REKLAMA

To już nie plotki. W NFZ nie ma pieniędzy, eksperci mówią o bankructwie

Aż się dziwię, że w tej sprawie jest tak cicho w największych mediach, bo sytuacja wygląda bardzo źle. W drugiej połowie roku będzie dużo trudniej o dostęp do lekarza, ciężko chorzy pacjenci wymagający drogich leków już są odsyłani z kwitkiem, a system ochrony zdrowia sprawia wrażenie, jakby miał stan przedzawałowy.

To już nie plotki. W NFZ nie ma pieniędzy, eksperci mówią o bankructwie
REKLAMA

Padają już nawet słowa o bankructwie NFZ, choć prawda jest taka, że NFZ upaść nie może. Bankructwem straszył ostatnio Janusz Cieszyński, były wiceminister zdrowia, a więc to mogłaby być jedynie polityczna nawalanka. Mogłaby, ale nie jest, bo gdyby NFZ był prywatną firmą, rzeczywiście słowa te mogłyby być uprawnione.

REKLAMA

Jak nie chce wam się czytać do końca, spojluję:

  • już dziś, jak donosi Rynek Zdrowia, niektóre szpitale odmawiają przyjęcia najciężej chorym pacjentom leczonym drogimi lekami;
  • do końca roku, a może dłużej, mowa nawet o kilkunastu miesiącach, pacjentów może czekać ograniczenie w dostępie do świadczeń, co znaczy, że kolejki nagle ostro zaczną się jeszcze wydłużać;
  • uzgodnionym już, i to w bólach, podwyżkom w zawodach medycznych być może trzeba będzie powiedzieć „stop”.

Notatka ze spotkania na szczycie

Do bardzo złej sytuacji finansów w NFZ w końcu przyznał się sam prezes, jednak nie publicznie, ale podczas spotkania z członkami Rady NFZ, z którego notatka właśnie wypłynęła.

Sprawa została postawiona jasno: w NFZ nie ma już pieniędzy na zapłacenie za nadwykonane świadczenia w drugiej połowie roku, nadal Fundusz nie zapłacił jeszcze za nadwykonania w II kw., a w III kw. do zapłaty będzie 5 mld zł, których nie ma i mieć nie będzie. Chyba że NFZ otrzyma specjalną dotację z budżetu.

I pewnie otrzyma, ale i tak trafi ona na konto Funduszu dopiero pod koniec roku, więc Fundusz będzie wypłacał placówkom medycznym zaległe pieniądze dopiero w I kw. 2025 r.

Co placówki mogą z tym zrobić? Same zaciągać kredyty w tym czasie, żeby nie paść. Albo ograniczyć przyjmowanie pacjentów, za których pieniędzy długo nie zobaczą. I to już się właśnie dzieje.

A w międzyczasie konieczne może być wyhamowanie dynamiki wzrostu wynagrodzeń kadr medycznych, czyli de facto zmiana niedawno przecież przyjętej ustawie o wynagrodzeniach minimalnych w zawodach medycznych.

Malowanie trawy na zielono

Zacznijmy od początku. Już w czerwcu media donosiły, że pojawiają się problemy z płatnościami od NFZ za niektóre ponadwymiarowe świadczenia w niektórych placówkach.

Bo to jest tak: NFZ podpisuje kontrakty z placówkami na konkretną kwotę i tę kwotę wypłaca co miesiąc. Ale mamy świadczenia limitowane i nielimitowane. I w przypadku tych drugich placówki przyjmują wszystkich zgłaszających się pacjentów, nie mogą powiedzieć, że pieniądze się skończyły, a za wszystkie ponadlimitowe świadczenia NFZ płaci im raz na kwartał.

No i za te ponadlimitowe wykonania w styczniu, lutym i marcu płatność miała przyjść w połowie maja. I w wielu miejscach Polski nie przyszła - pisała o tym w czerwca „Gazeta Wyborcza”.

NFZ opublikował wówczas oświadczenie, że to nieprawda, że w NFZ brakuje pieniędzy, bo zmniejszone wpływy ze składki zdrowotnej rekompensuje rząd z budżetu i sytuacja jest stabilna, a „GW” niepotrzebnie straszy pacjentów.

Można się w tym pogubić trochę, bo eksperci akurat od dawna ostrzegali, że budżet NFZ jest wydrenowany i istnieje ryzyko zachwiania płynnością finansową.

Więcej na temat składki zdrowotnej przeczytasz tu:

Ale żeby nie było, że to Wyborcza sieje jakąś panikę. Z początkiem czerwca również portale branżowe jak Rynek Zdrowia pisały, że NFZ ma coraz większe problemy z płaceniem szpitalom za leczenie, a eksperci na łamach tego poważnego przecież serwisu, któremu daleko do brukowca z tanią sensacją, straszyli zagrożeniem bankructwem systemu ochrony zdrowia. Największe problemy miały występować na onkologii i kardiologii. Problem jest właśnie z płaceniem za nadwykonania.

Rynek Zdrowia pisał już wówczas choćby o szpitalu w Żywcu, który wpadł w takie kłopoty finansowe, że był zmuszony wypłacać pensje pracownikom w ratach. Powód? Otóż właśnie brak pieniędzy z NFZ za nadwykonania jeszcze z I kw. 2024 r., czyli dokładnie tak, jak pisała Wyborcza.

Ale to nie problem jednej placówki. Media donosiły o kłopotach na Mazowszu i na Śląsku, czyli w bogatych regionach, nie mówiąc już o Podlasiu, Podkarpaciu i Lubelszczyźnie. Całkiem dobrze jest za to w Polsce północno-zachodniej - pisał „Dziennik Gazeta Prawna”.

Tak na marginesie, powodem braku pieniędzy w NFZ są nie tylko podwyżki dla pracowników medycznych, choć w ogromnej mierze, ale też polityczne decyzje, które spowodowały, że koszty, które dotychczas ponosił ktoś inny, na przykład Ministerstwo Zdrowia finansowało darmowe leki dla seniorów i kobiet w ciąży, szczepienia czy świadczenia wysokospecjalistyczne, a wojewodowie płacili za utrzymanie pogotowia ratunkowego, zostały po prostu zrzucone nagle na NFZ, ale środków na te zadania już nie przekazano. Zaczął się zawał.

Uwaga, lecą obligacje ratunkowe

Jeszcze w czerwcu minister zdrowia Izabela Leszczyna przyznała na antenie Polsat News, że w 11 województwach nielimitowane świadczenia za I kw. 2024 r. są opłacone, a w pozostałych pięciu województwach są “niewielkie niedobory”.

Żeby tym „niewielkim niedoborom” zaradzić, Ministerstwo Finansów przekazało w czerwcu do NFZ 3 mld zł na sfinansowanie świadczeń nielimitowanych, ale najpierw, żeby je zdobyć, musiało emitować obligacje, czyli się zadłużyć. No i ok.

No właśnie nie ok, bo eksperci mówią, że obligacje to nie są pieniądze „do ręki”, to nie gotówka, nie będą dostępne natychmiast, więc nadal będzie problem z płynnością szpitali.

Ba! Już wtedy Wojciech Wiśniewski, ekspert Federacji Przedsiębiorców Polskich, która regularnie przygotowuje analizę „Monitor Finansowania Ochrony Zdrowia”, zauważał dodatkowy problem, który w drugiej połowie 2024 r. może tylko jeszcze bardziej spiętrzyć problemy.

Bo tak: placówki świadczące usługi medyczne zorientują się, że mogą nie dostać pieniędzy z NFZ za nadwykonania czy świadczenia bez limitów, a właściwie dostać je z dużym opóźnieniem, czyli stracą płynność finansową, więc lepiej po prostu ograniczyć ostro zapisy pacjentów na te świadczenia. Bo po co robić sobie problemy? I w efekcie świadczenia, które zgodnie z prawem nie są limitowane, w praktyce właśnie będą, a kolejki będą się tylko wydłużać.

Czarnowidztwo? Ani trochę.

Nie ma z czego zapłacić za drugą połowę roku, wkracza premier

Przeskakujemy z czerwca do września. Ogólnopolski Związek Pracodawców Szpitali Powiatowych od kilku tygodni alarmuje, że NFZ nie płaci szpitalom za nadwykonania świadczeń nielimitowanych.

Mamy już III kw. roku, I kw. został opłacony, ale powinny iść już płatności za II kw. roku, a tymczasem uregulowane płatności są tylko w kilku województwach: zachodniopomorskim, lubuskim, pomorskim, kujawsko-pomorskim i wielkopolskim.

Wróćmy do Żywca. Szpital powiatowy tamże chce zawiesić na trzy miesiące, począwszy od 7 października, działania oddziałów: chirurgii ogólnej i onkologicznej I, chirurgii ogólnej i onkologicznej II oraz chorób wewnętrznych z pododdziałem nefrologii, a także poradni: położniczo-ginekologicznej oraz urazowo-ortopedycznej - informował kilka dni temu portal Infor.pl.

Wypływa notatka ze spotkania prezesa NFZ z członkami Rady.

Rynek Zdrowia pisze o szpitalach, które już odmawiają przyjęcia najciężej chorym pacjentom leczonym drogimi lekami.

Szpital w Katowicach zapowiada, że jeśli kłopoty z płatnościami NFZ zagrożą jego płynności finansowej, zacznie ograniczać przyjęcia pacjentów i wcale nie byłby pierwszy, bo inne placówki już to zrobiły.

Rynek Zdrowia informuje, że szpitale nie mają za co leczyć, bo nawet 90-95 proc. przychodów przeznaczają na wynagrodzenia, a minister zdrowia Izabela Leszczyna w końcu przestaje zaklinać rzeczywistość i na antenie radiowej Jedynki zapowiada, że do akcji wkroczy premier Donald Tusk.

Co teraz?

REKLAMA

Ze słów prezesa NFZ na niepublicznym spotkaniu wynika, że wartość nadwykonań za III kw. jest szacowana na ok. 5 mld zł. Ekspert Federacji Przedsiębiorców Polskich Wojciech Wiśniewski mówił, że szacuje dziurę, jaka w NFZ powstanie do końca roku, na 7 mld zł.

Premier te pieniądze pewnie wyczaruje. Ale nie z dnia na dzień. Zanim trafią tam, gdzie powinny, minie wiele miesięcy, a do tego czasu system ochrony zdrowia w Polsce nie będzie działał normalnie. Już nie działa, tylko po prostu telewizja jeszcze o tym nie trąbi, bo kto by czytał branżowe portale.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA