Nowy program mieszkaniowy to tykająca bomba. Trzeba zmienić 8 rzeczy
Ministerstwo rozwoju zaplanowało nowy program dopłat do kredytów tak, że chce dawać 700-900 zł na osobę miesięcznie ludziom z wysokimi dochodami, których stać na kredyt hipoteczny bez niczyjej pomocy. A w dodatku ten wór pieniędzy chce wrzucić na rynek za wcześnie, kiedy podaż mieszkań jest znacznie mniejsza niż przed startem Bezpiecznego kredytu 2 proc. i nie zdąży się odbudować. Żeby nie doprowadzić do katastrofy mieszkaniowej, trzeba koniecznie zmienić osiem rzeczy w nowym programie.
Program Mieszkanie na start tylko udaje rozwiązanie dla kryzysu mieszkaniowego, a tak naprawdę jedynie go pogłębi - powiedziała w poniedziałek krakowska posłanka Daria Gosek-Popiołek. I zapowiedziała, że posłowe Razem nie podniosą w Sejmie ręki za wprowadzeniem tego programu w życie.
Co z tego? Nic, bo głosy posłów Razem nie są potrzebne do zdobycia większości.
Czy powiedziała coś zaskakującego, że pomysł Donalda Tuska to zło? Nie, bo to nie jest opinia jakichś tam radykałów ani kawiarnianej lewicy, ale opinia chyba wszystkich ekspertów rynku mieszkaniowego.
Ale Donald Tusk obiecał tani kredyt na mieszkanie, więc tak łatwo nie wycofa się z tego katastrofalnego pomysłu. A ponieważ pomysł wciąż jest w fazie konsultacji społecznych, to rozpocznijmy je tu publicznie. Bardzo konkretne propozycje przygotowali eksperci think tanku FLTR.
Mieszkanie na start do kosza, bo…
Podstawowy zarzut wobec programu Mieszkanie na start, który ma zastąpić w połowie 2024 r. Bezpieczny kredyt 2 proc., już nawet nie jest taki, że dotuje przede wszystkim banki i deweloperów. To hasło od dawna wybrzmiewa jak zdarta płyta wobec wszystkich dotychczasowych programów dopłat do kredytów i politycy są na niego głusi. Podstawowy zarzut jest taki, że jak już musimy dosypywać pieniędzy z budżetu, podsycając popyt, to róbmy to chociaż mądrze, czyli nie tak, żeby całe społeczeństwo składało się na dopłaty do kredytów hipotecznych dla zamożnych. A zaproponowane zasady Mieszkania na start właśnie do tego się sprowadzają - pisałam o tym zaraz po ogłoszeniu programu, że limity dochodów gospodarstw domowych ustawione są tak wysoko, że dopłaty do kredytów jeszcze tańszych niż 2 proc. mają otrzymywać ci, których i tak stać na zaciągnięcie kredytu na warunkach rynkowych, czyli drogo.
FLTR uważa, że program Mieszkanie na start w ogóle nie powinien wejść w życie. Dlaczego? Bo:
- powiększa zdolność kredytową osób, które i tak mają nie najniższe możliwości kredytowe - co miesiąc z publicznych pieniędzy będziemy dopłacali im po 700-900 zł na osobę;
- program będzie stymulować popyt jeszcze bardziej niż Bezpieczny kredyt 2 proc. w czasie, gdy po stronie podaży nic nie ruszy - skutki są łatwe do przewidzenia. A przecież punkt startowy jest dziś w jeszcze gorszym miejscu, bo dzisiejsza podaż mieszkań stanowi zaledwie 3/4 tego, co mieliśmy na rynku przed wprowadzeniem BK 2 proc.;
- dla osób, które wykluczone są z programu, dostępność mieszkań będzie jeszcze niższa, gdzieś na poziomie z 2012 r.;
- w dodatku zaszyty mechanizm zwyżki dla większych miast jest niesprawiedliwy, bo podnosi kwotę kredytu z dopłatą o 20 proc. dla mieszkańców Lublina i Rzeszowa, a dla Gdańska i Szczecina już nie.
Więcej o rynku mieszkaniowym przeczytasz w tych tekstach:
Jak ratować sytuację?
Eksperci rekomendują osiem zmian, które absolutnie bezwarunkowo powinny zostać wprowadzone, jeśli politycy jednak nie zrezygnują z programu dopłat:
- single i bezdzietne pary powinny zostać zupełnie wykluczone z programu, a jeśli nie, to przynajmniej powinny dostać preferencyjne oprocentowanie na poziomie nie 1,5 proc., ale ok. 4 proc., bo takie byłoby sensowne długoterminowe oprocentowanie, biorąc pod uwagę projekcje inflacji i stóp procentowych;
- dopłaty uzależnić nie tyle od liczby członków gospodarstwa domowego, ile od liczby dzieci;
- obniżyć progi dochodowe, szczególnie w przypadku bardziej licznych gospodarstw domowych, by były bliższe limitom ustawowym w TBS i SIM;
- zmienić mechanizm zaszyty w progach dochodowych, by single i pary bez dzieci traciły złotówkę za złotówkę, ale osoby z dziećmi tylko 50 gr za złotówkę;
- by uniknąć windowania cen przez sprzedających, wprowadzić nie tylko limit metrażu oraz ceny za mkw., ale także limity zaciąganego kredytu (obecne jest tylko limit kredytu z dopłatą, ale można zadłużyć się na więcej, przy czym reszta kwoty jest oprocentowana rynkowo);
- zmienić mechanizm zwyżki wartości kredytu, by opierał się na obecnych rynkowych różnicach ceny nieruchomości, a nie na wydymanych wskaźnikach;
- przesunąć start programu co najmniej o pół roku do początku 2025 r., by podaż zdążyła się odbudować, inaczej wzrosty cen będą jeszcze wyższe, bo popyt skoczy, kiedy podaż nie zdąży jeszcze ruszyć wraz z nią. A do tego wydłużyć program dla rodzin z dziećmi, bo dziś plan jest taki, że to tylko plasterek na krótko - ma obowiązywać wyłącznie od połowy 2024 do końca 2025 r.;
- na koniec wymusić sprzedaż posiadanej już nieruchomości w ciągu 12 miesięcy od zakupu tej finansowanej dopłatami - w przypadku rodzin wielodzietnych bowiem nie ma warunku, by było to pierwsze mieszkanie, a więc zamożne rodziny, które stać na rynkowy kredyt w wysokości nawet 1 mln zł, mogą korzystać z kredytu 0 proc. i zamieniając mieszkanie na większe pozostawiać sobie to, które opuszczają jako lokatę kapitału.