Mieszkaniowa panika w Europie. Szefowa UE załamuje ręce
Nagle ogłoszono kryzys mieszkaniowy. Ale z mieszkaniami nic złego ostatnio się nie stało. Nagle jednak powołano pierwszego w historii komisarza UE ds. mieszkań, nagle szykuje się w pierwszy w historii Szczyt Mieszkaniowy UE, nagle UE chce ratować klasę średnią, nie tylko biednych.

Często nam się wydaje, że to PiS zrobił Polakom kuku programem dopłat do kredytów, który wywindował ceny.
Ale to tylko częściowo prawda. To, co powoduje, że mieszkania stają się coraz mniej dostępne dla ludzi, to fakt, że przestały one służyć do mieszkania.
Dowody, że z mieszkaniami nie ma żadnego problemu
U nas Bezpieczny Kredyt 2 proc. był tym impulsem wzrostowym - najbardziej spektakularnym, w innych krajach było to co innego, ale tak naprawdę to wszystko bez znaczenia, bo i tak znalazłoby się „coś”. Tymczasem mieszkania zaczęły ostro drożeć w całej Europie, USA, Kanadzie itd. kiedy wybuchła pandemia, a cały świat radykalnie obniżył stopy procentowe.
Przez to nie było w co inwestować pieniędzy, cały świat zaczął inwestować w mieszkania - to jedna prawda, taka w zasadzie krótkoterminowa.
Teraz w Polsce zrobiło się spokojniej. Zgodnie z najświeższym raportem Eurostatu ceny mieszkań w Polsce w II kw. 2025 r. wzrosły o 4,7 proc. r/r. Ale kiedy w Polsce jest spokojnie, w innych krajach nadal się gotuje.
Zgodnie z tym samym raportem Eurostatu ceny mieszkań w Portugalii w tym czasie wzrosły o ponad 17 proc., w Bułgarii i na Węgrzech ponad 15 proc., w Chorwacji, Hiszpanii, Słowacji i Czechach wzrost wyniósł miedzy 10 a 15 proc.
Ale spójrzmy szerzej, co stało się w ciągu ostatniej dekady: w Polsce ceny mieszkań wzrosły o 115 proc., a na Węgrzech aż o 257 proc., w Portugalii, na Litwie i w Bułgarii o ok 150 proc., czyli też znacznie mocniej niż u nas.
Wracając do Polski, już kiedyś udowadniałam, że w sumie dostępność mieszkań nie maleje radykalnie, jak spojrzeć na to w dłuższym horyzoncie, bo średnie pensje rosły tak samo szybko. Czyli można powiedzieć, że właściwie nie ma żadnego problemu.
Spoglądając od innej strony, można powiedzieć nawet, że z mieszkaniami w Polsce nawet się poprawiło, bo jeszcze w 2013 r. liczba mieszkań oddawanych rocznie do użytkowania na 1 tys. mieszkańców wynosiła 3,8 proc., a w 2024 r. już 5,3. Buduje się więc coraz więcej i efekt jest taki, że w 2013 r. mieliśmy w Polsce niecałe 360 mieszkań na 1 tys. mieszkańców, w 2024 r. już 426.
Czytaj więcej o nieruchomościach:
Na udowodnienie tej tezy można też podrzucić dane o tym, że w ciągu dekady ceny mieszkań w Niemczech wzrosły tylko o 53 proc., a we Francji tylko o 27 proc. Tam to już w ogóle nie ma problemu.
A jednak jest. I właśnie po raz pierwszy w historii oficjalnie kryzys mieszkaniowy w całej Europie ogłosiła Komisja Europejska.
UE włącza syreny alarmowe
Po raz pierwszy w historii UE chce zmienić przepisy tak, żeby kraje członkowskie mogły łatwiej udzielać pomocy w zakresie budowania i utrzymania mieszkań przystępnych cenowo - nie dla najuboższych, ale dla zwykłych ludzi, którym zdaniem UE trzeba zacząć jakoś pomagać.
