REKLAMA

Rewolucja na rynku pracy. Miliony Polaków odczują te zmiany

Ci, co przez lata nie byli normalnymi pracownikami, albo tylko udawali, że nimi nie są, żeby płacić mniej na ZUS jako samozatrudnieni, albo pracowali na zleceniu lub umowie o dzieło, mają nabyć wstecz uprawnienia pracowników - te wszystkie lata mają im się liczyć do stażu pracy - to postawienie na głowie sposobu myślenia o rynku pracy, wpłynie na wasze urlopy, okresy wypowiedzenia, ale też na finanse, bo na wysokość odpraw, nagród jubileuszowych czy dodatków za wysługę lat. A mówimy o milionach ludzi w Polsce.

praca urząd pracy
REKLAMA

Myślicie, że największe, co nadchodzi na rynku pracy, to w końcu pełne ozusowanie umów zleceń, które od lat przekładamy, bo wymaga tego KPO? To dopiero początek, bo coraz więcej przecieków mówi o tym, że i umowy o dzieło pójdą pod nóż.

REKLAMA

I to wszystko nabiera większego sensu, kiedy dowiecie się o trzeciej szykowanej zmianie: wliczanie do stażu pracy okresu samozatrudnienia i pracy na umowie cywilnoprawnej. I tu już robi się naprawdę poważnie.

Rozwiązywanie problemu, który sam się już rozwiązał

O pełnym ozusowaniu umów zleceń, które obecnie oskładkowane są jedynie do wysokości pensji minimalnej, po raz kolejny mówić nie będę, bo w ostatnim czasie na łamach Bizblog wszystko zostało tu powiedziane.

Ciekawie za to wygląda kwestia umów o dzieło. Jacek Bereźnicki kilka tygodni temu pisał, że razem z ozusowaniem zleceń pod nóż pójdą też umowy o dzieło. A to dziwne. Musicie znać bowiem kontekst: przez lata rządów Zjednoczonej Prawicy umów o dzieło bronił jak lew Jarosław Gowin - przez jakiś czas przecież wicepremier. Dlaczego? Bo one mają swoją specyfikę. Dzieła często naprawdę są dziełami i ludzie naprawdę z nich żyją, niczego nie udając, nie uciekając w ten sposób przed etatem. 

Ale Jacek pisał… No właśnie, to dziwna rzecz, bo w tym samym czasie eksperci proszeni o komentarz do planów ozusowania również dzieł, robili wielkie oczy. To dlatego, że Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej kluczy, mówi niewiele i właściwie, to nie wiadomo, czy chce coś zrobić z dziełami, czy to tylko plotki. 

Ale tych plotek pojawia się coraz więcej i wygląda na to, że resort rzeczywiście chce i na tym froncie rewolucji. Rewolucji mocno spóźnionej, bo potrzebnej może i dekadę temu, ale dziś już nie, bo problem sam się rozwiązał. W ministerstwie jednak chyba zatrzymali się w myśleniu na etapie sprzed dekady.

Podsumowując: najpierw „Dziennik Gazeta Prawna” informowała, że MRPiPS jednak chce oskładkować dzieła. Potem, z własnych źródeł takie informacje przynosił Business Insider. Z tego, co wiemy obecnie, plan jest taki: umowy o dzieło mają zostać objęte obowiązkowym ubezpieczeniem emerytalnym, rentowym i wypadkowym, ale ubezpieczenie chorobowe będzie dobrowolne. Nieoskładkowane mają zostać tylko umowy o dzieło zawierane przez studentów i uczniów poniżej 26. roku życia.

Ale reszta nie pójdzie pod nóż naraz. Na pierwszy ogień pójdą te umowy o dzieło, które stanowią jedyny przychód, a mówiąc inaczej, nie mają innego tytułu do ubezpieczenia. Rzecz w tym, żeby nie pozwolić Polakom pracować przez całe życie bez zobowiązań, bez odprowadzania składek, bo jak zastanie ich emerytura albo zdarzy się wypadek, to zrobi się problem. 

Dopiero w drugim kroku rozważane będzie oskładkowanie wszystkich umów o dzieło, również takich, gdzie wykonawca odprowadza składki z innego tytułu.

