Kredyt #naStart. Żenujący spektakl w Sejmie, chyba nie wiedzieli, że to się nagrywa
„Polacy inwestują w mieszkania i oczekują, że ceny nie spadną” - tak powiedział wiceminister rozwoju Jacek Tomczak. Państwo powinno co najmniej nie ułatwiać inwestowania mieszkania, tymczasem resort od miesięcy próbuje przepychać dopłaty do kredytów kolanem, bo martwi się wcale nie o rodziny, których na mieszkanie nie stać, ale o tych, którzy tym rodzinom mieszkania sprzątają sprzed nosa. Głowa wybucha, że te słowa padły i nikt za to nie beknął. Fot. Zdjęcie głównie: Zrzut ekranu z nagrania obrad komisji.
Kredyt 0 proc. zaczyna dzielić Polaków. I to ostro. A przykłada do tego rękę państwowy urzędnik. Po posiedzeniu komisji nie tylko mi głowa wybucha, cały portal X tym żyje od środowego popołudnia. Tym - czyli nagraniem sejmowej komisji infrastruktury, którego wyciek powinien doprowadzić do szeregu dymisji w polskim rządzie. W zasadzie to żaden wyciek, obrady komisji były publicznie dostępne, ale najwyraźniej uczestnicy komisji nie zdawali sobie sprawy z tego, że są nagrywani.
Napisałam „uczestnicy”, bo byli tam nie tylko politycy wypowiadający skandaliczne tezy i manipulujący faktami, by tylko udowodnić, że kredyt 0 proc. jest potrzebny i społecznie ważny.
Była tam również tzw. „strona społeczna”. Zgadnijcie, kto ją reprezentował? Przedstawicielka deweloperów! A żeby było jeszcze bardziej ciekawiej, nie ujawniła się tam jako członek zarządu jednego z największych firm budujących w Polsce, ale jako reprezentantka Pracodawców RP.
Polska to kraj, który broni interesów najbogatszych
W czwartek rano czekałam z zapartym tchem na wystąpienie premiera, który ogłosi dymisje w kierownictwie MRiT. Nie doczekałam się. A na X ciągle burza. Jak nie macie tam konta, opowiem wam, co się wydarzyło. Skandalem numer jeden są słowa wiceministra rozwoju Jacka Tomczaka, który podczas komisji argumentował, dlaczego ważne jest wprowadzenie programu mieszkaniowego opartego na trzech filarach, z czego jednym jest kredyt #naStart zwany również kredytem 0 proc.
W internecie krąży cytat:
Polacy inwestują przecież w mieszkania i oczekują, że ceny nie spadną
To nie jest do końca prawda, to skrót nieco zgrabniej oddający sens słów, które naprawdę padły z ust wiceministra:
Polacy inwestują przecież w mieszkania, żeby uciekać przed inflacją i założenie jest takie, że nie stracą, czyli że ceny rosną
Szczerze? Wychodzi na jedno, wiceminister mówi wprost, że trzeba zadbać o tych Polaków, którzy zainwestowali w mieszkania licząc na zyski, więc rolą państwa jest pompować ceny mieszkań, by ci inwestorzy się nie zawiedli.
To nawet nie wymaga komentarza, nie będę was zanudzać serią oczywistych argumentów pełnych oburzenia. Wystarczy tylko dodać, że idąc tokiem myślenia wiceministra, rolą rządu powinno być również wprowadzanie programu Giełda Plus, kiedy akurat nastroje na GPW są słabe, a ceny akcji spadają. Przecież Polacy inwestują na giełdzie, uciekając przed inflacją i liczą, że ceny akcji będą rosły. Można też rozważyć dopłaty dla tych, którzy stracili na kryptowalutach.
To inwestorzy, którzy skupują mieszkania, taktując je czysto inwestycyjnie winni są kryzysowi mieszkaniowemu. A polski rząd chce ratować tych inwestorów, zamiast ofiary kryzysu mieszkaniowego. Niepojęte. W każdym cywilizowanym kraju skończyłoby się to natychmiastową dymisją.
Ale jest też skandal numer dwa.
Wiceminister manipuluje danymi
Trzeba przyznać, że przemowa wiceministra Tomczaka była dłuższa niż ten jeden niefortunny cytat. Padły też bajki o tym, że kredyt #naStart ma wspierać rodziny, o tym, że bez niego spadnie podaż mieszkań i to będzie miało negatywny efekt dla zwykłego Polaka itp. Opowiadał też przy okazji, jakie to fantastyczne bezpieczniki zaszyte są w kredycie 0 proc., żeby nie wywołał wzrostu cen mieszkań (zaraz, a czy przed chwilą nie mówił, że ceny właśnie powinny dalej rosnąć?)
A przy okazji nawijał makaron na uszy, że ceny mieszkań rosną niezależnie od programów dopłat, bo w ubiegłym roku ceny mieszkań wzrosły średnio o 9 proc., a w tym roku już o 7 proc.
Wiecie, dlaczego to stek bzdur? Po pierwsze dlatego, że tegoroczny wzrost wynika z dwóch przyczyn: bardzo duża część aktów notarialnych została podpisana dopiero w I kw. 2024 r., ale były to transakcje zakupu mieszkań z pomocą Bezpiecznego Kredytu 2 proc. Po prostu ten, kto zdążył podpisać tylko umowę przedwstępną na zakup i do końca grudnia 2023 r. złożyć wniosek kredytowy, w statystykach widoczny jest dopiero w 2024 r., kiedy transakcja zakupu została sfinalizowana.
Więcej wiadomości na temat nieruchomości poniżej:
Po drugie, wzrosty w tym roku ciągną obietnice kolejnego programu dopłat, który pierwotnie miał ruszyć wiosną 2024 r. i dość płynnie zastąpić BK2 proc.
I dalej nawet nie będę się zagłębiać, bo wyjdzie z tego analiza cenowa, a takie pisałam w Bizblog nie raz, a tymczasem czeka na was przecież jeszcze skandal numer trzy i to chyba największa bomba.
Deweloper w owczej skórze
Otóż jednym z gości sejmowej komisji była Pani Iwona Sroka. Wiecie, kto to? Członek zarządu jednego z największych polskich deweloperów Murapol S.A. Tylko że Pani Sroka na sejmowej komisji nie reprezentowała interesów deweloperów - że to niby konsultacje z branżą. Nie, wystąpiła w roli przedstawiciela tzw. strony społecznej. Wyobrażam sobie, że strona społeczną w takiej dyskusji są raczej organizacje reprezentujące choćby lokatorów. A tu bach! Deweloper.
Jak to możliwe? Tak, że pani Sroka poza Murapolem jest związana także z Pracodawcami RP. I jest ona tam członkiem Rady Pracodawców RP, a jako ów członek, reprezentuje tę organizację w Radzie Dialogu Społecznego. I cyk, w ten sposób przedstawiciel Rady Dialogu Społecznego już ujdzie jako „strona społeczna”.
Rozumiecie, co tam się dzieje? Deweloper zakłada sobie chwilowo inne ciuszki i udaje, że reprezentuje interesy strony przeciwnej. Myślicie, że członkowie sejmowej komisji nie wiedzieli o jej podwójnej roli? Niemożliwe, żeby nikt nie wiedział, ponieważ pani Sroka bardzo chętnie udziela się medialnie właśnie jako członek zarządu Murapolu, jest osobą publiczną kojarzoną właśnie z branżą deweloperską.
Najprędzej członkowie komisji nie wiedzieli, że jej obrady będą nagrywane i transmitowane, dlatego pozwolili sobie na coś takiego. Żenada.
Zdjęcie głównie: screenshot z nagrania obrad sejmowej komisji