800+ wzrośnie do 1000+? Rząd szykuje jeszcze coś lepszego
500+ nie sprawiło, że Polki zaczęły rodzić więcej dzieci i 1000+ też tego nie sprawi. Tak twierdzi społeczeństwo. Łatwiejszy dostęp do mieszkań może by coś pomógł, ale to droga sprawa. Ale jest coś, na co nie trzeba wydawać pieniędzy, przeciwnie, można jeszcze na tym zarobić. A ministra Dziemianowicz-Bąk już wam to szykuje od 1 stycznia 2026 r.
Pisałam niedawno, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy zaleca Polsce lepsze nakierowanie świadczeń socjalnych, co najpewniej oznacza zabranie 800+ bogatym. Ale nie bójcie się, nic z tego, niedawno jasno odciął się od takich pomysłów premier Donald Tusk, mówiąc, że żadnych progów dochodowych nie będzie, choć koalicjant z twarzą Ryszarda Petru ciągle próbuje o to walczyć. Nic nie zdziała.
Waloryzacja 800+ nieskuteczna
Ale z drugiej strony w koalicji są też tacy, którzy chcieliby ruchu w drugą stronę. 500+ zostało zwaloryzowane do 800+ zaledwie w styczniu 2024 r., a już jest warte raczej 750 zł. Pojawiają się więc głosy, żeby od 1 stycznia 2025 r. zwaloryzować świadczenie do 1000+. Takie całkiem serio głosy, bo wiemy nawet, ile by to kosztowało - szacunki mówią o 17 mld zł.
Dużo. Skoro i bez waloryzacji przyszłoroczny budżet zakłada wydatki na 800+ na poziomie 63 mld zł, zrobiłoby się z tego łącznie 80 mld zł.
No i po co to wszystko? Żeby dzieci się rodziły w Polsce? Zapomnijcie o tym, to nic nie da - i mówią to sami Polacy pytani, co zachęciłoby ich do rodzenia większej liczby dzieci. Nie, tym czynnikiem nie są pieniądze.
Niedawno dokładnie o to zapytał Polaków IBRiS w badaniu dla „Rzeczpospolitej”. I waloryzacja świadczenia 800+ i to nie taka pojedyncza, ale co roku, znalazła się dopiero na czwartym miejscu!
Zaledwie 12,3 proc. badanych odpowiedziało, że ich zdaniem coroczna waloryzacja 800+ skłoniłaby ludzi do rodzenia większej liczby dzieci.
Od 1 stycznia 2026 r. będzie rewolucja
Ciekawe, że wśród trzech najważniejszych czynników wskazanych przez badanych znalazły się dwa, które nie wymagają wyciągnięcia ani złotówki z państwowej kasy.
Numer jeden jednak wymaga. Najczęściej wskazywana odpowiedzią jest łatwiejszy dostęp młodych ludzi do mieszkań - odpowiedziało tak aż 30,7 proc. badanych. Ale to wiemy, tylko że rozwiązanie tego problemu kosztuje, dużo kosztuje. No, chyba żeby zabrać się za ten problem od innej strony niż dopłaty do kredytów hipotecznych i ewentualnie budowanie tanich mieszkań na wynajem przez państwo. Można próbować przegonić z rynku mieszkaniowego inwestorów podatkiem od pustostanów, katastralnym i tym samym zmusić ich do sprzedaży ich betonowych aktywów, a jak podaż skoczy, to i ceny spadną.
Ale zostawmy to, bo politycy na to odwagi nie mają.
Więcej o podatku od nieruchomości przeczytacie w tych tekstach:
Zobaczcie za to, co jest na drugim miejscu - stabilna praca dla młodych ludzi - odpowiedziało tak 22,2 proc. badanych. Bezrobocie mamy w Polsce jedne z najniższych w Europie, raczej cierpimy na brak rąk do pracy, więc w postulacie „stabilna praca” chodzi głównie o ten pierwszy człon.
I zaraz to sobie właśnie załatwimy, a właściwie załatwi nam to ministra Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
Myśleliście, że oskładkowanie umów zleceń i o dzieło poszło w kąt? A skądże! Ministra kilka dni temu w programie Onet Rano Finansowo przyznała, że projekt ustawy w tej sprawie jest gotowy, a jej resort aktualnie rozmawia z Brukselą na temat zmian w KPO w związku z tym, bo oskładkowanie poprzedni rząd w tym planie zawarł.
Problem polega na tym, że pełne oskładkowanie nie tylko umów zleceń, ale i umów o dzieło zapisane jest w KPO od 1 stycznia 2025 r., a ministra nie chce się z pracodawcami o to bić, tylko skutecznie tę reformę w końcu przeprowadzić.
Jak im zwali na głowę takie zmiany z dnia na dzień, karczemna awantura gwarantowana. Więc jej zdaniem, lepiej dać pracodawcom więcej czasu, ale skończyć skutecznie z patologią raz na zawsze. I ja wierzę, że to się w końcu uda, bo ministra zamiast wygrażać szabelką, podchodzi do tego z głową.
I tym samym zlikwidujemy w końcu w Polsce śmieciowy rynek pracy, który nie daje młodym stabilizacji. Bo jak można czuć się bezpiecznie, nie mając nawet dostępu do podstawowej opieki zdrowotnej, nie mogąc pójść na L4, jak się człowiek rozchoruje? A rodzić dziecko w takich warunkach?
A więc, cyk! Od 1 stycznia 2026 r. załatwimy sobie drugi największy problem, który zniechęca młodych do rodzenia dzieci i nawet nie trzeba będzie wydać na niego ani złotówki z publicznych pieniędzy.
Dobra wiadomość jest taka, że trzeci największy problem jest takim, którego rozwiązanie też nic nie kosztuje - to bardziej przyjazny rynek pracy dla kobiet, na który wskazało 17 proc. badanych.
Tu też potrzebna jest zmiana przepisów, które dadzą matkom większą elastyczność. I trochę dobrej woli pracodawców. Ale ci powinni już zacząć rozumieć, że innego wyjścia nie mają, bo demografia wysysa im coraz więcej ludzi.