UOKiK i skarbówka przeprowadziły wspólnie wielką kontrolę rowerów elektrycznych. Nikt nie spodziewał się, że będzie dobrze, ale wyniki zaskoczyły nawet urzędników. Dopuszczonych do sprzedaży zostało jedynie 15 proc. z ponad tysiąca skontrolowanych jednośladów.

Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Inspekcja Handlowa i Krajowa Administracja Skarbowa przeprowadziły kontrolę rowerów elektrycznych. Sprawdzono 1139 sztuk z 29 modeli importowanych spoza UE i wyniki okazały się fatalne. Żaden importer nie zadbał o spełnienie podstawowych wymogów formalnych, nawet tak renomowanej marki jak Marin.
Wielka kontrola rowerów elektrycznych
Akcja kontrolowania rowerów trwała od 5 maja do 31 lipca i obejmowała transporty morskie, drogowe oraz lotnicze. KAS odpowiadała za zatrzymywanie towarów, a Inspekcja Handlowa za ocenę ich zgodności z unijnymi zasadami. Dopiero usunięcie części błędów przez importerów pozwalało na dopuszczenie rowerów do sprzedaży. Ostatecznie udało się to jedynie w przypadku 176 z 1139 sztuk. To zaledwie 15 proc.
Żaden produkt nie miał deklaracji zgodności i instrukcji lub były one nieprawidłowe. Prawie wszystkie modele były oznaczone błędnie lub wcale – czytamy w komunikacie.
UOKiK wyjaśnia, że celem całej operacji było zatrzymanie produktów niezgodnych z przepisami jeszcze na granicy. Urząd podkreśla, że to znacznie skuteczniejsze niż późniejsze wycofywanie ich ze sklepów, gdy trafią już do klientów. Taka strategia ma chronić nabywców przed zakupem ryzykownego sprzętu, a uczciwych przedsiębiorców przed nieuczciwą konkurencją.
Więcej o rowerach przeczytasz w Bizblog:
Co sprawdzano podczas kontroli? Między innymi oznakowanie CE, dane producenta i importera, oznaczenie modelu, instrukcję w języku polskim czy deklarację zgodności. UOKiK tłumaczy, że to podstawowe elementy, które potwierdzają, że produkt spełnia wymagania techniczne. Niestety w każdym z 1139 rowerów czegoś brakowało lub dokumenty były wadliwe.
Ryzyko pożaru akumulatora
Najpoważniejsze były braki w deklaracjach zgodności, które dotyczyły wszystkich modeli. Ten dokument potwierdza spełnianie unijnych norm, dlatego – jak podkreśla Inspekcja Handlowa – jego brak jest bardzo istotny. Oznacza to, że rower nie został rzetelnie przebadany, a producent nie potwierdził jego parametrów. Dla klienta to sygnał, że zakup takiego sprzętu może wiązać się z ryzykiem – np. pożaru akumulatora.
Kontrolerzy odnotowali też liczne problemy z oznakowaniem – w 28 modelach było ono błędne lub nie istniało. UOKiK podkreśla, że znak CE to nie ozdoba, lecz informacja, że produkt spełnia unijne standardy bezpieczeństwa w zakresie zachowania się podczas jazdy czy ładowania akumulatora. Kłopotem okazały się też instrukcje, które były niepełne, źle przygotowane lub nie było ich wcale.
Najgorzej wypadły modele marki Engwe, których importer zgłosił aż osiem wadliwych rowerów. Liczne błędy miały też rowery marek Air i JB firmowanych przez Jobo Europe. Jeśli myślicie, że problematyczne są tylko „no name'y” z Chin, to tak nie jest. Nie lepiej było w przypadku pięciu modeli amerykańskiej marki Marin które również miały komplet uchybień. Skontrolowano takie modele jak Stinson, Larksupr czy Fairfax.







































