Nowy podatek od mieszkań na horyzoncie. Wkurz Polaków murowany
Lewicy marzy się uwolnienie 2 mln mieszkań w Polsce. Jak? Kijem, czyli podatkiem od pustostanów, który jednak nie zostałby narzucony centralnie, ale przez władze samorządowe i to tylko w wybranych punktach miast. Jest i marchewka - że niby właściciele tych pustostanów też będą zadowoleni, ale to akurat bujdy, bo żeby było skutecznie, trzeba ostro prześwietlać zasoby mieszkaniowe, którymi dysponują Polacy.
Pustostany wracają właśnie na tapetę, dlatego zobaczcie najpierw nieco statystyk. Według ostatniego spisu powszechnego w Polsce 12 proc. zasobu mieszkaniowego jest niezamieszkała. Największy odsetek jest w Małopolsce i na Podlasiu (15 proc.) oraz na Mazowszu i w Świętokrzyskiem (14 proc.). Oczywiście jedna strona medalu jest taka, że gros pustostanów znajduje się na zadupiach, gdzie nikt nie chce mieszkać, więc nawet nie ma co ratować ruin.
Ale druga strona medalu jest taka, że w samej Warszawie ok. 20 proc. mieszkań jest pustych, w Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu czy Gdańsku - po 10-15 proc. Trudno nazwać te miejsca „zadupiami, w których nikt nie chce mieszkać”, to właśnie tam brakuje mieszkań najbardziej i to przede wszystkim te lokale chce odzyskać Lewica, zapowiadając projekt ustawy o podatku od pustostanów.
Pytanie, od kogo te stojące bezużytecznie mieszkania odzyskać. Bo część jest w rękach prywatnych i nie wszystkie z nich to lokaty kapitału w stanie „jak spod igły”, część jest w zasobach gminnych i do igły bardzo im daleko, a pieniędzy na remont nie ma. No więc plan jest taki, żeby samorządy wspierać jednak w remontach, ale to żadna nowość, bo to zapis umowy koalicyjnej, który brzmi dokładnie tak:
Państwo będzie też wspierać samorządy w remontach pustostanów na cele mieszkaniowe.
Ale na drugą nogę, żeby ten prywatny nieużywany zasób mieszkaniowy też rozruszać, wjeżdża po raz n-ty koncepcja podatku od pustostanów.
Nowy podatek od nieruchomości. Szantażyk nikomu nie zaszkodzi
Niby grzecznie, niby władze centralne niczego nie będą nikomu nakazywać - podatek od pustostanów nie byłby daniną narzucaną przez władze centralne, ale to w gestii samorządu leżałaby decyzja, czy wprowadzić taki instrument na swoim terenie, a dodatkowo wcale nie musiałby dotyczyć całej gminy, ale tylko wybranych dzielnic, gdzie problem jest największy.
I dlatego też Lewica na swojej mieszkaniowej konwencji nie powiedziała, w jakiej nowy podatek od nieruchomości zaoferuje, bo to samorząd sam sobie miałby ustalać stawkę i mógłby być przecież również progresywny. Co komu w duszy gra.
Ale grzecznie i po prośbie to wcale nie będzie, bo Lewica chce postawić warunek: jeśli samorząd chce otrzymać z Funduszu Dopłat środki na remonty własnych gminnych pustostanów - te z umowy koalicyjnej - musi wprowadzić na swoim terenie podatek od pustostanów prywatnych. No i obawiam się, że zamiast skutecznego szantażu wyjdzie pat - nikomu nic nadal nie będzie się chciało zrobić z pustostanami.
Więcej wiadomości o podatku od nieruchomości
Ale może to mój defetyzm. Jak Lewica się zmóżdży i przygotuje konkretny projekt ustawy, to pogadamy.
Tylko proponowałabym w tym projekcie skupić się na wymyśleniu nie tyle sensownej stawki, ile na sprytnym mechanizmie kontroli i weryfikacji, co pustostanem jest, a co nie. No bo jak mamy łapać za rękę tych, co nakupowali w pandemii mieszkań od deweloperów i nawet nie raczyli ich wykończyć, tylko stoją w stanie surowym i czekają na kolejny booster w postaci dopłat do kredytów?
Lewico, zacznij się bratać ze spółkami energetycznymi
Już czuję zapach wypalonych kapiszonów w tym projekcie ustawy, który jeszcze nie powstał, a pachnie tam bajkami o tym, jak to gmina sama będzie namierzać prywatne pustostany i natknie się na mieszkania, które po prostu są dopiero urządzane, dlatego nikt tam nie jest zameldowany, albo są wynajmowane krótkoterminowo, i zrobi się pat, bo Lewica i tym chciałaby walczyć, ale za jednym zamachem nic z tego nie wyjdzie. Ewentualnie trafi na mieszkania wykorzystywane jako biura i zrobi się afera, że biorą się za zarzynanie przedsiębiorców.
Tymczasem sprawa jest dość prosta - należy dogadać się z dostawcami prądu, którzy co roku będą wskazywać, które lokale mają umowę na dostarczanie elektryczności z taryfą G, czyli dla gospodarstw domowych, ale w minionym roku zużycie prądu było mniejsze niż 500 kWh za cały rok - tym sposobem niedawno „Gazeta Wyborcza” liczyła liczbę pustostanów w stolicy.
500 kWh nie wystarczy rocznie do życia nikomu, choćby był najoszczędniejszym człowiekiem na świecie, bo 250 kWh zużywa już sama lodówka przez rok. Dobra, niech będzie, że namierzamy tych ze zużyciem poniżej 300 kWh rocznie, nie 500. Ale zróbmy to sensownie, po zużyciu mediów, żeby nie wyszło, że Polacy masowo będą podpisywać umowy użyczenia lokalu kuzynce za 1 zł albo meldować w lokalu dziecko i cała historia na nic.
Marchewka dla płacących nowy podatek od nieruchomości
A! Zapomniałam o jeszcze jednej bajce - Lewicy marzy się powołanie społecznego operatora mieszkań, który zajmowałby się najmem, a współprzewodniczący Nowej Lewicy Włodzimierz Czarzasty obiecywał, że projekt ustawy ma sprawić, żeby byli szczęśliwi i właściciele mieszkań i żeby byli szczęśliwi ci, którzy te mieszkania będą wynajmowali.
Że niby przed podatkiem od pustostanów będzie można uciec w ramiona społecznego operatora i taki właściciel pustostanu odkryje uroki najmu? Przypominam, że mamy już SAN-y, czyli Społeczne Agencje Najmu, które działają już od kilku lat i jakoś nie robią furory.