Kredyt 0 proc. na 100 proc. nie będzie na 0 proc. Ale tysiaka miesięcznie i tak zyskasz
To, że nie będzie kredytu na zero procent nie oznacza, że na nowym programie mieszkaniowym Polacy nie skorzystają. Po pierwsze ci, którzy go zaciągną, jeśli w końcu wejdzie w życie, i tak mają być do przodu 800-1200 zł (średnio 1000 zł) na miesięcznej racie – tak obiecuje minister. Po drugie ci, którzy bardzo czekali na kredyt 0 proc., będą mogli wierzyć, że go dostali. Jak to możliwe? Tłumaczę poniżej.
Od miesięcy mielimy dyskusję na temat kredytu 0 proc. obiecanego w kampanii wyborczej, aż zrobiło się to już kuriozalne, a tu ni z gruszki, ni z pietruszki wyskakuje we wtorek minister rozwoju i technologii Krzysztof Paszyk, który bez mrugnięcia okiem na antenie TVP Info oświadcza, że celem projektu dopłat do kredytów, który szczególnie PSL próbuje przepchnąć (z którego wywodzi się minister) jest zaoferowanie Polakom kredytu hipotecznego tańszego niż obecna rynkowa stawka ok. 8 proc. i zejście z oprocentowaniem do 5 a może i 4 proc.
I tak oto we wtorek 3 września okazało się, że kredyt 0 proc. jest już kredytem 4-5 proc.
Spokojnie, to tylko manipulowanie PL2050 i Lewicą
Wiecie, co jest najciekawsze? Że szczegóły projektu dopłat do kredytów, który rodzi się w takich bólach ze względu na niezgodę współkoalicjantów miały zostać ogłoszone po wakacjach. I nadal nie zostały. Minister powiedział to, co powiedział, w sposób, jakby zupełnie nic nowego nie ogłaszał.
O co tu chodzi? O to, że w ten sposób koalicja chce prawdopodobnie ograć samą siebie. I być może nadal w gruncie rzeczy niewiele się zmieniło w projektowanym programie, zmieniła się tylko narracja.
Jak to możliwe? Tajemnica słów ministra może tkwić w tym, że kredyt 0 proc. zwany dziś przez rządzących chętniej kredytem #naStart będzie udzielany tylko do pewnej kwoty. Właściwie kredyt hipoteczny może być wysoki, jak tylko dusza zapragnie i zdolność kredytowa pozwoli, ale preferencyjne warunki będą obowiązywały tylko do pewnej kwoty. I tak zgodnie z ostatnimi znanymi założeniami:
- singlowi przysługiwałaby dopłata do kredytu w wysokości 200 tys. zł;
- dwuosobowym gospodarstwom domowym do 400 tys. zł;
- trzyosobowym do 450 tys. zł;
- czteroosobowym do 500 tys. zł;
- pięcioosobowym lub większym do 600 tys. zł.
To oznacza, że jak para chce kupić mieszkanie i musi zaciągnąć kredyt hipoteczny na 600 tys. zł, 400 tys. zł pożyczone zostanie na preferencyjnych warunkach, a pozostałe 200 tys. zł na zwykłych rynkowych warunkach. I tak oto oprocentowanie za całą pożyczoną kwotę ostatecznie jest wyższe niż to, co ogłoszą politycy i dotyczy tylko części zadłużenia.
Albo w przypadku pięcioosobowej rodziny z trójką dzieci - taka rodzina ma już prawo do kredytu oprocentowanego na 0 proc., ale przecież tylko do kwoty 600 tys. zł. W dużym mieście za taką kwotę dziś chodzą kawalerki. Powiedzmy więc, że mieszkanie, którego taka rodzina potrzebuje, kosztuje 1,5 mln zł, zatem 600 tys. zł będzie pożyczone na 0 proc., ale pozostałe 900 tys. na rynkowe 8 proc. Średnia dla całego zaciągniętego kredytu może więc być właśnie gdzieś w okolicach 5 proc.
Więcej wiadomości o rynku mieszkaniowym
I obstawiam, że właśnie to miał na myśli minister Paszyk. Przy czym niewykluczone, że te limity, które dotąd znaliśmy, w trakcie negocjacji koalicyjnych są właśnie nieco zaostrzane. Skąd ten wniosek?
Rata niższa o 800-1200 zł
Poprzednie wyliczenia pokazywały, że przy kredycie na kwotę 400 tys. zł pierwsza rata preferencyjnego kredytu wynosiłaby 3673 zł, z czego dopłata to 2007 zł. Minister zaś mówił o korzyściach dla kredytobiorców rzędu 800-1200 zł miesięcznie, a więc mniej. I w sumie to poruszanie się jak pijane dziecko we mgle, bo nie wiemy nic na temat tego, czy te 800-1200 zł miałby zaoszczędzić singiel czy pięcioosobowa rodzina, a wiadomo, że każdy z nich miałby dostać inną stawkę preferencyjnego oprocentowania w zakresie 1,5-0 proc.
No, chyba, że ta zasada właśnie zmienia się za kulisami. Ale obstawiam, że nie. I że w ogóle w kredycie #naStart w tej chwili wcale niewiele się zmienia, poza narracją, bo jak widać wyżej, kredyt 0 proc. może być jednocześnie kredytem 4-5 proc. bez ingerencji kogoś, kto zmienia wodę w wino.
A najlepsze jest to, że taka zmiana marketingowej nazwy może pomóc koalicjantom zmienić zdanie i zagłosować za projektem, choć od miesięcy wyrażają głośny i jednoznaczny sprzeciw.
Nie, właściwie to lepsze jest coś innego: w sumie taki kredyt na 4-5 proc. nie wejdzie w życie wcześniej niż w 2025 r., a tymczasem możliwe, że już w 2026 r. na takim właśnie poziomie będą w Polsce kredyty hipoteczne bez żadnych dopłat, bo stopy procentowe spadną.
I cyk! Politycy ogłoszą w końcu pewnie z pompą program dopłat do kredytów, na który może nawet i po roku nie będą musieli wydawać ani złotówki z publicznych pieniędzy.