Rząd wykiwał Polaków. Deweloperzy pieją z zachwytu, bogacze zacierają ręce
Kredyt „na start” będzie jeszcze korzystniejszy niż Bezpieczny kredyt 2 proc. Właśnie poznaliśmy projekt po poprawkach na skutek konsultacji i ministerstwo, zamiast podnieść próg bezpieczeństwa, żeby nie wstrząsnąć rynkiem mieszkaniowym jak rok temu, jeszcze go obniża. I mydli wam oczy zamianą stawek brutto na netto w limicie zarobków i wszyscy się nabierają, że obniżyło limity. A na koniec wprowadza jeszcze listek figowy.
Po tygodniach konsultacji ministerstwo pokazało „dopieszczony” projekt następcy Bezpiecznego kredytu 2 proc. Owo dopieszczenie miało polegać na tym, żeby nowy program dopłat do kredytów hipotecznych nie przyczynił się do takiego szaleńczego wzrostu cen nieruchomości jak jego poprzednik, a jednocześnie, by ułatwić potrzebującym zakup pierwszego mieszkania. Potrzebujący to słowo klucz, bo dopłaty z publicznych pieniędzy mieli otrzymywać tylko ci, którzy są na granicy zdolności kredytowej, a nie ci, których i tak stać na kredyt na rynkowych warunkach, ale państwo będzie im wpychać do gardła pieniądze podatników.
Niestety zmiany poszły w innym kierunku - będziemy wpychać do gardła całkiem zamożnym osobom pieniądze podatników i będziemy dalej pompować ceny mieszkań. Zaraz udowodnię wam dlaczego, choć ministerstwo zarzeka się, że to nieprawda.
Kto ile dostanie?
Po pierwsze, przyznaję, że nie miałam racji, obstawiając na tych łamach wielokrotnie, że rząd będzie grał na czas z nowym programem dopłat do kredytów hipotecznych, aż zaczną się obniżki stóp procentowych i wtedy rząd powie, że taki program dopłat jest szkodliwy dla rynku, a Polacy nie potrzebują już takiego wsparcia i z pierwszych przymiarek do projektu ustawy zostanie ogryzek.
Wygląda na to, że rząd nie gra na czas i obiecuje, że program dopłat ruszy w drugiej połowie roku. Z tego, jakie środki planuje wydać na dopłaty w tym roku, wynika, że będzie to raczej październik niż lipiec.
Uporzadkujmy warunki, na jakich te nowe tanie kredyty mają być udzielane, bo oprocentowanie bedzie od 0 do 1,5 proc. w zależności od liczby osób w gospodarstwie domowym:
- single i pary bez dzieci - 1,5 proc.
- para lub samotny rodzic z 1 dzieckiem - 1 proc.
- para lub samotny rodzic z 2 dzieci - 0,5 proc.
- para lub samotny rodzic z trójką dzieci - 0 proc.
Dodatkowo rodziny z trójką dzieci mają przywilej, że mieszkanie kupowane za preferencyjny kredyt może nie być ich pierwszym mieszkaniem, za to singli obowiązuje limit wiekowy - 35 lat.
Każde gospodarstwo domowe będzie obowiązywał limit dochodowy, limit wartości zaciągniętego kredytu, a dopłaty do kredytów będą obowiązywać przez 10 lat.
To tak z grubsza. Ważniejsze jednak, by podsumować, co w projekcie się zmieniło w ciągu ostatnich tygodni, kiedy prowadzone były konsultacje. A eksperci mieli sporo pomysłów, jak zracjonalizować zasady programu, by w jak najmniejszym stopniu pompował on sztucznie ceny mieszkań i by nie rozdawać publicznych pieniędzy bogatym. Więcej o tych pomysłach przeczytacie tu.
Spryciarze w ministerstwie zmienili kwoty z brutto na netto, zamiast obniżyć limit zarobków
Tymczasem okazuje się, że zmiany w projekcie nie poszły zbyt daleko. Dodano do nich jedynie listek figowy, a jednocześnie na wielu frontach jeszcze zliberalizowano zasady.
