Pamiętacie 2023 rok, kiedy fiskus oddawał Polakom rekordowe kwoty nadpłaconego w 2022 roku podatku? Wiadomości na ten temat wychodziły z każdej lodówki. Nic dziwnego, że media tak się tym ekscytowały, bo Polacy dostali z powrotem 27 mld zł, a w przeliczeniu na jednego podatnika, każdy otrzymał niespodziankę od fiskusa w wysokości średnio 1,7 tys. zł. Wystarczający powód, żeby czuć się zadowolonym, prawda? Otóż Ministerstwo Finansów uznało, że możecie się ucieszyć za mało, albo nie zrozumieć, jakie szczęście was spotkało. Dlatego wydało ponad 7 mln zł na kampanię społeczną, żebyście byli zadowoleni bardziej.
A teraz Najwyższa Izba Kontroli czepia się, że ówczesny rząd zmarnował te pieniądze - wspomniane 7 mln zł - na kampanię „Zwroty, które cieszą”, do tego niecałe 7 mln zł na kampanię promującą programy mieszkaniowe w tym Bezpieczny kredyt 2 proc. i jeszcze kilkanaście innych kampanii społecznych, na które rząd przewalił łącznie 148 mln zł.
Skandal? To zależy. Bo moim zdaniem NIK też próbuje teraz robić z nas idiotów tak, jak MF robił w 2023 r.
Nie wierzcie ślepo we wszystko, to wojna zdradzonych przyjaciół
Po kolei. Rzecz w tym, że działalność Najwyższej Izby Kontroli pod przewodnictwem Mariana Banasia bezsprzecznie naznaczona jest nienawiścią do rządu PiS - to zwykła polityczna wojna zdradzonych przyjaciół - to tajemnica Poliszynela.
I teraz w ramach tej wojenki NIK wziął pod lupę wydatki rządowe na kampanie społeczne realizowane od 2016 r. do połowy 2023 r. To jasne, że analizowane są zatem działania jedynie rządu PiS, nie ruszając tej kwestii za poprzednich rządów.
W każdym razie, uśmiejecie się, bo NIK wyliczył, że w tym czasie przeprowadzono 123 kampanie społeczne, z czego kontrolerzy przyjrzeli się szczegółowo 20 z nich, na które wydano 165 mln zł. I NIK doszedł do wniosku, że 18 z tych 20 było gówno wartych, czyli władza przepaliła 148 mln zł zupełnie bezsensu.
A to dlatego, że kontrolerzy uznali, że cele tych 18 kampanii były niejasne, środki komunikacji nieodpowiednie i nie dało się zmierzyć skutków społecznych owych kampanii.
I tu salwy śmiechu, bo skutki jakiej kampanii społecznej da się zmierzyć? Efektywność kampanii reklamowej komercyjnego produktu można zmierzyć natychmiast wzrostem sprzedaży. A zmianę postaw społecznych? Jasne, da się je mierzyć, ale zupełnie inaczej i na pewno nie oczekując zmiany z miesiąca na miesiąc. I wcale nie zawsze się to robi.
Swoją drogą, w dniu, w którym NIK opublikował swój niezwykle krytyczny raport, usłyszałam w telewizji z ust jednej z reporterek, że „kampanie społeczne za rządów PiS były nieefektywne, bo nie da się zmierzyć ich efektywności”. Nie muszę dodawać, że była to telewizja sprzyjająca obecnemu rządowi, zapisana w szeregi żołnierzy wojny plemiennej.
A więc cała ta akcja NIK rozliczająca władze z kampanii społecznych wydaje się jakimś idiotyzmem. Przynajmniej, co do skali. Bo, uwaga, teraz będzie najciekawsze: w pojedynczych przypadkach moim zdaniem NIK ma absolutną rację. I takim przypadkiem jest z pewnością kampania „Zwroty, które cieszą”.
7 mln wydane, żebyście się bardziej cieszyli
Zleciło ją Ministerstwo Finansów, kampania kosztowała 7,2 mln zł, a chodziło w niej o to, żeby uzmysłowić Polakom, że mają się cieszyć, bo dostali, albo zaraz dostaną, od fiskusa zwrot nadpłaconego podatku. A zwroty te były rekordowe w historii Polski, bo sięgnęły 27 mld zł łącznie, a w przeliczeniu na każdego, kto jakikolwiek zwrot otrzymał, wyszło średnio po 1,7 tys. zł.
