Może nie natychmiast, bo wywołacie kryzys gospodarczy. Ale chociaż swoim dzieciom już nie kupujcie, ok? Dlaczego? Bo się za bardzo zakorzenią, rozleniwią, nie będą chciały zmieniać pracy i awansować. A wtedy Polska zacznie się zapadać, a dobrobyt zniknie.

To bardzo duże uproszczenie, wiem. Ale są na to naukowe dowody. Pisał o nich niedawno Grzegorz Siemiończyk, główny analityk money.pl. A ponieważ tych dowodów jest strasznie dużo i można się w tym trochę pogubić, to opowiem wam świat, o którym nie wiecie, w uproszczeniu.
Jesteśmy zbyt leniwi, żeby poszukać sobie lepszej pracy…
Bo tak: europejska gospodarka rozwija się wolniej i jest mniej innowacyjna niż amerykańska. To fakt, nie opinia. Powód? Jednym z nich, według naukowców, jest to, że my tu w Europie znacznie rzadziej zmieniamy pracę.
W Europie średnio 15 proc. zatrudnionych jest w aktualnej pracy krócej niż rok. W krajach zachodniej Europy to nawet 20 proc., a w USA 22 proc. Widzicie różnicę UE vs USA? 15 vs 22 proc.?
No to w Polsce jest jeszcze gorzej, bo tylko 10 proc. jest u nowego pracodawcy krócej niż rok. Ja może i bym napisała, że Polacy są po prostu leniwi, bo nie chcą zmiany na lepsze, nie chcą wyższych pensji ani awansu, ale formalnie to się nazywa niemobilności.
… i dlatego nie dostajemy podwyżek…
I co z tego? To, że badania dowodzą, że taka niemobliność pracowników ma negatywne skutki i to w dwójnasób. Po pierwsze, jest niekorzystna dla nas samych, bo jak za rzadko zmieniamy pracę, to hamuje wzrost płac.
… i stojąc w miejscu, cofamy się
Po drugie, to szkodzi gospodarce, bo hamuje wzrost produktywności. Dorośli ludzie w Polsce nie chcą się szkolić, jeśli już, to tylko po to, żeby nadgonić i utrzymać się na swoim aktualnym stanowisku pracy, na którym pojawiają się nowe obowiązki, a nie po to, żeby znaleźć lepszą pracę, awansować.
No i mamy erozję kapitału ludzkiego, a ostatecznie, wracając do perspektywy UE vs USA, to za oceanem, nie w Europie rozwijają się technologie, badania naukowe, kluczowe innowacje.
Dobra, ale zostańmy przy Polsce. Bo jest z tym u nas coraz gorzej. Jeszcze przed pandemią w USA pracę każdego miesiąca zmieniało 2,5 proc. zatrudnionych. Dla porównania w Polsce tylko 0,6 proc.
A teraz?
Pandemia wszystko przyspieszyła, bo cyfryzacja, bo AI, wszystko dzieje się w firmach szybciej, dużo się zmienia. I z kolei dane Eurostatu sugerują, że rzeczywiście, jak przed 2021 r. w UE pracę w każdym kwartale zmieniało 2-3 proc. zatrudnionych, tak po 2021 r. już 3 proc.
A w tym czasie w Polsce ten wskaźnik rotacji jeszcze spadł i to o połowę - z 2 do 1 proc.
Mieszkania nam ciążą
A gdzie te mieszkania, którymi prowokowałam (przyznaję) w tytule? Ekonomiści tę niską (i szkodzącą gospodarce oraz samym pracownikom) skłonność do zmiany pracy wyjaśniają często tym, że ludzie są uwiązani do swoich mieszkań jak do kotwicy.
Nawet nie tylko z powodu kredytów hipotecznych, po prostu, jak już moje, to tu siedzę do śmierci, szczególnie, że wynajem taki drogi, to jakże to tak zostawić swoje mieszkanie i jechać gdzieś za lepszą pracą?
I teraz tak: Polska jest w czołówce krajów w Europie pod względem posiadania własnego mieszkania - aż 87 proc. społeczeństwa mieszka we własnym. Wysoki udział własności mieszkań w ogóle jest dość charakterystyczny dla całego naszego regionu Europy Środkowo-Wschodniej.
Więcej wiadomości na temat nieruchomości można przeczytać poniżej:
I tak się składa, że jednocześnie właśnie w tym regionie mamy też bardzo niską skłonność do zmiany pracy liczoną właśnie odsetkiem osób, które pracują krócej niż rok u obecnego pracodawcy.
Przypadek?
No więc jak tak pozamykamy się w tych klitach kupowanych na siłę na kredyt, byle tylko być na własnym, to sami ograniczymy sobie możliwość podwyżek, lepszej pracy, awansu, a ostatecznie cała Polska zacznie na tym tracić, gospodarka stanie się ospała, coraz bardziej zacofana i nasz wytargany przez ostatnie 30 lat dobrobyt zacznie się rozpływać.
Mówiłam już, że to duże uproszczenie? Tak? To proszę, nie plujcie na mnie za dużo za to, że nie pozwalam wam kupować mieszkań dla własnych dzieci.