Mężczyźni muszą pracować o pięć lat dłużej, choć żyją krócej niż kobiety. Dlatego ministra pracy chce dążyć do obniżenia wieku emerytalnego dla mężczyzn z 65 do 60 lat. Ale tylko pod warunkiem, że oni i tak będą chcieli pracować dłużej. Absurd? Nie, bo mogliby za to dostać 100 tys. zł.

Zaraz wam to wyjaśnię, jak mężczyźni mogliby dostać dodatkowe pieniądze, ale najpierw mały rzut oka, w jakim absurdzie żyjemy dziś.
Wiek emerytalny - kobietom podnieść, mężczyznom obniżyć
Wiek emerytalny kobiet to 60 lat, choć żyją średnio 82 lata. Wiek emerytalny dla mężczyzn to 65 lat, choć żyją średnio 75 lat.
To jeszcze nie znaczy, że kobiety na emeryturze statystycznie spędzają 22 lata, a mężczyźni 10 lat, a to dlatego, że nie każdy tej emerytury dożyje, a te dane dotyczą całej populacji.
Prawidłowo należy patrzeć na to tak, jaka jest statystyczna dalsza długość życia tych, którzy dożyli odpowiednio 60 i 65 lat. I to trochę zmienia sytuację, bo 60-latka, pożyje jeszcze 266 miesięcy, czyli 22 lata i dwa miesiące, a 65-latek 220 miesięcy, czyli 18 lat i 4 miesiące.
Z trzeciej strony, ważna jest nie tyle długość życia, ale długość życia w zdrowiu. No i w 2023 r. oczekiwane trwanie życia w zdrowiu dla mężczyzn wynosiło 61,3 roku, czyli zdrowie psuje im się zanim jeszcze prawo pozwoli im odejść na emeryturę.
Z kolei oczekiwane trwanie życia w zdrowiu dla kobiet to 64,6 lat. Więc nie dość, że kobiety żyją w zdrowiu dłużej niż mężczyźni, to jeszcze granica zdrowia jest dopiero prawie pięć lat po osiągnięciu wieku emerytalnego.
Na logikę reforma emerytalna powinna polegać na tym, że zamieniamy wiek emerytalny kobiet i mężczyzn, czyli dla kobiet wynosiłby on 65 lat, a dla mężczyzn 60 lat.
To oczywiście niemożliwe.
Więcej wiadomości na temat emerytur można przeczytać poniżej:
Mężczyznom trzeba pomóc, bo są pokrzywdzeni
Ale całkiem możliwe jest przynajmniej obniżenie wieku emerytalnego mężczyznom. I to nie moje bajdurzenie, ani żadne pomysły z petycji pisanych przez obywateli, ani nawet propozycje nic nieznaczących polityków z czwartego szeregu.
Choć wypada przypomnieć, że niedawno poseł Konfederacji Bartłomiej Pejo w radiu Zet powiedział, że rozważyłby zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn na poziomie 60 lat.
Ale dokładnie o tym samym mówi ministra pracy i polityki społecznej, a więc szefowa resortu, który za ten obszar odpowiada. Przypomnę, że Agnieszka Dziemianowicz-Bąk jest z Lewicy, co tym bardziej śmieszy, że podgląd na emerytury ma wspólny z Konfederacją.
Ale zostawmy politykę. Pani minister mówiła już na początku roku, że nie wyobraża sobie absolutnie podniesienia wieku emerytalnego i to się na pewno nie wydarzy, ale chciałaby dążyć jednak do równości, a więc obniżyć wiek emerytalny mężczyznom o pięć lat. Ostatnio powtórzyła to samo, więc konsekwentnie trzyma się tego pomysłu.
Ale stawia jeden warunek: wiek emerytalny można będzie obniżyć, pod warunkiem, że Polacy nie będą z niego korzystać, czyli nie będą wcale przechodzić na emeryturę w wieku 60 lat, tylko będą dobrowolnie pracować dłużej.
Oszalała? Czy to nie jakieś pranie mózgu Polakom, żeby się im przypodobać? Nie. Taki układ naprawdę przyniósłby Polakom korzyści.
Jak zyskać 100 albo i 200 tys. zł?
Jak to możliwe? Otóż rząd jest zdeterminowany, by nakłonić Polaków do dłuższej pracy. I to nie tylko takiej, którą łączyliby ze świadczeniem emerytalnym, ale do pozostania w pracy mimo wieku emerytalnego i nie występowania jeszcze do ZUS o emeryturę.
Pisałam niedawno, że na biurko premiera trafił przegląd emerytalny, w którym padają pomysły, jak zachęcić Polaków do dłuższej pracy. To m.in. jeszcze większe ulgi podatkowe dla pracujących seniorów albo bonusy za każdy rok opóźnienia przejścia na emeryturę.
A propos tego ostatniego, w debacie publicznej padały już nawet konkretne kwoty - 20 tys. zł za każdy rok zwłoki. Mówił o tym Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, który zresztą kieruje tym zespołem doradczym przy ZUS, który przygotował przegląd emerytalny dla premiera.
Ba! Kozłowski nawet proponował kilka miesięcy temu, żeby te 20 tys. zł, niekoniecznie było dopisywane do kapitału emerytalnego, ale wręcz wypłacane seniorowi do ręki jednorazowo, kiedy już ostatecznie zdecyduje się odejść z pracy.
I teraz zobaczcie. Taki mężczyzna, który dziś musi pracować do 65. roku życia, a zdecyduje się popracować jeszcze dodatkowe pięć lat i przejdzie na emeryturę w wieku 70 lat, dostałby do ręki 100 tys. zł bonusu.
Ale gdybyśmy obniżyli wiek emerytalny mężczyznom do 60 lat, jak chciałaby minister pracy, ten sam mężczyzna w wieku 70 lat dostałby do ręki już 200 tys. zł.
Trudno mi sobie wyobrazić, że to by nie zadziałało, a seniorzy z przyjemnością omijaliby budynki ZUS.