Pracodawcy mogą się zdziwić

Czy to już pewne? Nie, bo wygląda na to, że premier jednak nie zatrzymał się w rozumieniu rynku pracy dekadę temu i może rozumie, co się w międzyczasie wydarzyło (a może po prostu boi się społecznego gniewu?). W każdym razie Kancelaria Premiera nie dała jeszcze zielonego światła na ozusowanie wszystkich dzieł i sprawę analizuje.

A teraz kwestia dla pracowników najważniejsza: ministra Dziemianowicz-Bąk właśnie na antenie RMF FM stwierdziła:

Pracujemy nad takimi mechanizmami, które koszty oskładkowania nie zostaną przerzucone na samych pracowników.

Czyli to nie zleceniobiorcom czy wykonawcom dzieł zniknie z portfela ok. 20 proc. wynagrodzenia, ale to pracodawcy te środki będą musieli dołożyć. Dotąd chyba nikt nie myślał, że tak to się może potoczyć. Jak to się zaraz rozejdzie, zrobi się zaraz niezła chryja.

Ale to i tak nic, bo najlepsze zostawiłam na koniec. Zmiany dotkną nie kilkuset tysięcy osób, ale kilku milionów.

Urlopy, odprawy, dodatki… koniec dyskryminacji milionów Polaków

Mowa o wliczaniu do stażu pracy okresu samozatrudnienia i pracy na umowie cywilnoprawnej. Ministra Dziemianowicz-Bąk wspomina o tym od tygodni, ale w końcu potwierdziła, że to naprawdę się dzieje. Projekt ustawy o zmianie zasad naliczania stażu pracy wkrótce trafi pod obrazy rządu - powiedziała na antenie RMF FM. To znaczy, że jest niemal gotowy.

Co taka zmiana oznacza dla Polaków? Wyrywnym od razu wyjaśniam - to niczego nie zmieni w kwestii emerytur. Owszem, przy przyznaniu prawa do minimalnej emerytury, do której w razie nieuzbierania wystarczającego kapitału emerytalnego dopłaca państwo, mamy wymóg minimalnego stażu pracy 20 lat dla kobiet i 25 lat dla mężczyzn. Ale to inny staż pracy niż ten, o którym mówimy.

Mówimy o stażu pracy wyliczanym na potrzeby praw pracowniczych, a nie na potrzeby ubezpieczeń. Ale i to przełoży się na finanse. Wliczanie stażu pracy z czasu samozatrudnienia czy umów cywilnoprawnych wpłynie na wymiar urlopu, okres wypowiedzenia, na wysokość odprawy, na nagrody jubileuszowe, dodatki za wysługę lat.

Więcej o prawach w pracy przeczytasz na Bizblog.pl:

Nie robi wrażenia? To niech zrobią je liczby, bo zobaczcie, ilu osób może dotyczyć ta zmiana. Wspólnie z dr Tomaszem Lasockim z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego próbujemy to wyliczyć, choć sprawa nie jest prosta, bo nie mamy przecież definicji samozatrudnionego.

Ale w uproszczeniu: to 2,25 mln samozatrudnionych plus 2,5 mln pracujących na umowie zlecenie i do tego jeszcze kilkaset tysięcy z umowami o dzieło. Wychodzi z grubsza 5 mln osób, a mówimy o stanie na teraz, czyli na koniec 2023 r.

Te 5 mln osób, których dotyczy reforma, to dopiero punkt wyjścia, bo przecież należy doliczyć jeszcze tych, którzy dziś już są na etacie, ale wcześniej byli samozatrudnieni czy na umowie cywilnoprawnej. Bo nowa zasada wyliczania stażu pracy ma działać również wstecz! Te 5 mln trzeba więc jeszcze pomnożyć.

O ile? Żeby rozbudzić waszą wyobraźnię, odpowiem tak, jak odpowiedział mi dr Lasocki:

W Polsce działalność gospodarcza zwykle się kończy, kiedy kończą ulgi składkowe, bo po to ją zwykle zakładamy. Kiedyś ulgi kończyły się po dwóch latach, dzisiaj po 5,5 roku.

Resztę sobie dopowiedzcie sami.

REKLAMA

Czy to więc źle? Czy zmiany idą zbyt szeroko? Nie! - zaznacza dr Lasocki. I wyjaśnia, że te zmiany to nadganianie w prawie pracy czegoś, z czym ubezpieczenia poradziły sobie już ćwierć wieku temu.

Pora to wreszcie zrobić, zamiast zamykać oczy i dyskryminować miliony pracowników.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA