Dania najwyraźniej odkryła w sobie nową misję cywilizacyjną. Postanowiła zostać krzyżowcem od nikotyny. Nawet jeśli po drodze rozjedzie logikę, wspólnotowe procedury i zdrowy rozsądek.

W Genewie mieliśmy przedsmak. Podczas negocjacji ramowej konwencji WHO Dania zademonstrowała, że unijne stanowisko jest dla niej sugestią, a nie zobowiązaniem. Gdy trzeba było mówić jednym głosem, Kopenhaga postanowiła mówić swoim. I to tonem nieprzypadkowo bliższym krucjaty niż naukowej debaty: zakazać, ograniczyć, docisnąć. To wtedy pierwszy raz okazało się, że Duńczycy uznali się za arbitra zdrowia publicznego nie tylko własnego, ale też cudzego.
Duńska prezydencja chce drakońskiej akcyzy
Teraz mamy sequel. Tym razem Dania nie rozsadza wspólnej linii gdzieś na odległej konferencji, lecz w samym centrum unijnego procesu legislacyjnego. Z dokumentu ujawnionego przez Euractiv wynika, że prezydencja duńska chce narzucić wszystkim krajom UE akcyzę na podgrzewacze tytoniu w wysokości 360 euro za kilogram – i to jedynie w wariancie podatku wagowego.
Według branżowych wyliczeń oznacza to podwyżkę o 132 proc. względem propozycji Komisji Europejskiej (155 euro/kg). Dania proponuje Europie fiskalnego potworka. Chce, by kilogram wkładów do podgrzewaczy, kosztował więcej niż kilogram tytoniu do palenia. Akcyza na wkłady do podgrzewaczy ma wynieść 360 zł/kg, podczas gdy kilogram tytoniu do papierosów - 215 zł/kg. Logika poszła tu z dymem
To nie jest polityka zdrowotna. To polityka pokazowa
Jeśli w Genewie Duńczycy wyłamali się ze stanowiska UE, to dziś próbują je po prostu napisać na nowo. Oficjalnie: w imię zdrowia publicznego. Nieoficjalnie: w imię moralnej krucjaty, którą najwyraźniej łatwiej prowadzić, gdy ma się młotek prezydencji w ręku, a na celowniku produkt z kategorii „kontrowersyjnych”.
Problem polega na tym, że zdrowie publiczne jeszcze nigdy nie skorzystało na decyzjach podejmowanych pod presją ideologii. Fakty zaś są uparte: produkty bezdymne są mniej toksyczne od papierosów. To nie jest slogan z folderu producentów, tylko twarde konkluzje regulatorów. Można się spierać o to, jak je regulować, ale nie o to, czy ryzyko ich używania jest niższe niż palenie papierosów.
Skutki propozycji Danii: chaos w UE
Najbardziej uderza jednak coś innego: Dania doskonale wie, że jej propozycja i tak nie przejdzie, bo wymaga jednomyślności. Wie też, że większość państw nie zamierza iść tą drogą. Mimo to wrzuca na stół ekstremalny wariant, który kompletnie rozwala dotychczasową logikę negocjacji. Po co? Żeby przesunąć wahadło. Żeby ustawić agendę. Żeby pokazać Brukseli, że to Kopenhaga ma rację.
To nie jest polityka zdrowotna. To polityka pokazowa – podszyta przekonaniem, że wystarczy „mocno dowalić podatkiem”, by Europa stała się zdrowsza. I nieważne, że to uderza w proporcjonalność, różnicowanie ryzyka, naukowe podstawy regulacji. Ważne, że moralna satysfakcja zostaje odhaczona.
Europa nie potrzebuje krucjaty. Potrzebuje rozsądku
Dania może sobie wmawiać, że ratuje Europę przed nikotyną. Prawda jest dużo prostsza: ratuje tylko własne poczucie moralnej wyższości, po drodze fundując Europie regulacyjne przeciąganie liny. A to chyba ostatnia rzecz, której dziś potrzebujemy – zwłaszcza gdy od polityki zdrowotnej oczekiwalibyśmy dowodów, proporcji i konsekwencji. Nie krucjat. Nie ideologii. I na pewno nie demolowania unijnych zasad, by udowodnić całemu kontynentowi, że akurat w tej sprawie Dania wie lepiej.







