Po raz pierwszy w historii UE powołała komisarza, który ma się zająć kryzysem mieszkaniowym.
Po raz pierwszy historii UE planuje Szczyt Mieszkaniowy.
Po raz pierwszy w historii KE pracuje nad ogólnoeuropejskim planem na rzecz przystępnych cenowo mieszkań - własnych lub wynajmowanych - tego jeszcze nie ustalono, pewnie rozwiązania będą na obu frontach. Będzie w nim coś o przyspieszeniu wznoszenia domów, akademików, jakieś wsparcie dla budownictwa mieszkaniowego, ale też kolejne przepisy dotyczące krótkoterminowego najmu. W każdym razie plan ma być gotowy jeszcze w 2025 r., a mamy przecież już październik.
Po raz pierwszy dostrzeżono ten problem, który wcale nie jest nowy. Po prostu ktoś w końcu uznał, że należy się nim zająć. Mieszkania weszły do pierwszej ligi w agendzie polityków.
Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen w orędziu o staniu Unii też chyba po raz pierwszy tak znacząco spojrzała na mieszkania. Ba! Podkreśla, że mamy do czynienia już nie tylko z kryzysem mieszkaniowym, ale kryzysem społecznym.
A kiedy było lepiej?
A ja sobie przypominam, że kryzys mieszkaniowy to już ponad 100 lat temu miała Austria. (Socjaldemokratyczna Partii Austrii wymyśliła plan dla stolicy, społeczeństwo zaufało, dało czas i zgodziło się na zwiększenie podatków i Wiedeń jest dziś wzorem dla świata).
Przypominam sobie też, że mieliśmy wielki kryzys mieszkaniowy w Wielkiej Brytanii już w latach 80. XX wieku. Jeszcze w latach 60. XX wieku wydatki mieszkaniowe pochłaniały ok. 20 proc. dochodów rodzin - niezależnie czy mówiliśmy o kosztach najmu czy zakupu mieszkania. Jeszcze do końca lat 70. XX wieku dominowało budownictwo komunalne.
W 1979 r. Przyszła Margaret Thatcher i w 1979 r. rozpoczęła proces prywatyzacji mieszkań. Prawie połowa mieszkań komunalnych wykupionych przez właścicieli została niemal natychmiast odsprzedana inwestorom. Jednym z nich był zresztą syn premier Thatcher, który tanio odkupił kilkadziesiąt takich lokali. Zaczęły tworzyć się mieszkaniowe imperia, a własność skupiła się w rękach najbogatszych, którzy zaczęli dyktować ceny najmu.
No to wprowadzono dopłaty do czynszu najmu, bo ludzi nie było stać. Pobierali nie najbiedniejsi, ale 1/4 społeczeństwa. I co? I inwestorzy podnieśli ceny najmu jeszcze mocniej.
No to już w XXI wieku wprowadzono program pomocy przy zakupie pierwszego mieszkania. Efekt? W Londynie w 2002 r. za średniej wielkości mieszkanie trzeba było zapłacić pięcioma rocznymi średnimi pensjami, w 2022 r. już czternastoma. W tym samym XXI wieku napływ imigrantów spowodował, że wynajmowało się wszystko - również łóżka w szopach albo lokalach z wiadrem zamiast toalety.
Tak - problem mieszkaniowy Europa ma wcale nie od dziś. I nie od wczoraj. Ale coś się jednak zmieniło. Narracja się zmieniła. Oczekiwania ludzi się zmieniły. Nie da się już spychać ich do kąta, słuchając jedynie inwestorów i finansistów.
No i fajnie. Tylko dobrze, żeby przed tym Szczytem Mieszkaniowym UE przywódcy wszystkich krajów przypomnieli sobie te historie z Wielkiej Brytanii i z Wiednia.