REKLAMA

Diesel ostro w górę. To może być koniec zabawy

Inflacja w Polsce znowu spadła i znowu zrobiła to w skali większej od oczekiwań, zbliżając się do gospodarczo nieistotnej, ale często wymienianej w dyskusji publicznej bariery 10 proc. rocznie. Z drugiej strony coraz groźniej wyglądają na rynkach światowych notowania ropy naftowej i paliw gotowych. Ropa Brent przebiła w poniedziałek poziom 85 dolarów za baryłkę i była najdroższa od kwietnia.

Diesel ostro w górę. To może być koniec zabawy
REKLAMA

W świetnych danych o inflacji za lipiec widać już, że paliwa w tym miesiącu nieco podrożały, a w sierpniu zapewne podrożeją jeszcze bardziej. Robi się więc naprawdę ciekawie. Z jednej strony mamy wyraźny trend spadkowy inflacji, bo z wyliczeń wypadają ubiegłoroczne wzrosty cen, a w tym roku są one znacząco mniejsze, albo nawet nie ma ich wcale. Z drugiej strony kluczową jak do tej pory role w tym procesie grały właśnie ceny paliw, a w ich przypadku spadki właśnie się skończyły.

REKLAMA

Co się dzieje z inflacją? To żadna sensacja

Z jednej strony w lipcu ceny w sklepach spadły o 0,2 proc. i stało się tak pierwszy raz od blisko trzech lat (nie licząc lutego 2022, kiedy to jednorazowy spadek wygenerował rząd, obniżając VAT na żywność w ramach tarczy antyinflacyjnej), co wygląda niezwykle korzystnie. Z drugiej strony do 2020 roku spadki cen w lipcu były czymś zupełnie normalnym – zwykłą sezonowością związaną z tym, że o tej porze roku wyraźnie tanieją owoce i warzywa.

Coś, co wygląda jak sensacja, jest tylko powrotem do normalności po dwóch latach braku normalności. Nie znaczy to jednak, że to niegodne uwagi. Wszak dotąd nie było wiadomo, że to już czas powrotu do inflacyjnej normalności, czy jeszcze na to za wcześnie. Lipiec pokazał, że normalność wróciła i bardzo dobrze. Teraz trzeba będzie zaczekać, aby przekonać się, czy wróciła na trwałe i w tym kontekście istotna jest właśnie ropa naftowa. Chyba że to, co dzieje się z cenami surowców generalnie nie ma już takiego znaczenia jak rok temu, a inflacja gaśnie, bo jedenaście podwyżek stóp procentowych z 2021 i 2022 roku zrobiło swoje i po prostu nie mamy tyle pieniędzy, co kiedyś, bo realnie pewna część ich wartości się ulotniła. Inaczej mówiąc parę kwartałów spadku realnych płac w Polsce zrobiło swoje

Jeśli za spadkiem inflacji stoi głównie spadek popytu z naszej strony, wtedy zapewne nawet ponowny ewentualny wystrzał w górę cen paliw nie zrobi większej różnicy. To, że tak może być, sugeruje spadek inflacji bazowej, która jest najbardziej czuła właśnie na zmiany popytu w kraju, a mniej istotne są dla niej zmiany cen surowców energetycznych czy rolnych na rynkach światowych. Inflacja bazowa zdaniem większości ekonomistów spadła nam właśnie w okolice 10,7 proc. To nadal niesamowicie wysoki poziom, ale bardzo dobrze, że mamy tu wyraźny spadek. Jeśli stoi za tym mniejszy popyt, ten trend powinien być kontynuowany, a więc powrót do inflacyjnej normalności powinien być coraz lepiej widoczny i trwały.

Ropy zaczyna brakować

Natomiast jeśli dotychczasowy spadek inflacji to głównie efekty bazy, wynikający z tego, że w zeszłym roku surowce takie jak ropa, paliwa i gaz drożały, a w tym roku tanieją, to mamy prawdziwą zagadkę i sytuację potencjalnie groźniejszą.

Goldman Sachs w notce sprzed tygodnia napisał, że globalny rynek ropy w drugim półroczu tego roku przechodzi ze stanu nadwyżek surowca do stanu, w którym pojawia się jego deficyt.

Takie stwierdzenie sugeruje, że ostatnie wzrosty cen ropy nie są przypadkowym i krótkotrwałym ruchem, ale raczej nowym trendem, opartym o nadzieje rynku na wzrost globalnego popytu na paliwa. Te nadzieje wynikają z dwóch rzeczy: po pierwsze założenia, że Chiny lada chwila odpalą jakiś rządowy program stymulujący wzrost konsumpcji w gospodarce, czyli będą po prostu wypłacać ludziom pieniądze, żeby nakręcić koniunkturę. Drugim ważnym czynnikiem jest gospodarka amerykańska, która na przekór prognozom sprzed kilku miesięcy wcale nie wpada w recesję i radzi sobie coraz lepiej. A skoro tak, to także tam popyt na paliwa powinien rosnąć.

