REKLAMA

Już nigdy nie będzie was stać na mieszkanie. Przed nami wielka zmiana

Polacy są przywiązani do własności - powtarzają politycy, usprawiedliwiając się, czemu pakują nas się w kredyty hipoteczne, zamiast stawiać na tanie mieszkania na wynajem. Zwłaszcza że od tej własności możemy się zaraz „odwiązać”, bo nie będzie wyjścia - będzie tak drogo, że mało kogo będzie stać na zakup mieszkania i nauczymy się żyć w wynajmowanych lokalach na stałe. To byłaby dla Polaków wielka rewolucja, w której pomógł sam rząd, paradoksalnie programem, który miał ułatwić ludziom zakup mieszkania.

Już nigdy nie będzie was stać na mieszkanie
REKLAMA

Ta rewolucja może wydarzyć się już za siedem lat. Choć nie z dnia na dzień, wiadomo, ona pewnie już się zaczęła. Z raportu firmy doradczej ThinkCo. „Najem 2030. Kierunki rozwoju najmu mieszkań w Polsce” wynika, że w perspektywie 2030 r. na zakup mieszkania będzie stać tylko najbogatszych Polaków, więc coraz więcej z nas będzie zmuszonych do wynajmu.

REKLAMA

Odkleimy się od marzenia o własnym M

Skąd takie wioski w raporcie? To opinie przepytanych specjalistów związanych z rynkiem nieruchomości, wśród których byli i ci zajmujący się najmem, i prawnicy, i samorządowcy i nawet akademicy. 60 proc. z nich jest przekonana, że za siedem lat wajcha na rynku nieruchomości przesunie się w stronę wynajmu. Po pierwsze dlatego, że ceny zakupu mieszkania będą piekielnie wysokie, szczególnie w największych miastach Polski, po drugie dlatego, że kredyty hipoteczne będą mniej dostępne.

W efekcie zmieni się też nasze podejście do własności, a presja społeczna na posiadanie mieszkania na własność osłabnie.

To byłaby gigantyczna zmiana, bo jak wynika z badań Fundacji Rynku Najmu, obecnie aż 89 proc. badanych Polaków preferuje własność mieszkania niż wynajem.

A ci, co wynajmują? Nie robią tego dziś, dlatego że tak chcą ze względu na większą mobilność albo niechęć do zadłużania się na lata, ale 80 proc. z nich po prostu nie stać na zakup choćby z kredytem - to z kolei badania Otodom i „Polityki Insight”.

I w najbliższych latach Polaków będzie stać na to jeszcze mniej, mimo rządowej pomocy. Ta pomoc zresztą jest nieco wątpliwa.

Rząd pompuje ceny mieszkań

Bezpieczny kredyt 2 proc. chwilowo jest korzystny i rzeczywiście pomaga Polakom w zakupie mieszkania, zwiększając dostępność finansowania. Ale tylko tym, którzy skorzystają z niego na początku.

Ci, którzy sięgną po tę pomoc za rok, może i kredyt nadal będą mieć tani, ale za to będą musieli zaciągnąć większy, bo ceny mieszkań będą już wyższe. A będą wyższe właśnie dlatego, że Bezpieczny kredyt 2 proc. wywołał wręcz lawinę popytową. A na większy kredyt znów wielu nie będzie stać. I koło się zamyka.

Zobaczcie, jak rosną ceny mieszkań. Jeszcze rok temu na rynku nieruchomości panował marazm. Ale od czerwca 2022 r. do czerwca 2023 r. ceny ofertowe mieszkań skoczyły - dla przykładu w Warszawie o 11 proc., do 14,9 tys. zł za mkw, w  Trójmieście o 14 proc. do 12,9 tys. zł za mkw, a w Krakowie o 18 proc., do 13,7 tys. zł - wynika z danych RynekPierwotny.pl.

Expander z kolei pokazuje już zmiany cen w lipcu 2023 r. W porównaniu do grudnia 2022 r., zaledwie w siedem miesięcy ceny wzrosły w Krakowie, Katowicach i Sosnowcu o 13 proc., w Warszawie o 10 proc., a w Rzeszowie, Wrocławiu i Poznaniu odpowiednio o 9, 8 i 7 proc.

Duża część tego wzrostu przypada na ostatnie miesiące, kiedy wiadomo już było, że Bezpieczny kredyt 2 proc. na pewno wejdzie w życie i sprzedający, licząc na zwiększony popyt, podnosili ceny. Nie pomylili się.

Minister rozwoju i technologii Waldemar Buda kilka dni temu chwalił się, jakim to sukcesem jest rządowy program dopłat do kredytów. Dotąd Polacy złożyli ponad 24,2 tys. wniosków kredytowych i zawarli ponad 1,1 tys. umów na łączną kwotę ok. 409,4 mln zł, a program działa dopiero od 3 lipca. To oznacza, że dziennie do banków trafia średnio 1 tys. nowych wniosków o kredyt i podpisywanych jest ok. 50 umów.

Tylko że ten „sukces” spowodował, że zaledwie w ciągu jednego miesiąca, czyli w lipcu, mieszkania, które mieściły się w limicie ceny, podrożały o 5 proc. A żeby udowodnić, że powodem jest rządowy program, wystarczy spojrzeć, że te lokale, które nie spełniały warunków programu, nawet potaniały.

W Krakowie na przykład Wskaźnik Inflacji Mieszkaniowej, liczony przez REDNET Consulting, w lipcu wzrósł o 3,1 proc. - to dane dla wszystkich mieszkań z rynku pierwotnego. Ale podzielmy to na mieszkania które spełniają kryteria rządowych dopłat i te, które niespełnianą. Te pierwsze podrożały jeszcze mocniej, bo o 4 proc., a te drugie wręcz staniały o 1,8 proc.

W Warszawie wskaźnik inflacji mieszkaniowej wyniósł w lipcu 4,5 proc., a najmocniej ceny nowych mieszkań wzrosły we Wrocławiu - o 5,3 proc.

Jarosław Sadowski z Expandera opisuje lipiec na rynku nieruchomości krótko: to boom podobny do tego, który pamiętamy z czasów ultraniskich stóp procentowych, to gorączka, znów zdarzają się przypadki, gdy klienci dzwonią i chcą zarezerwować mieszkanie bez oglądania.

A oferta się kurczy

I lepiej z cenami nie będzie, bo preferencyjny kredyt wygenerował wielką falę popytu na mieszkania, a podaż maleje. W biurach deweloperów kolejki, liczba mieszkań w ofercie już skurczyła się nawet o 30 proc. w największych miastach, jak Warszawa czy Kraków, a deweloperzy wcale nie ruszają pełną parą z nowymi budowami.

Według danych GUS w czerwcu, kiedy wiadomo było już, że popyt zacznie szaleć, bo klienci czekali w blokach startowych już nawet od lutego na rządowe dopłaty, liczba rozpoczętych budów mieszkań wyniosła zaledwie 8,9 tys. w całej Polsce - to aż o 43 proc. mniej niż rok wcześniej.

REKLAMA

Dodajmy do tego kolejną falę popytu, która zostanie uruchomiona obniżkami stóp procentowych, które prawdopodobnie zostaną rozpoczęte już we wrześniu i macie obraz tego, co stanie się z cenami mieszkań w najbliższych kilku latach.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA