Związkowcy z Solidarności regularnie donoszą do inspekcji pracy o przypadkach naruszania bądź omijania przepisów o zakazie handlu w niedziele. Efekt? Według zainteresowanych: niemal żaden. Sądy umarzają sprawy, tłumacząc swoje decyzje „niską społeczną szkodliwością czynuˮ.
Handlowa Solidarność nie próżnuje. Główna Inspektor Pracy Katarzyna Łażewska-Hrycko potwierdziła, że związkowcy zasypują jej urząd zgłoszeniami różnego rodzaju nieprawidłowości. Od lutego 2022 r., czyli momentu uszczelnienia zakazu handlu w niedziele, PIP przeprowadziła aż 27,5 tys. kontroli związanych z przestrzeganiem przez sklepikarzy nowych przepisów.
Sęk w tym, że absolutnie nic z tego nie wynika. Po stwierdzeniu możliwości złamania prawa, inspektorzy kierują sprawy do sądów i prokuratorów. W praktyce oznacza to, że właściciel sklepu może spać spokojnie.
Według Głównej Inspektor Pracy to wynik braku jednolitej interperetacji
Sklepy coraz częściej powołują się na korzystanie z wyjątków przewidzianych w ustawie. Obejmują one sytuacje, w których placówka handlowa wypożycza książki albo sprzęt sportowy. Sąd Rejonowy w Jeleniej Górze uznał niedawno, że przepisy nie precyzują, że taka dodatkowa działalność musiałaby być działalnością przeważającą, by sklep miał prawo otworzyć się w niedziele.
To oznacza, że wystarczy, że placówka postawi u siebie stand z książkami albo kilka hantli w rogu i w razie kontroli ma szansę spokojnie się wybronić. W przypadku jednego ze sklepów w Jeleniej Górze tak właśnie się zresztą stało, choć adwokat broniący przedsiębiorcy zauważył, że mogłoby stać się inaczej, gdyby sąd uznał, iż działalność ma charakter fikcyjny.
Nie zmienia to faktu, że zakaz handlu stał się fikcją
Największe sieci handlowe w kraju nie zdecydowały się na otwieranie sklepów w niedziele, choć Biedronka była już o krok od takiej decyzji. Jej konkurencja czeka teraz zapewne z niecierpliwością na dalsze pomysły Jeronimo Martins. Warto przecież pamiętać, że konieczność uszczelniania przepisów pojawiła się, gdy właściciele popularnej Biedry postanowili zamienić sklepy w placówki pocztowe. W ciągu kolejnych tygodni do takiej koncepcji zaczęły przekonywać się wszystkie największe marki w Polsce.
Teraz handlowi giganci siedzą cicho, reszta rynku nie ma jednak skrupułów, by bawić się z ustawodawcą w kotka i myszkę. Szansy na zmianę tego stanu rzeczy nie widać nawet, gdyby Solidarności udało się przepchnąć kolejne uszczelnienie zakazu. Sądy uznają zatrudnianie kasjerów w niedziele za czyn o niskiej szkodliwości i wyraźnie szkoda im czasu na dyscyplinowanie niepokornych przedsiębiorców. I tak praktyka pokazała, że szumnie wprowadzane przez Prawo i Sprawiedliwość przepisy są zwykłym humbugiem.