Chcieli zasiedzieć działkę. Tacy byli pewni swego i tak się rozczarowali
Sąd Najwyższy przypomniał, że samo wieloletnie korzystanie z cudzej działki nie wystarczy, by ją zasiedzieć. Właściciele baru, którzy przez dekady traktowali sąsiedni grunt jak własny, przegrali proces. Zabrakło im dowodów, że faktycznie władają nieruchomością jak właściciele. Wyrok to ważna przestroga dla wszystkich, którzy liczą, że z czasem cudzy teren sam „przejdzie” na nich.

Sąd Najwyższy wydał ważny wyrok w sprawie zasiedzenia nieruchomości. SN uznał, że właściciele baru nie mogli zasiedzieć sąsiedniej działki, z której korzystali przez lata, bo nie zachowywali się jak właściciele.
Chcieli zasiedzieć działkę, sąd mówi: nie
Spór dotyczył działki przylegającej do nieruchomości, na której od 1987 r. działał bar. Właściciele korzystali z sąsiedniego terenu jako dojścia, miejsca do parkowania i składowania śmieci. Twierdzili, że przez to stali się jej faktycznymi posiadaczami i chcieli ją zasiedzieć.
Sąd Rejonowy w Wejherowie przyznał im rację, uznając, że działka przeszła na ich własność w ramach wspólności małżeńskiej. Jednak Sąd Okręgowy w Gdańsku uchylił to postanowienie, wskazując, że do 1995 roku nie było żadnych oznak samoistnego posiadania. Dopiero wtedy działkę ogrodzono, ale zbyt późno, by spełnić wymagany trzydziestoletni okres w przypadku zasiedzenia w złej wierze.
Sąd Najwyższy stwierdził, że sąd drugiej instancji miał rację. Uznał, że brak tabliczek „teren prywatny” i swobodny dostęp dla przechodniów wykluczają uznanie wcześniejszych lat za czas władania jak właściciel. SN uznał wręcz, że skoro inni parkowali tam samochody czy wyrzucali śmieci, to dowodzi to raczej braku kontroli nad gruntem niż jego posiadania.
Więcej o nieruchomościach można przeczytać poniżej:
Dla sądu ważne było również to, że dopiero w 1996 roku wnioskodawcy zgłosili działkę do opodatkowania, co można uznać za początek realnego władania. To oznacza, że do złożenia wniosku w 2018 roku nie minął wymagany okres trzydziestu lat. Wcześniejsze korzystanie miało charakter użytkowy, a nie właścicielski.
O co właściwie chodzi z tym zasiedzeniem?
Jak tłumaczy cytowany przez „Rzeczpospolitą” adwokat Stefan Jacyno z kancelarii Wardyński i Wspólnicy, zasiedzenie to wyjątkowy sposób nabycia prawa własności. Wymaga jednoznacznego zawłaszczenia nieruchomości, które jest widoczne dla otoczenia i właściciela. Jeśli ten przez 30 lat nie reaguje na takie działania, dopiero wtedy może dojść do utraty własności.
Prawnik zwraca też uwagę, że właściciel nie ma obowiązku korzystania z nieruchomości, by ją zachować. Samo to, że nie sprzeciwia się cudzym działaniom, nie oznacza zgody na zasiedzenie. Tolerowanie ogólnodostępnego użytkowania działki nie stanowi dowodu samoistnego posiadania.
Dodajmy do tego, że polskie prawo rozróżnia dwa rodzaje zasiedzenia — w dobrej wierze i w złej wierze. W dobrej wierze zachodzi, gdy posiadacz samoistny włada nieruchomością, będąc przekonanym, że przysługuje mu do niej prawo własności. W takim przypadku zasiedzenie następuje po 20 latach. W złej wierze – gdy posiadacz wie lub powinien wiedzieć, że nie jest właścicielem. Wtedy zasiedzenie wymaga 30 lat nieprzerwanego, samoistnego posiadania.