Przeczytałem wywiad Solidarności Górniczej z Waldemarem Sopatą, przewodniczącym Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w Zakładzie Górniczym „Sobieski”, należącym do Południowego Koncernu Węglowego (dawniej Tauron Wydobycie) i już wiem wszystko. Że zamykanie kopalń i utrudnienia w energetyce węglowej działają na szkodę państwa. I że na Zachodzie zużycie energii rośnie i nikt nam prądu stamtąd nie będzie sprzedawał, jak już wyślemy węgiel na boczny tor. Potem mało pamiętam, bo rozbolała mnie bardzo głowa.
Ostatni raz tak intensywny ból skroni czułem chyba w 2018 r., przy okazji organizowanego w Katowicach Szczytu Klimatycznego ONZ COP24, kiedy prezydent Andrzej Duda, nie zważając na to, że jego słowa wprawiają międzynarodową publikę w konsternację (co później okazało się takim swoistym zwyczajem obcego prezydenta Polski), zapewniał, że Polska stała, stoi i stać będzie węglem. Bo mamy go na 200 lat, jak nie lepiej. I te słowa padły akurat wtedy, jak neutralność klimatyczna zaczęła być odmieniana przez wszystkie przypadki, a cena emisji CO2 w unijnym systemie handlu emisjami ETS rozpoczęła swój marsz w górę. Teraz czuję w głowie ten sam łomot, jak czytam żale związkowca, który uczestniczył w formowaniu umowy społecznej z rządem, która zakłada produkcję węgla nad Wisłą jeszcze przez ćwierć wieku. Przy okazji okazuje się, że ten sam rząd – Mateusza Morawieckiego – jedną ręką podpisywał umowę z górnikami, a drugą robił ich w konia. Widocznie taki układ górnikom pasował.
Kiedy ceny węgla według indeksu ARA były niskie, różnymi naciskami zmuszano kopalnie do tego, by sprzedawały węgiel spółkom wytwarzającym energię w cenach indeksu ARA. Jednak kiedy indeks ARA rósł, nam nie wolno było podnosić cen surowca, co w sposób oczywisty pogarszało sytuację spółek węglowych – twierdzi Waldemar Sopata.
Na szczęście teraz tego kłopotu nie ma. We wspomnianych portach ARA - europejskim benchmarku dla ceny węgla - tona czarnego złota przez cały luty była poniżej 100 dol. za tonę. Obecnie, po lekkich zwyżkach, jesteśmy na poziomie 102 dol. Przy dzisiejszym kursie to raptem 400 zł z leciutkim okładem. Rzecz jasna to kwota bez kosztów transportu, załadowania etc. Ale i tak polska energetyka teraz za tonę węgla płaci wyraźnie więcej, bo ponad 657 zł (stan za grudzień 2023 r.), a ciepłownie ok. 704 zł. A jeszcze w grudniu 2021 r. to było odpowiednio 253 i prawie 350 zł.
Dekarbonizacja? A kto nam sprzeda prąd, jak pożegnamy węgiel?
Z górniczymi związkowcami kontaktuje się od wielu lat. I wydaje mi się, że cechuje ich m.in. jedno: zawsze tak chcą zakrzywiać rzeczywistość, żeby wyszło, że to nie ktoś inny miał rację, ale jak zawsze właśnie oni, wiadomo. Po lekturze tego wywiadu mam bardzo podobne odczucie. Wszak to słowa człowieka, który uczestniczył w negocjacjach dotyczących umowy społecznej, który pewnie zdaje sobie sprawę z rekordowego importu opału w 2022 r. (20,2 mln t) i który wierzył kolejnym pełnomocnikom ds. górnictwa premiera Morawieckiego, że notyfikacja tej umowy to tylko kwestia czasu. Całkiem sporo czasu, bo od podpisania umowy mija za kilka miesięcy trzy lata, a zgody Brukseli na jej zapisy jak nie było, tak dalej nie ma.
Wtedy ataków na rząd Zjednoczonej Prawicy z tych powodów jakoś sobie nie przypominam. Może to kwestia przyznawanych pod groźbą strajków i protestów kolejnych górniczych podwyżek pensji i dodatków inflacyjnych? Wszak rzadko która grupa zawodowa tak pomyślnie dla swoich portfeli przeżyła czasy nawet dwucyfrowej inflacji. W Polskiej Grupie Górniczej pensje w tym czasie potrafiły spuchnąć średnio o 1/3. Może przez to górnicy siedzieli cicho, a teraz coraz częściej zaczynają buczeć?
Więcej o węglu przeczytasz na Spider’s Web:
W przestrzeni publicznej od kilkunastu lat trwa dyskusja na temat dekarbonizacji, podczas gdy mało kto zastanawia się, jak skutecznie zagwarantować bezpieczeństwo energetyczne kraju, a za to przede wszystkim odpowiada rząd – uważa Waldemar Sopata.
A który rząd odpowiada za umowę gwarantującą produkcję węgla do 2049 r., czyli na rok przed założoną w Brukseli neutralnością klimatyczną? A czyj gabinet, może związkowiec pamięta, rozpościerał przed górnikami czerwony dywan i jednocześnie – ku radości węglowego lobby – uwalał rozwój energetyki wiatrowej na lądzie słynną zasadą 10H? Wtedy ktokolwiek z Solidarności zająknął się o bezpieczeństwie energetycznym? Nie pamiętam, ale to może przez te bóle głowy.
Zamykanie kopalń to działanie na szkodę państwa?
Waldemar Sopata w rozmowie z Solidarnością Górniczą przekonuje, że w ostatnim czasie zwalczane są wszystkie stabilne źródła energii, jakie mogłaby mieć Polska. I jest w tym jakiś podobno cel.
Utrudnia się funkcjonowanie energetyce węglowej, zamyka kopalnie i jeszcze opóźnia budowę elektrowni atomowej. Uważam, że jest to jawne działanie na szkodę państwa - uważa związkowiec z ZG „Sobieski”.
Dalej Sopata kreśli najczarniejszy scenariusz, w którym budowana kilkanaście lat elektrownia jądrowa w Polsce napotka na kolejne opóźnienia i znajdziemy się wtedy na energetycznym dnie, o ile wcześniej zrobimy porządek z węglem. Szkoda, że związkowiec tak samo nie martwi się o kolejne 25 lat w polskiej energetyce cały czas pod rękę z węglem. Osobiście dziwię się, że Sopatę nie martwią nasze przyszłe rachunki za prąd, kształtowane coraz bardziej przez unijny system handlu emisjami ETS.
Owszem, teraz jesteśmy w cenowym dołku i wyemitowanie jednej tony dwutlenku węgla kosztuje w okolicach 57-58 euro. A przecież jeszcze rok temu, w lutym, byliśmy na poziomach pod 100 euro. Tylko, że eksperci nie mają cienia wątpliwości, że to tylko czasowe wyhamowanie. I ci, którzy wytwarzają najwięcej CO2, najwięcej będą też za to już niebawem płacić.
Wie o tym każdy, kto miał do czynienia z branżą energetyczną - twierdzi Waldemar Sopata i akurat w tym względzie bardzo trudno mi nie przyznać mu racji.