robić z elektrowniami węglowymi ze spółek energetycznych, żeby te w kolejnych latach nie ciągnęły ich i całego górnictwa na finansowe dno. Chociaż wielu krytykowało tę ideę, zarzucając rządowi chęć wylania dziecka razem z kąpielą, to innego po prostu nie było. Do teraz. Obecny rząd Donald Tuska postanowił policzyć wszystko jeszcze raz, zwłaszcza, że jesteśmy w zupełnie innej rzeczywistości niż jeszcze parę lat temu. Finansowej i energetycznej też. I wyszło na to, że NABE będzie jednak za droga.
Koncepcja integracji wszystkich aktywów węglowych ze spółek energetycznych w ramach jednego podmiotu tj. NABE, przy obecnych uwarunkowaniach rynkowych, jest nieuzasadniona ekonomicznie ze względu na brak źródeł pokrycia skumulowanej luki finansowej za cały okres 2025-2040 sięgającej 53,8 mld zł - czytamy w projekcie uchwały uchylającym regulacje związane z powołaniem NABE.
Nie martwicie się, górnictwo i tak dostanie miliardy złotych
53,8 mld zł w 15 lat. To daje jakieś 3,5 mld z małym hakiem rocznie. Całkiem sporo. Mądry w takim razie mamy rząd, że się na to nie zgodził. Ile trzeba byłoby czekać, żeby władza w końcu górnikom prosto w twarz odważnie prawdę powiedziała, prawda? Niestety, mam przykrą wiadomość. Ani też rząd nie jest zbyt rozsądny, ani też odważny. Zamiast tego znowu jesteśmy świadkami gry pozorów, w której jedną ręką górnictwu coś się odbiera, w blasku fleszy, a tą schowaną w cieniu - po cichu dodaje.
Spieszę z wyjaśnieniem. NABE jest już de facto zakopana i nie ma o czym rozmawiać. Ale Ministerstwo Energii napisało do Stałego Komitetu Rady Ministrów w całkiem innej sprawie. Chodzi o jeszcze większe niż do tej pory planowano pieniądze z budżetu państwa na restrukturyzację polskiego górnictwa węgla kamiennego. W 2026 r. miało to być 5,5 mld zł. Okazuje się, że to za mało. Trzeba więcej kasy, zdaniem resortu energii, na redukcję zdolności produkcyjnych spółek górniczych.
Zwracam się z prośbą o uwzględnienie w ustawie emisji skarbowych papierów wartościowych na potrzeby finansowania dopłat do redukcji zdolności produkcyjnych spółek objętych Nowym Systemem Wsparcia w kwocie 2,5 mld zł - czytamy w piśmie sygnowanym przez Wojciecha Wrochnę, wiceministra energii.
Kasa Polaków na sektor, który przebił już dno
Czyli zamiast 5,5 mld zł, w przyszłym roku z budżetu państwa na górnictwo węgla kamiennego miało pójść w sumie 8 mld zł. A NABE, że tak przypomnę, miała kosztować nas ok. 3,5 mld zł rocznie i była - zdaniem tego samego rządu - za droga. I czego nie rozumiecie? Ale po drodze okazuje się, że te 8 mld zł (te dodatkowe 2,5 mld zł miało przyjąć form obligacji, co podobno powodowało grymas niezadowolenia w Ministerstwie Finansów) to też może być za mało. Przynajmniej zdaniem spółek górniczych. Te chciałyby znacznie więcej.
Zapotrzebowanie zgłoszone przez spółki sektora górnictwa węgla kamiennego opiewa na kwotę 10,7 mld zł - czytamy w piśmie Ministerstwa Energii do rządu.
To ogromne pieniądze, które ma pożreć sektor, który i tak jest na dnie. Przesadzam? To spójrzmy na wydobycie. Już pal licho, że obecnie miesięczna produkcja powyżej 4 mln t (przed majem 2020 r. do takiej sytuacji nie doszło nigdy w historii sektora) graniczy z cudem. W tym roku ta sztuka powiodła się wszak tylko raz - w styczniu 2025 r. produkcja węgla wyniosła 4,03 mln t. Jeszcze gorzej jest jak zerkniemy na wykresy dotyczące koszt produkcji tego węgla w spółkach wydobywczych. Średnia za 2024 r. to było 945 zł za tonę ekwiwalentu węglowego. Już wiadomo, że w 2025 r. udało nam się pod tym względem przebić granicę 1000 zł. Tymczasem średnia za 2021 r., raptem 4 lata temu, wyniosła 470 zł. Czyli w okresie odpowiadającemu jednej kadencji parlamentarnej koszt wydobycia węgla w Polsce wzrósł ponad dwukrotnie.
Rząd jedzie slalomem, ale awantury z górnikami nie ominie
Rząd robi wszystko, żeby z górnikami się nie pokłócić. Ale jednocześnie na kilka metrów przed ścianą, dociska gaz do deski. Bo o górnikach i ich zarobkach można powiedzieć sporo kiepskich rzeczy, ale w jednym trzeba ich bronić. Podobnie jak każda inna grupa zawodowa, chcą po prostu wiedzieć, na czym stoją i jaka czeka ich przyszłość.
Władza już raz z nimi coś ustaliła i w maju 2021 r. podpisała umowę społeczną, zakładającą konkretną pomoc dla zwalnianych górników, a także harmonogram zamykania kopalń do 2049 r. Tylko ani poprzedni rząd, ani obecny (nieistniejące już Ministerstwo Przemysłu nawijało makaron na uszy górników w tym temacie przez rok) nie może dalej zapewnić, że ta umowa będzie realizowana.
A związkowcom powoli kończy się cierpliwość. Jak zwykle straszą protestami, nawet strajkiem generalnym. Rząd milczy, po cichu szuka wiceministra energii ds. górnictwa i myśli, że jakoś to później będzie. Niestety, nie będzie. Awantura zaś dotycząca naszego górnictwa jest już bardziej niż pewna. Nawet jak nowy wiceszef resortu energii też będzie górnolotnymi zwrotami uspokajać związkowców w sprawie umowy społecznej.
Więcej o górnictwie przeczytasz w Bizblog:
Dlaczego? Bo przecież wszyscy wiemy, że jedną z największych bolączek naszego górnictwa węgla kamiennego, który przez ostatnie lata windował koszt wydobycia węgla ostro w górę, jest poziom zatrudnienia. W lipcu br. (to ostatnie dane) w sektorze zatrudnionych było ciągle ponad 72 tys. pracowników. I koniec końców, jeżeli polski węgiel, a nie ten znacznie tańszy z importu, faktycznie ma stanowić naszą energetyczną rezerwę, trzeba z tym nadmiarem górniczych etatów zrobić porządek. Wychodzi na to, że rząd ma w tej sprawie jakiś plan. Po to m.in. podobno potrzebne są dodatkowe pieniądze z budżetu.
Na elastyczne finansowanie restrukturyzacji zatrudnia - wskazuje wiceminister Wrochna.
Stawiam dolary przeciwko orzechom, że ta elastyczność nie za bardzo spodoba się górniczym związkowcom. Faktycznie, jak ostatnio sugerował Dominik Kolorz, przewodniczący śląsko-dąbrowskiej Solidarności, szykuje nam się wiec wyjątkowo gorąca jesień i zima też. Mimo że tych dodatkowych 2,5 mld zł jednak ma nie być. Ministerstwo Finansów nie zgodziło się na tą dodatkowo dopłatę.