Zaczyna nam brakować energii. Ważny apel PSE
Jeżeli ktoś myślał, że nasze OZE są już na tyle potężne, że możemy z odwagą patrzeć w przyszłość bez źródeł konwencjonalnych, to najnowszy komunikat Polskich Sieci Elektroenergetycznych (PSE) musiał na niego podziałać jak bardzo zimny prysznic. Bo wychodzi z tego, że zaczynamy mieć większe zapotrzebowanie energetyczne od tego, co mamy do dyspozycji. Ale przywołania PSE nie pociągają za sobą żadnych utrudnień dla indywidualnych odbiorców energii.
Tym razem komunikat PSE nie dotyczy koniecznego odłączenia instalacji fotowoltaicznych od sieci, ze względu na nadwyżkę mocy, do czego dochodziło kilkukrotnie w ostatnim czasie i co też wiązało się z późniejszą koniecznością wypłaty odszkodowań przez PSE. Teraz operator systemu przesyłowego bije na alarm z zupełnie innego powodu. PSE ogłosiły okres przywołania na rynku mocy 6 listopada, między godz. 16 a 17, 17 a 18 i między godz. 18 i 19.
Konieczność ogłoszenia okresów przywołania wynika m.in. z wysokiego zapotrzebowani, niskiej prognozowanej generacji wiatrowej oraz niedostępności mocy w jednostkach konwencjonalnych - tłumaczą PSE.
Nie bez znacznie pewnie była też coraz mroźniejsza pogoda, która wymusiła większe grzanie w gospodarstwach domowych, co przełożyło się również na większe zapotrzebowanie energetyczne.
PSE: dostępna nadwyżka mocy mniejsza od zapotrzebowania
Co oznacza ogłoszenie przez PSE okresów przywołania na rynku mocy? Wszystkie podmioty, które są objęte obowiązkami mocowymi, wynikającymi z umów zawartych na rynku mocy, muszą je zrealizować, czyli we wskazanym okresie dostarczyć odpowiednią moc do systemu. Dlatego też te przywołania muszą być ogłoszone najpóźniej na osiem godzin przed planowanym czasem dostawy.
Wytwórcy muszą ją przedstawić do dyspozycji operatora albo wprowadzić do sieci (w zależności od typu jednostki wytwórczej), a odbiorcy objęci umowami moczowymi muszą zredukować swoje zapotrzebowanie - czytamy w komunikacie PSE.
Więcej o PSE przeczytasz na Spider’s Web:
PSE jednocześnie zapewniają, że taka sytuacja nie ma wpływu na odbiorców indywidualnych i nie pociąga za sobą żadnych utrudnień dla odbiorców energii elektrycznej. Z wyjątkiem tych uczestniczących w rynku mocy jako jednostki redukcji zapotrzebowania i posiadających zobowiązania wynikające z zawartych umów.
Ogłoszenie okresów przywołania na rynku mocy wynika z faktu, iż dostępna dla operatora nadwyżka mocy wytwórczych ponad zapotrzebowanie odbiorców była istotnie niższa niż wymagane dla bezpieczeństwa pracy systemu 9 procent - informują PSE.
Nasz miks energetyczny ciągle jest w barwach węgla
Chociaż polska fotowoltaika maju br. pobiła rekord i między godz. 12 a 13 wytworzyła 10 874 MWh energii, a z lądowej energetyki wiatrowej władza w końcu ściągnęła kaganiec w postaci zasady 10H, to i tak w naszym miksie energetycznym dalej dzielą i rządzą paliwa emisyjne, z węglem w roli głównej. Ten się owszem zwija, ale zdecydowanie za wolno. W sierpniu 2023 r. paliwa emisyjne miały udział w naszym miksie na poziomie 77 proc., z czego węgiel kamienny miał 38,8 proc., a węgiel brunatny - 21,9 proc. Paliwa bezemisyjne miały wtedy raptem 22 proc. tego tortu.
Rok później, w sierpniu 2024 r. paliwa emisyjne spadły do 74 proc., z czego 32 proc. należało do węgla kamiennego, a 24 proc. do brunatnego. Z kolei paliwa bezemisyjne spuchły do poziomu 26 proc. Tempo dekarbonizacji, jak widać, nie jest zbyt szybkie. Być może zmieni to ambitny scenariusz (WAM) Krajowego Planu w dziedzinie Energii i Klimatu (KPEiK) do 2030 r., który przedstawiło Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Zgodnie z tym dokumentem do 2030 r. OZE miałyby udział w miksie energetycznym ponad dwukrotnie większy niż teraz, na poziomie 56 proc. Do węgla wtedy należałoby 22 proc., 16 proc. do gazu i 4 proc. do wodoru.