Więcej poradników podatkowych Bizblog.pl
Cóż, MF najwyraźniej uznał, że otrzymanie średnio 1,7 tys. zł jest zbyt skromnym powodem do radości i trzeba wam podpowiedzieć, że to fajnie, że dostaliście tę kasę. Zresztą media same z siebie tą informacją zalewały wręcz Polaków, ten news wychodził z każdej szafy, każdej lodówki i to za darmo, bo dziennikarze pisali o tym sami z siebie. To po co wydawać jeszcze 7 mln zł?
Tu NIK ma absolutna rację - te pieniądze zostały wyrzucone w błoto.
Patrząc z innej strony, musicie uzmysłowić sobie, skąd te rekordowe zwroty podatkowe. Co roku część podatników dostaje od fiskusa zwrot nadpłaconego podatku, ale rok wcześniej kwota ta była o jakieś 10 mld zł mniejsza. Nagły skok to efekt Polskiego Ładu i jego korekt. Innymi słowy, rząd PiS ostro namieszał w podatkach w roku podatkowym 2022 r. i dlatego w 2023 r. masowo oddawał ludziom pieniądze. I tę sytuację równie dobrze rzeczywiście można by odebrać negatywnie - fiskus miesiącami przetrzymywał wasze pieniądze, a wszystko to wina PiS.
I dlatego MF postanowił przejąć kontrolę nad przekazem i powiedzieć wam, że powinniście się cieszyć zamiast irytować. To ma sens. Ale to nadal nie znaczy, że kampania społeczna z publicznych pieniędzy nie była wywaleniem ich w błoto. Była. Bo kampania społeczna ma na celu zmianę postaw społecznych ze złych na dobre, a nie dbanie o wizerunek jednej opcji politycznej - od tego są wizerunkowe kampanie reklamowe finansowane z budżetu partii.
Czy trzeba było mówić Polakom, że BK 2 proc. jest fajny?
Przy okazji warto wspomnieć, że inną z zakwestionowanych przez NIK kampanii społecznych była kampania promująca rządowe programy mieszkaniowe, w tym Bezpieczny kredyt 2 proc. Na ten cel wydano z kolei 6,8 mln zł.
Pieniądze wyrzucone w błoto? Zdaniem NIK tak, bo Izba zarzuca niegospodarność - tanie kredyty na mieszkania nie potrzebowały żadnej promocji, bo były bardzo popularne i tak. NIK zresztą wspólnie z obecnym Ministerstwem Rozwoju i Technologii złożyło w tej sprawie nawet zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście.
Słusznie? Z jednej strony wygląda to sensownie. Ale to wcale nie jest takie proste. Moim zdaniem to zupełnie inny przypadek niż kampania promującą zwroty podatkowe. Bo zwrot dostał każdy, kto miał go dostać, niezależnie, czy rozumiał, dlaczego dostaje od fiskusa pieniądze. A świadomość skorzystania ze wsparcia państwa w zakupie mieszkania powinien mieć każdy, kto mógł z niego skorzystać. Żeby mieć równe szanse. Jak nie czytasz gazeta ani portali - a są tacy ludzie przecież - mogłeś nie wiedzieć, że możesz skorzystać z publicznych dotacji.
To trochę jak z Pracowniczymi Planami Kapitałowymi (PPK). Jeśli uznajemy, że dodatkowe oszczędzanie na emeryturę jest pożądanym zjawiskiem społecznym, to państwo powinno zadbać, żeby Polacy wiedzieli, że mogą wziąć w tym udział, jak to zrobić, na czym to polega i że to dla nich korzystne. I mimo że PPK prowadzą prywatne fundusze, które przecież na tym zarabiają, w pełni uzasadnione byłoby ich promowanie z publicznych pieniędzy.
A więc kampania promocyjna BK2 proc. dla mnie nie jest czarno-biała, jest szara. Ciekawe, co powie o tym sąd.