Ceny polskiego węgla? Doszło do chorej sytuacji
Kolejny miesiąc funkcjonuje nowe Ministerstwo Przemysłu, fotele prezesów spółek wydobywczych i energetycznych już obsadzono nowymi ludźmi. A z węglem jak było źle, tak dalej jest kiepsko. Podane przez Agencję Rozwoju Przemysłu (ARP) wyniki za kwiecień nie pozostawiają żadnych złudzeń. Produkcja i sprzedaż szorują po dnie. Na przykopalnianych zwałach ostatni raz tak dużo węgla było trzy lata temu. Powinno być tanio, prawda? Otóż nie, przy cały czas rosnącej liczbie górników i słabnącej sprzedaży polski węgiel nigdy nie będzie tani dla tych, którzy będą jeszcze chcieli go kupować.
Wydobycie i sprzedaż węgla złapały lekką zadyszkę, w czym pomogły im zawirowania geopolityczne, ale nie ma co wykonywać nerwowych ruchów, bo pewnie wszystko za chwilę wróci do normy – przekonywali optymiści. Ale po publikacji przez ARP wyników za kwiecień jest wszystko jasne: jesteśmy w środku rewolucji dotyczącej naszego miksu energetycznego, nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
5,1 mln ton wyniósł stan zapasów węgla na koniec kwietnia 2024 r. - podaje ARP.
Ostatni raz nasze przykopalniane zapasy były na poziomie ponad 5 mln t trzy lata temu - w czerwcu 2021 r. (5,34 mln t). To najlepszy dowód na to, że wydobycie i sprzedaż kolejny miesiąc jest na dnie. Inna sprawa, co od miesięcy podkreślają związkowcy, że rząd Zjednoczonej Prawicy zalał Polskę tanim węglem z importu. I ten polski, znacznie droższy, nie potrafi się przebić.
Węgiel: produkcja i sprzedaż poniżej 4 mln t
Dawniej wydobycie węgla poniżej 4 mln t było nie do pomyślenia. Do takiej sytuacji nie doszło nigdy w polskim górnictwie. Do maja 2020 r., kiedy produkcja spadła do poziomu 3,19 mln. Od tej pory coś, co było do teraz niespotykane, stało się standardem. I teraz to wydobycie powyżej 4 mln t staje się nie lada wydarzeniem, które coraz rzadziej można trafić. W kwietniu br. nie mieliśmy tyle szczęścia, a produkcja węgla spadła do 3,49 mln t.
Więcej o węglu przeczytasz na Spider’s Web:
Fatalne wyniki dotyczą również sprzedaży czarnego złota. W tym przypadku także w maju 2020 r. z wynikiem 3,46 mln t znaleźliśmy się pierwszy raz w historii naszego górnictwa poniżej 4 mln t. A w tym roku jeszcze nie zdołaliśmy się wybić ponad ten poziom i kwiecień podtrzymał tę tradycję. Sprzedaż węgla w czwartym miesiącu roku wyniosła raptem 3,26 mln t. Gorzej w historii było tylko dwa razy i to całkiem niedawno: w czerwcu 2023 r. (3,03 mln t) i w lutym 2024 r. (3,24 mln t).
Mniej węgla, czyli więcej górników i drożej
Każda inna firma, która miałaby coraz gorszą produkcję i coraz gorszą sprzedaż, pewnie postawiłaby w takiej sytuacji na restrukturyzację zatrudnienia, szukając w ten sposób oszczędności. Ale te prawidła najwidoczniej nie dotyczą polskich górników, których wbrew takim słabym wynikom nie ubywa, a przybywa. Wszak zgodnie z danymi ARP w kwietniu 2024 r. w górnictwie węgla kamiennego zatrudnionych było 75,7 tys. ludzi. Rok temu w kwietniu 2023 r. to było jakieś 75,5 tys.
A skoro coraz więcej górników wydobywa i sprzedaje się coraz mniej węgla, to w konsekwencji nie tylko rosną zapasy, ale też presja na cenę węgla nie odpuszcza. Ten polski opał musi być tym samym drogi i tak rzeczywiście jest. W kwietniu br. zresztą byliśmy świadkami końca trwającej od września 2023 r. tendencji spadkowej jeżeli chodzi o stawki dla energetyki zawodowej. Jeszcze w marcu br. tona węgla kosztowała ok. 481 zł, a w kwietniu już ok. 512 zł. Ciut mniej płacą za to ciepłownie: w marcu 2024 r. tona węgla kosztowała je ok. 618 zł, a w kwietniu 2024 r. ok. 614 zł.