Polacy nie muszą tracić 800+ ani dostać w łeb nowymi podatkami, wystarczy zaglądać im na konta bankowe. I ścigać z determinacją nieuczciwych przedsiębiorców nie tylko w sezonie wakacyjnym. A złapanie złodziei niepłacących podatków może wystarczyć, by Polska redukowała deficyt na rozkaz Komisji Europejskiej. Nawet poważni ekonomiści uważają, że poprawa ściągalności podatków może okazać się narzędziem w sam raz w procedurze nadmiernego deficytu, nie musimy się wcale straszyć, że Donald Tusk zaraz zabierze wszystkie świadczenia socjalne i jeszcze podniesie znowu VAT.
Jak dokładnie będzie wyglądała polska ścieżka redukowania deficytu, jeszcze nie wiemy. Są dwie możliwości: albo Komisja Europejska nakaże nam co roku przez cztery lata znajdować oszczędności rzędu 0,8 proc. PKB, albo w mniejszych krokach przez siedem lat o 0,5 proc.
W obu przypadkach musi rok rocznie znajdować w budżecie dodatkowe grube miliardy złotych i od kilku dni trwają medialne spekulacje, gdzie rząd będzie ich szukać. Te spekulacje oczywiście podlane są sosem ze straszaków, jak ostre cięcia w wydatkach socjalnych, likwidacja 13. i 14. emerytury, zabranie 800+, jeśli nie każdemu, to przynajmniej na pierwsze dziecko, albo wizja podwyżki podatków, jak choćby VAT, który zawsze uderza najbiedniejszych.
Ten VAT to w ogóle sam się natychmiast nasuwa, bo przypomnę, że -naście lat temu, kiedy Polska poprzednio była objęta przez KE procedurą nadmiernego deficytu, ówczesny rząd Donalda Tuska sięgnął właśnie po podwyżkę VAT, by znaleźć dodatkowe pieniądze w budżecie.
Tak na marginesie, podwyżka VAT miała być na chwilę, a podniesiona stawka została do dziś. Jest więc rzeczywiście czego się bać. Ale teoretycznie.
Tusk zamiast sięgać do waszych portfeli, może zająć się złodziejami
W praktyce każdy z tych straszaków może być ślepakiem, a rząd nie zdecyduje się sięgnąć po żaden z powyższych pomysłów. I nawet poważni ekonomiści twierdzą, że tak właśnie prawdopodobnie będzie. Czytałam ostatnio choćby w „Rzeczpospolitej”, że zdaniem Rafała Beneckiego, głównego ekonomisty ING Banku Śląskiego, rząd postawi na trwałą poprawę ściągalności podatków.
Innymi słowy, zamiast dojeżdżać uczciwych, skuteczniej będzie ścigał podatkowych oszustów. I to może wystarczyć, szczególnie jeśli okaże się, że możemy deficyt redukować w mniejszych krokach, przez siedem lat, a więc mniej gwałtownie. A to akurat jest prawdopodobne, bo rząd będzie się w Brukseli starał właśnie o taki scenariusz, a Bruksela też raczej będzie chciała potraktować Polskę łagodnie.
Poza ściganiem oszustów jest też konieczna jakaś dyscyplina po stronie wydatków, ale to wcale nie znaczy, że cokolwiek zostanie Polakom zabrane, a raczej, że nie powinniśmy liczyć w kolejnych latach na nowe prezenty, choćby nie wiem co, choćby kampania wyborcza kusiła składaniem takich obietnic.
Jaki rząd będzie miał rzeczywiście plan na redukcję deficytu, dowiemy się dopiero jesienią tego roku, kiedy będzie konstruował budżet na 2025 r., przed nami więc jeszcze wiele tygodni straszenia i spekulacji. Ale zamiast tego, zobaczcie dwie ścieżki, na które mógłby postawić fiskus, żeby szukać pieniędzy. Uczciwi nie mają się czego bać, a podatkowi złodzieje nie mają głosu.
Paragon to nie śmieć, to broń
Pierwsza to kontrole paragonów, a właściwie tego, czy są w ogóle wydawane i czy są wydawane prawidłowo. Chodzi oczywiście o to, czy przedsiębiorcy nie sprzedają pod stołem, poza ewidencją, żeby nie płacić podatków. Ministerstwo Finansów szczególnie w okresie wakacyjnym prowadzi kampanię „weź paragon”, żeby uświadamiać Polakom, że oni też mają moc, by nie pozwalać sprzedawcom uciekać do szarej strefy, bo to okradanie podatnika, czyli każdego z nas.
Ale takie kontrole paragonów odbywają się nie tylko w szczycie sezonu turystycznego. W połowie czerwca MF pokazał wyniki kontroli z pierwszych pięciu miesięcy 2021 r. I wynika z nich, że w tym czasie „żołnierze” fiskusa dokonali ponad 21 tys. tzw. „nabyć sprawdzających”, w efekcie czego wykryto 4379 przypadków nieprawidłowości związanych z wydawaniem paragonów fiskalnych.
To oznacza, że co piąty paragon był oszustwem, a raczej, pewnie wcale go nie było, a powinien być. To przecież strasznie dużo i pokazuje potencjał, gdzie warto szukać pieniędzy - u tych, którzy oszukują zamiast w kieszeniach uczciwych ludzi.
A jeśli nie chcecie, żeby rząd szukał tych pieniędzy w waszych kieszeniach, to pomóżcie mu znaleźć tam, gdzie wyciekają. Nie dostaliście paragonu od sprzedawcy i wiecie, że to nie przez zapomnienie? Zgłoście tego przedsiębiorcę w urzędzie skarbowym, nie trzeba się nawet fatygować na miejsce, można telefonicznie pod nr 800 060 000), e-mailem: powiadomKAS@mf.gov.pl albo za pomocą aplikacji e-Paragony.
Więcej o podatkach można przeczytać poniżej:
Ujawnienie tajemnicy bankowej
Druga ścieżka, którą fiskus ma do dyspozycji, żeby znaleźć dodatkowy strumień pieniędzy - który już mu się należy, ale złodziej go ukrywa - istnieje dopiero od 1 lipca 2022 r., a więc zaledwie od dwóch lat. To zaglądanie na konta bankowe Polaków. I niechże ją wykorzystuje, ile wlezie.
Wystarczy podejrzenie o popełnienie wykroczenia lub przestępstwa i KAS może może zażądać od banków ujawnienia informacji o rachunkach klientów, by w nich poszperać, szukając dowodów na unikanie opodatkowania. Może domagać się nie tylko informacji o stanie konta, ale też historii transakcji, czy zawartych umowach kredytowych i pożyczek, czy wartości nabytych akcji.
Takie kontrole mogą dotyczyć nie tylko firm, ale zaglądać można też na konta osób prywatnych i nie muszą być formalnie podejrzane, czyli z postawionymi zarzutami. Choć oczywiście uchylenia tajemnicy bankowej nie można nadużywać, bo to jedna z najsilniej chronionych tajemnic w prawie.
Robert Nogacki w serwisie pit.pl pisał niedawno, że odkąd fiskus ma taka możliwości tj. od 1 lipca do 31 marca 2024 r. skarbówka wysłała 3519 takich żądań do banków i SKOK-ów.
Swoją drogą, od przyszłego roku fiskus otrzymać ma kolejne narzędzie, które możecie nazwać inwigilacją obywatela – operatorzy platform cyfrowych będą mieli obowiązek raportowania o transakcjach przeprowadzonych przez użytkowników.
I bardzo dobrze, a jak ktoś twierdzi, że fiskus za głęboko zagląda do jego życia i wie za dużo, to przypomnę, co jest po drugiej stronie szali:
Bolesne cięcia
Jeśli uszczelnienie ściągalności podatków w redukowaniu deficytu nie pomoże, rząd będzie musiał sięgnąć bezpośrednio do kieszeni wszystkich obywateli i to może boleć znacznie bardziej. Przypomnę, co zrobił, kiedy Polska w 2010 r. została objęta procedurą nadmiernego deficytu:
- podwyżka VAT z 22 do 23 proc.;
- zamrożenie wynagrodzeń pracowników budżetówki na wiele lat;
- zamrożenie progów PIT i kwoty wolnej;
- wydłużenie wieku emerytalnego i likwidacja OFE.
Bolało. Teraz wcale nie musi aż tak bardzo.