Ostatnie dni w polskiej polityce układają się w sekwencję, która wygląda jak scenariusz pisany w pośpiechu: najpierw prezydent wetuje ustawę o kryptoaktywach, potem „wolnościowcy” z Konfederacji ogłaszają, że to zwycięstwo zdrowego rozsądku, a kilka dni później premier wnioskuje o utajnione posiedzenie Sejmu, wskazując na kwestie bezpieczeństwa państwa związane właśnie z krypto. Zaraz po tej niejawnej części parlamentarzyści mają zdecydować, czy weto zostanie odrzucone.

Dla obserwatora z zewnątrz wygląda to jak kolejny rozdział wojny między prezydentem a rządem. Być może prezydent rzeczywiście nie docenił wagi regulacji dotyczących kryptowalut. Z drugiej strony trudno tę wagę dostrzec, gdy komunikacja między najważniejszymi instytucjami w państwie przypomina wymianę zdań między kibolami. Panie prezydencie, panie premierze, podobno kibicujecie tej samej drużynie? Mam na myśli Polskę, nie Lechię...
To, co się dzieje obecnie, to nie są okoliczności sprzyjające podejmowaniu trzeźwych decyzji. Za to idealnie nadają się do rozgrywania nas jak dzieci, również w kwestii pieniędzy, które za wszelką cenę chcą pozostać niewidzialne.
Dlaczego krypto to dziś równoległy system finansowy
Kryptowaluty przestały być technologiczną ciekawostką. Stały się alternatywnym systemem przesyłania wartości – funkcjonującym obok tradycyjnego rynku finansowego, ale niepodlegającym tym samym regułom. W klasycznych bankach wszystko jest objęte regulacjami AML: od weryfikacji tożsamości klientów po raportowanie transakcji, które odbiegają od normy. Choć system ma swoje wady, jedno robi dobrze: utrudnia ukrywanie przepływów pieniężnych.
To właśnie dlatego ci, którzy potrzebują niewidzialności – przestępcze struktury, grupy wpływu, ale też podmioty działające w imieniu obcych państw – zaczęli masowo korzystać z rozwiązań krypto. Bo tam, gdzie państwo zbudowało mur z przepisów, krypto stworzyło furtki. I to furtki szeroko otwarte.
Czytaj więcej w Bizblogu o kryptowalutach
Jak technologia, która miała być przejrzysta, stała się ciemną strefą
Zwolennicy blockchainu słusznie podkreślają, że jest to technologia transparentna – każda transakcja zostawia ślad. Ale to tylko teoria. W praktyce identyfikacja uczestników transakcji bywa iluzoryczna. Mamy do dyspozycji:
- mieszalnie (mixers), które celowo mieszają środki wielu użytkowników, aby uniemożliwić prześledzenie ich źródła,
- portfele anonimowe, które nie wymagają realnej weryfikacji tożsamości,
- giełdy działające w egzotycznych jurysdykcjach, gdzie standardy nadzoru są symboliczne.
Efekt? Powstał równoległy strumień pieniądza, który płynie obok tradycyjnego systemu finansowego, ale poza jego kontrolą. I im bardziej regulowany i przejrzysty staje się świat złotówek i dolarów, tym atrakcyjniejsza staje się ta „ciemna rzeka”.
W tym kontekście „rosyjski ślad” nie jest sensacją
Kiedy w debacie publicznej pojawia się „rosyjski ślad”, reakcje bywają emocjonalne. Tymczasem każdy, kto choć pobieżnie zna realia współczesnych finansów, wie, że dla państw takich jak Rosja kryptowaluty są naturalnym środowiskiem do prowadzenia niejawnych operacji – finansowania wpływów, destabilizowania scen politycznych, omijania sankcji czy prowadzenia działań wywiadowczych.
Dlatego tu nie ma sensacji. Jest po prostu konsekwencja braku regulacji. Brak przejrzystości zawsze przyciąga tych, którzy mają powody, by pozostawać niewidoczni.
Polska musi wyjść z konfliktu instytucjonalnego, zanim zrobi to ktoś za nas
Wszystko to prowadzi do wniosku dużo poważniejszego niż polityczna przepychanka o weto. Polska pilnie potrzebuje uporządkowania kwestii krypto. A to oznacza, że trzy środowiska – rząd, prezydent i przedsiębiorcy działający na rynku krypto – muszą się w końcu spotkać przy jednym stole. Bez warczenia, bez szczekania, bez prób punktowania się wzajemnie.
W tej sprawie wszyscy mają coś do stracenia: państwo – bezpieczeństwo, obywatele – ochronę przed nadużyciami, a sama branża – stabilność prawną, bez której innowacje nie mają szansy wzrastać. Warto zwłaszcza wsłuchać się w głosy przedstawicieli branży. Zostawienie krypto bez jasnych zasad oznacza tylko jedno: że każdy kolejny dzień będzie działał na korzyść tych, którzy chcą pozostać poza radarem.
Jeżeli chcemy, by pieniądze – niezależnie od tego, czy zapisany w banknotach, czy jako blockchain – służył nam wszystkim, a nie tym, którzy działają w cieniu, to porządek w tej sprawie trzeba zrobić szybko. I zrobić go razem.







































