Nie mam wyrobionego zdania względem ekologicznych i klimatycznych protestów. Jedno wiem na pewno: nie powinny nikomu utrudniać życia, zwłaszcza tym, którzy do większych emisji i zmian klimatu przyczynili się w najmniejszym stopniu albo nawet wcale. Zastanawia mnie też efektywność tego typu akcji, chyba głównie przeprowadzanych na zasadzie: byle było głośno, byle o tym mówili. A do Greenpeace Polska mam radę: następnym razem, jak będziecie chcieli namawiać do odchodzenia od węgla, na cel błagam nie bierzcie Ministerstwa Przemysłu, to nie ma przecież żadnego sensu.
Polski Greenpeace postanowił nadepnąć na odcisk górnikom i przeprowadził akcję protestacyjną akurat w ich święto, czyli Barbórkę. Na katowickim gmachu Ministerstwa Przemysłu rozwiesili wielki transparent z napisem „Węgiel jest skończony, przestańcie ściemniać!”. Nie wiem, czy to do końca dobry pomysł. Przecież na Śląsku uroczystości związane z Dniem Górnika, przypadającym tradycyjnie na 4 grudnia, trwały od początku tygodnia. Było wręczanie medali i niezliczone toasty, że o karczmach piwnych nie wspomnę.
Jest więc szansa, że zmęczeni jubilaci nawet tego banneru nie zauważyli. No chyba że ta akcja nie była wycelowana w nich, a w sam resort, specjalnie ulokowany przez premiera Tuska w stolicy województwa śląskiego. Ale wtedy też radzę, żeby następnym razem to przemyśleć dobrze dwa razy. Lepiej chyba uderzyć w tych, którzy faktycznie mają względem dekarbonizacji coś do powiedzenia. Resort przemysłu do nich nie należy, gwarantuję.
Greenpeace niestety pomylił gmachy
Nie, to wcale nie moja chora wyobraźnia, tylko niestety fakty. Ministerstwo Przemysłu nie ma jeszcze roku. Wcześniej mogło się wydawać, że lokalizacja resortu w Katowicach, to doskonały plan na to, żeby administracja rządowa bardziej wsłuchiwała się w troski branży górniczej i żeby w kontakcie z nią wypracowała jakąś ścieżkę dekarbonizacji. Złośliwi wskazywali, że w ten sprytny sposób premier Tusk wyzwolił Warszawę od palonych opon w trakcie górniczych protestów. Teraz tego typu manifestacje kierowane są bezpośrednio do Katowic.
I może w tym ostatnich zdaniach jest ciut prawdy, ale z resztą bardzo trudno się zgodzić. Szybko bowiem okazało się, że głównym zadaniem Ministerstwa Przemysłu jest tylko i wyłącznie dbanie o dobry nastrój górników, żeby nie protestowali ani w Warszawie, ani w Katowicach, ani nigdzie indziej. Dlatego od początku słyszeliśmy zapewnienia z ust szefostwa resortu o tym, że podpisana umowa społeczna w maju 2021 r. jest święta i nie do ruszenia. Pal licho, że eksperci przy tej okazji robili znaczące kółko na czole i jednoznacznie stwierdzali, że ten dokument - zezwalający na wydobywanie węgla jeszcze przez ćwierć wieku, do 2049 r. - nadaje się do kosza.
Elektrownie węglowe przejdą do pozycji źródeł rezerwowych gdzieś w okolicach 2035 r. Niezależnie od pewnych działań lobby węglowego wstrzymującego transformację energetyczną, będzie ona postępować, ponieważ będzie zmieniał się światowy przemysł i technologie - tłumaczył to bardzo dokładnie w rozmowie z Bizblog.pl prof. Konrad Świrski, prezes Zarządu Grupy Transition Technologies i wykładowca na Politechnice Warszawskiej.
Dekarbonizacja wywołuje w Ministerstwie Przemysłu wysypkę
W Ministerstwie Przemysłu krzywili się też na nowe normy jakości paliw stałych, w tym węgla. Wcześniej przecież związkowcy straszyli, że jak w końcu z rynku zniknie myląca konsumentów nazwa „ekogroszek”, to trzeba będzie zamykać kopalnie i zwalniać górników. Ów „ekogroszek” jest już zakazany prawnie od 1 grudnia. Ale na Śląsku tym razem przeszło to bez większego echa. Dziwne, prawda?
A co było z ambitnym scenariuszem Krajowego Planu w dziedzinie Energii i Klimatu do 2030 r. (KPEiK), który zakłada, że już w 2030 r. węgiel będzie miał udział w naszym miksie energetycznym na poziomie tylko 22 proc.? Podobno miało w tym temacie dojść do srogiej kłótni między Ministerstwem Klimatu i Środowiska a Ministerstwem Przemysłu. Bo też ten drugi resort musiał się z tego ambitnego scenariusza tłumaczyć górniczym związkowcom, których już przyzwyczaił do sporej spolegliwości.
Dlatego wywieszanie nawet największych banerów na gmachu Ministerstwa Przemysłu nie ma żadnego sensu. Stawiam orzechy przeciwko dolarom, że na korytarzach resortu do tej pory turlają się z tego ze śmiechu. I Greenpeace Polska powinien sobie z tego doskonale zdawać sprawę. Wydaje się zresztą, że aktywiści wiedzą, do kogo powinni uderzyć w pierwszej kolejności.
Więcej o Greenpeace przeczytasz na Spider’s Web:
Polska polityka energetyczna opiera się na kłamstwie, że węgiel ma przyszłość. Największym prezentem na Barbórkę, jaki premier Donald Tusk może zrobić górnikom to zdobyć się na szczerość. Prawda jest taka, że w ciągu najbliższych 10 lat zamkną się najpewniej wszystkie elektrownie węglowe w Polsce - twierdzi Marek Józefiak, rzecznik i ekspert ds. polityki ekologicznej w Greenpeace Polska.
A Anna Meres, koordynatorka kampanii klimatycznych w Greenpeace Polska, dopowiada:
Donald Tusk kontynuuje politykę energetyczną PiS-u, choć sam wielokrotnie ją krytykował. Premier pudruje problem, zamiast go rozwiązać. Problem nierentownego górnictwa sam nie zniknie i rząd musi się wziąć do roboty.
Wychodzi więc na to, że tego typu akcje - o ile jest w ogóle sens ich organizowania - powinny odbywać się w Warszawie pod okiem i uchem premiera Tuska. Inaczej aktywiści wpadają w sprytną pułapkę i swoje żale celują w Ministerstwo Przemysłu, które nie po to powołano do życia.