Zacznijmy od kryterium dochodowego. W mediach zwykle nie przeczytacie, jak ono się zmieniło w stosunku do styczniowych propozycji, albo przeczytacie, że zostało obniżone. Tymczasem resort rozwoju po prostu wszystkich ograł, bo w styczniu w projekcie ustawy podawano kwoty brutto, a teraz kwoty netto:
- dla singla próg dochodowy w styczniu wynosił 10 tys. zł brutto, a teraz wynosi 7 tys. zł, ale netto - różnica jest niewielka, bo 10 tys. zł brutto na etacie to 7150 zł netto;
- dla gospodarstwa 2-osobowego w styczniu limit wynosił 18 tys. zł brutto, czyli 12,6 tys. zł netto, teraz ten limit to 13 tys. zł netto, więc jest nawet wyższy;
- dla gospodarstwa 3-osobowego w styczniu limit wynosił 23 tys. zł brutto, a to 16 tys. zł netto i dokładnie taką samą kwotę netto podaje nowy projekt ustawy;
- dla gospodarstwa 4-osobowego w styczniu limit był na poziomie 28 tys. zł brutto, czyli 19,4 tys. zł netto, nowy projekt mówi o 19,5 tys. zł netto;
- dla gospodarstwa 5-osobowego limit w styczniu miał wynosić 33 tys. zł brutto, czyli 22,8 tys. zł netto, obecnie to 23 tys. zł netto.
Bardzo ktoś jest błyskotliwy w tym ministerstwie, bo rzeczywiście czytam wszędzie w mediach, że resort w wyniku konsultacji społecznych obniżył limity dochodowe o co apelowali eksperci. Tymczasem resort jedynie zmienił kwoty z brutto na netto i wszyscy się na to nabrali. Efekt będzie taki, że będziemy te tanie kredyty rozdawać tym, których stać na zaciągnięcie kredytu na komercyjnych warunkach. Nie tak miało być.
Do tego jeszcze będzie obowiązywała zasada złotówka za złotówkę przy przekroczeniu limitu zarobków. Ta sama zasada będzie obowiązywać w przypadku limitu kwoty kredytu, który będzie wynosił:
- 200 tys. zł dla singla;
- 400 tys. zł dla 2-osobowego gospodarstwa domowego;
- 450 tys. zł dla 3-osobowego gospodarstwa domowego;
- 500 tys. zł dla 4-osobowego gospodarstwa domowego;
- 600 tys. zł w przypadku 5-osobowego gospodarstwa domowego.
Więcej o rynku mieszkaniowym przeczytasz na Bizblog.pl:
Kolejne głupie zmiany w programie mieszkaniowym
Takich kwiatków, jak zamiana stawek z brutto na netto, które wręcz liberalizują projekt ustawy zamiast jego uszczelniania, jest więcej.
Zlikwidowano na przykład wymóg zasiedlenia nieruchomości w ciągu 24 miesięcy i wymóg zamieszkiwania w nieruchomości w trakcie posiadania kredytu. Czyli co? To może być kredyt inwestycyjny, żeby kupić sobie mieszkanie na wynajem? Teoretycznie oficjalnie wynajmować tego mieszkania nie można, ale trzymać puste, by zyskiwało sobie w czasie na wartości, bo kredyt jest za darmo, można? Aha.
A na koniec ministerstwo w dumą twierdzi, że zadbało o to, by program nie pompował cen mieszkań, jak to robił Bezpieczny kredyt 2 proc., dlatego wprowadziło kwartalny limit wniosków kredytowych - 15 tys. od 1 stycznia 2025 r. W 2024 r., czyli w okresie przejściowym, limit ten został ustawiony na 35 tys. wniosków, bo nie wiadomo dokładnie, kiedy program wejdzie w życie.
To teraz patrzcie: 15 tys. wniosków na kwartał to 60 tys. wniosków rocznie. Tymczasem zgodnie z danymi Grupy BIK na koniec z stycznia liczba umów zawartych w programie Bezpieczny kredyt 2 proc. w ciągu sześciu miesięcy obowiązywania programu wyniosła nieco ponad 66 tys.
Czyli niby w pół roku tyle, na ile nowy program pozwoli w rok. Tylko to wcale nie ma wielkiego znaczenia. Założę się, że ceny skoczą tak, jak i skakały w ubiegłym roku, głównie ze względu na to, że to psychologia. Każdy sprzedający będzie liczył, że to właśnie do niego trafi kupujący z rządową dopłatą, więc każdy będzie podnosił ceny, licząc, że się obłowi.
I tak oto zaserwujemy sobie kolejne trzęsienie na rynku mieszkaniowym za 21,5 mld zł, bo tyle budżet państwa wyda na dopłaty do kredytów, które mają być udzielane do końca 2027 r.