REKLAMA

Koniec węgla w Polsce, kopalnie zaczynają się po cichu zwijać

Nawet przy okazji nowych norm jakości węgla, które chce wprowadzić Ministerstwo Klimatu i Środowiska, a które zaciekle atakuje, podtrzymując górnicze argumenty, Ministerstwo Przemysłu, widać jak na dłoni, że rząd Donalda Tuska jest cały czas w energetycznym przedszkolu, gdzie jedni przekrzykują drugich, a szans na jedną, zwartą strategię - nie ma wcale. Ale wsłuchując się w słowa szefa PGG, można odnieść wrażenie, że coś zaczęło się dziać. Małymi kroczkami, ale na początku trudno oczekiwać rewolucji.

górnictwo-umowa-spoleczna-PGG
REKLAMA

Polskie górnictwo jeszcze na tak ostrym zakręcie nie było. Z jednej strony na rodzimym podwórku trwa posucha, a wydobycie i sprzedaż węgla kolejny raz nurkują poniżej 4 mln t. Nie widać jednak tego po zatrudnieniu w górnictwie węgla kamiennego, gdzie jeszcze w kwietniu - jak wykazuje to Fundacja Instrat - zatrudnionych było 75723 osób, czyli o 185 etatów więcej rok do roku. Z drugiej strony coraz większą wagę mają zewnętrzne regulacje. Unijne rozporządzenie metanowe udało się na ostatniej prostej zmodyfikować, ale i tak będzie dla polskich kopalni nie lada wyzwaniem. 

REKLAMA

Nie bez znaczenia są też regulacje dotyczące energetycznych możliwości budynków mieszkalnych, czyli dyrektywa EPBD, które uderza w palenie paliw kopalnych. Trzeba tutaj zwrócić uwagę na rozkręcającą się awanturę wokół nowych norm jakości węgla, które proponuje resort klimatu i środowiska. Górnicy twierdzą, że przez to po kieszeni dostaną nie tylko spółki wydobywcze, ale też gospodarstwa domowe, a podpisaną z rządem w maju 2021 r. umowę społeczną będzie można wyrzucić do kosza.

Górnictwo: będzie można szybciej odejść z pracy?

To tylko niewielki wycinek kłopotów polskiego górnictwa, nie wspominając o zaawansowanym wieku naszych bloków węglowych (średnio 50 lat), czy o wsparciu dla elektrowni węglowych z rynku mocy tylko do 2028 r. A przecież cały czas obowiązuje umowa społeczna, która zawiera harmonogram zamykania kopalń do 2049 r., gwarancje zatrudnienia czy system jednorazowych odpraw. Ministerstwo Przemysłu od miesięcy obiecuje górnikom, że jej zapisy nie będą zmieniane. Ale można mieć co do tergo coraz większe wątpliwości, zwłaszcza po ostatnich wypowiedziach szefa PGG Leszka Pietraszka.

Zaproponowaliśmy zmiany w ustawie o funkcjonowaniu sektora węgla kamiennego i nowelizację tego aktu prawnego. Proponujemy umieszczenie w ustawie zapisów o dobrowolnych odejściach. Obecnie ten program uruchamiany jest tylko wtedy, kiedy zamykamy kopalnie. My chcielibyśmy jednak móc te programy uruchomić wcześniej, niezależnie od obecnych zapisów w ustawie - stwierdził Pietraszek w rozmowie z Parkietem.

Więcej o górnictwie przeczytasz na Spider’s Web:

Od razu jest jasne, jak ma wyglądać przynęta dla górników, rozważających szybsze odejście z pracy w kopalni. To albo jednorazowa wypłata, albo odprawa w miesięcznych transzach, wypłacana przez kolejnych 5 lat. 

Z naszych wyliczeń wynika, że w efekcie nowelizacji bylibyśmy w stanie zaoszczędzić kilka miliardów złotych na bieżącą działalność związaną z ponoszeniem kosztów zatrudnienia - przekonuje szef PGG.

Koszt pracownicze są cały czas ogromnym obciążeniem dla PGG, nie ma co do tego cienia wątpliwości. Wypłata tylko dwóch corocznych świadczeń: Barbórki w grudniu i 14. wypłaty (nagrody rocznej) w lutym - to jakieś 700 mln zł, jak nie lepiej. Pamiętajmy też, że uposażenia górników co roku są podwyższane. Przecież umowa społeczna zadbała również o właściwą indeksację wypłat na kopalniach. Tak nie jest zabezpieczona żadna grupa zawodowa w Polsce.

Umowa społeczna, czyli co komu pasuje

Przy okazji widać jak na dłoni instrumentalne wykorzystywanie umowy społecznej. Jak coś ma być niezgodne z jej zapisami, górnicy podnoszą raban i od razu grożą „niepokojami społecznymi” - marketingowo wyuczeni, żeby omijać szerokim łukiem słowo „strajk”. Ale jak sami od siebie proponują coś, co nie zgadza się z tą umową - to nikt żadnego sprzeciwu nie zgłasza. Wtedy umowa społeczna nie ma żadnego znaczenia. Sprytne, ale czy skuteczne? To się jeszcze okaże. 

Dla nikogo nie jest tajemnicą, że jednym z głównych kłopotów polskiego górnictwa jest przerost zatrudnienia, przez co wydobycie węgla w Polsce jest najdroższe na świecie (to też wpływa na odbiór polskiego węgla przez nasze elektrownie, nie tylko import, który tak lubią atakować górnicy). Nowe szefostwo PGG doskonale zdaje sobie sprawę, że zatrudniają za dużo górników. O zwolnieniach grupowych nie ma mowy. To może się przydarzyć każdej innej grupie zawodowej, ale akurat nie górnikom. Może inni też kilka razy popalą opony w Warszawie i będą mieć podobny parasol ochronny?

REKLAMA

Stąd propozycja zmiany zapisu w ustawie i dopuszczenie wcześniejszego odejścia górników. Marchewka jest zacna, więc pewnie wielu się skusi. Zawsze jeszcze jest czas na przekwalifikowanie. Tylko w energetyce wiatrowej czeka ok. 200 tys. nowych miejsc pracy. Ale przy tej okazji znowu jesteśmy świadkami tego samego: pojedyncze podmioty zgłaszają jakieś uwagi i rozwiązania. Nie ma jednak żadnych rozmów, nie tylko o normach jakości węgla, umowie społecznej, ale o przyszłości górnictwa.

Na razie dla Kowalskiego to nic nie znaczy. Górnicy kłócą się z rządem, bo to pierwszy czy ostatni raz? Ale za chwilę to się zmieni. Po 1 lipca wszyscy dostaniemy nowe rachunki, na które niebawem wpływ będzie miała efektywność energetyczna budynków, w których mieszkamy. I co wtedy? Co usłyszymy od rządu? Resort klimatu i środowiska dalej będzie kłócił się z Ministerstwem Przemysłu, które coraz bardziej przypomina biuro prasowe polskich górników? Ta energetyczna bierność jeszcze nas za wiele nie kosztuje. Ale wakacje kosztowe dla węglowej Polski właśnie się kończą.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA