Piwo leży na łopatkach pokonane przez mocne alkohole. Browary płaczą, że rząd ich za bardzo dociska akcyzą i pokazują badania, że w odczuciu Polaków piwo jest za drogie. Naprawdę sądzicie, że jest za drogie? To pokażę wam, że jest za tanie.

Sprzedaż alkoholu w ogóle spada - pokazują dane NielsenIQ. I bardzo dobrze. Ale nie spada równo, bo konsumpcja piwa spada chyba nawet dwucyfrowo, czyli najmocniej od 1989 r., a z kolei sprzedaż małpek z wódką wręcz rośnie.
Może w takim razie nad piwem rzeczywiście trzeba zapłakać?
Alkohol w odwrocie
Szczerze? Na żadnym spadkiem konsumpcji alkoholu nie ma sensu płakać, to raczej powód do radości. Według NielsenIQ sprzedaż alkoholu wartościowo spada tylko o 1,8 proc., ale ilościowo już o 5,3 proc.
Na alkohol Polacy wydali w ciągu ostatniego roku 51,6 mld zł. I niby piwo nadal jest numerem 1, bo odpowiada za 44 proc. wszystkich naszych wydatków na alkohol, ale jednak w ostatnim roku dokonała się duża zmiana, bo jak potraktujemy wszystkie mocne alkohole razem jako jedną kategorię, a piwo i cydr jako drugą kategorię, to okaże się, że wydatki na mocne alkohole po raz pierwszy przegoniły wydatki na piwo.
Na mocne alkohole wydaliśmy 24,1 mld, na piwo i cydr 22,6 mld zł, a na wina 4,9 mld zł.
A wiecie, dlaczego tak się stało i piwo zostało pokonane? Bo sprzedaż mocnych alkoholi podkręcają małpki - te same małpki, które dostały po głowie podatkiem cukrowym, ale już się po tym ciosie podniosły i ich sprzedaż znów rośnie - już co trzecia złotówka wydana na wódkę idzie na małpkę właśnie.
Przerażające.
Bo zupa była za słona, a piwo za drogie
Ale wróćmy do piwa. Bo branża piwowarska oczywiście narzeka, że polityka fiskalna rządu powoduje, że piwo obrywa, a obrywać powinny małpki, bo są bardziej szkodliwe.
Ale pokazuje też badania, z których wynika, że i Polacy się z tą narracją zgadzają, bo połowa (51 proc.) uważa, że piwo jest drogie albo wręcz bardzo drogie, a co trzeci konsument sięga po tańsze napoje alkoholowe lub ogranicza zakup piwa ze względu na jego wysoką cenę właśnie - pokazuje badanie Ogólnopolskiego Panelu Badawczego Ariadna z listopada tego roku.
No i proszę - cyk myk, Nielsen rzeczywiście pokazuje spadki sprzedaży piwa i wzrost sprzedaży małpek. Związek Pracodawców Przemysłu Piwowarskiego – Browary Polskie jeszcze dopełnia ten obraz danymi o spadku sprzedaży w ciągu ostatnich sześciu lat, a wygląda to tak:
- od 2019 do 2024 r. krajowa produkcja piwa spadła o 13 proc.;
- w pierwszym półroczu spadek wyniósł już 6,9 proc. r/r;
- dane za miesiące wakacyjne wskazują, że w całym 2025 r. spadek konsumpcji piwa może być wręcz dwucyfrowy;
- a jeśli rzeczywiście tak się stanie, oznaczać to będzie najwyższy spadek wolumenu sprzedaży piwa po 1989 r.
No ok, ale czy to naprawdę źle? Polacy wcale nie piją mało alkoholu, w Europie jesteśmy gdzieś w połowie stawki, a jednak to wciąż piwo stanowi 85 proc. konsumowanego alkoholu - wylicza NielsenIQ - co piwowarscy lobbyści lubią przemilczać.
Więcej o alkoholu przeczytasz na Spider’s Web:
Możemy kupić o 1200 butelek piwa więcej niż 2005 r.
A po drugie - wróćmy do pytania, czy piwo naprawdę jest za drogie? Wręcz przeciwnie. I dotyczy to nie tylko piwa, ale wszystkich alkoholi, bo na przestrzeni lat ich dostępność rośnie, bo pensje Polaków rosną szybciej niż ceny alkoholu.
Dwadzieścia lat temu, w 2005 r. za średnią pensję można było kupić 909 butelek piwa, w 2024 r. 2103, czyli ponad dwukrotnie więcej. To pokazuje, że piwo wręcz tanieje i nie dajmy sobie wmówić, że jest inaczej.
Dla porządku, w 2005 r. można było kupić 121 butelek wódki, teraz 238. Dostępność win z kolei wzrosła w tym okresie z 278 butelek do 313 butelek.
Podsumowując, wino jest dziś o 13 proc. bardziej dostępne niż w 2005 r., wódka o 97 proc., a piwo o 131 proc.
Jakoś nie wygląda mi na to, żeby piwo było ofiarą, raczej jest wielkim wygranym.







