Olej napędowy poszedł w górę o ponad jedną piątą

Efekt jest taki, że już w lipcu ropa Brent podrożała o 12 proc., a diesel nawet o 21 proc. Z kolei na polskich stacjach benzynowych według danych BM Reflex benzyna 95 w ciągu ostatniego miesiąca podrożała o 10 groszy na litrze, a diesel o 16 groszy. I tu mamy ciekawostkę, bo to wzrosty odpowiednio tylko o 1,6 proc. i o 2,6 proc.. Pierwszy raz od dłuższego czasu ceny paliw w Polsce rosną znacznie wolniej niż na rynkach światowych

Mamy więc kolejną zagadkę do rozwikłania, pod tytułem: dlaczego tak się dzieje. Można założyć, że to po prostu pewne opóźnienie, i że za chwilę nasz rynek je nadrobi, czyli ceny paliw w sierpniu urosną znacznie bardziej, niż w lipcu. Ekonomiści mBanku już wyliczyli, że oznaczać to będzie odroczenie momentu spadku inflacji poniżej 10 proc. o jeden miesiąc: z sierpnia na wrzesień

Ale być może Orlen, mający duży wpływ zwłaszcza na rynek hurtowy w Polsce, będzie chciał przeczekać okres wzrostu cen paliw na rynkach, biorąc część kosztów z tym związanych na siebie. Nie powinien mieć z tym problemów, bo wcześniej przez wiele miesięcy nie nadążał za rynkiem w druga stronę – czyli gdy ceny paliw na świecie spadały bardziej, w Polsce spadały mniej. Moim zdaniem jest to spokojnie do zrobienia, a wielu komentatorów wskaże zapewne, że warto tak zrobić chociażby po to, aby nie drażnić elektoratu tuż przed wyborami parlamentarnymi.

Inflacja znów ruszyły powyżej 10 proc.?

Możliwy jest więc też taki scenariusz, w którym rosnące na świecie ceny paliw teoretycznie niszczą nam trend spadkowy inflacji, ale w praktyce wcale do tego nie dochodzi, bo chroni nas przed tym Orlen kosztem zmniejszenia swojej własnej marży.

Pozostaje też pytanie o to, co z naszymi oczekiwaniami inflacyjnymi, czyli czymś, co znacznie ułatwia przedsiębiorcom podnoszenie cen, jeśli są odpowiednio wysoko. Setki badań przeprowadzanych na świecie wskazują jasno, że oczekiwania zachowują się tak jak inflacja, czyli adaptują się do otoczenia. Jeśli inflacja od marca spada, to nasze oczekiwania tez powinny już być wyraźnie mniejsze. Ponowne rozkręcenie mechanizmu presji inflacyjnej (spodziewamy się wzrostu cen, więc sklepy je podnoszą coraz szybciej, bo mogą, bo się nie zbuntujemy, bo się tego spodziewamy) powinno być trudniejsze.

Według GUS ceny w sklepach generalnie nie rosną od trzech miesięcy: w maju i czerwcu stały w miejscu, a w lipcu spadły o 0,2 proc. Czy to wystarczy, aby na ewentualny wyraźniejszy wzrost cen paliw zareagować spokojnie, czy nie wystarczy i przez ten nowy impuls znów nam się wszystko odkotwiczy i w efekcie inflacja po zejściu gdzieś w okolice pewnie 7-8 proc. znowu ruszy w górę, w stronę 10 proc. a nie dalej w dół w stronę upragnionego celu inflacyjnego? W takim scenariuszu oczywiście wspomniany wyżej lipcowy powrót do inflacyjnej normalności byłby tylko krótkotrwały i przejściowy.

Co RPP zrobi ze stopami procentowymi?

Odpowiedzi na te wszystkie pytania przyniesie czas i kolejne dane, które będą wystarczające do wyrobienia sobie jakiegoś poglądu dopiero za parę miesięcy. W tak niepewnej i trudnej do przewidzenia sytuacji znacząco rośnie znaczenie tego, co będzie teraz robić Rada Polityki Pieniężnej.

Na rynku panuje przekonanie, że skłania się ona do tego, aby zacząć obniżać stopy procentowe już w październiku, czyli tuż po tym, jak pojawią się wrześniowe dane o spadku inflacji poniżej 10 proc. i tuż przed wyborami parlamentarnymi. W obecnej sytuacji moim zdaniem byłoby to niezwykle ryzykowne, a z ewentualną obniżką lepiej zaczekać do momentu, aż te sprawy się wyjaśnią. Możliwy jest bowiem scenariusz, w którym ceny paliw ponownie wyraźnie idą w górę, ale inflacja mimo to daje radę spaść poniżej 10 proc. we wrześniu, a prawdziwe problemy związane z paliwami i ich wpływem na inflację zaczynają się wkrótce potem.

Prezes NBP Adam Glapiński na ostatniej konferencji zapowiadał, że do obniżki stóp potrzeba dwóch rzeczy: spadku inflacji poniżej 10 proc. (co stanie się we wrześniu) i przekonania, że ten spadek jest trwały. Jeśli ropa i paliwa będą dalej drożeć, tego przekonania nie da się osiągnąć w ciągu kolejnych paru miesięcy.

REKLAMA

Jeśli Rada pomimo tych słów prezesa stopy jednak obniży w październiku, wtedy wejdziemy w scenariusz niezwykle ryzykowny, bo w momencie, w którym rozstrzygać się będzie, co dzieje się z naszymi oczekiwaniami inflacyjnymi, obniżka stóp w NBP będzie ostatnią rzeczą, jakiej będziemy potrzebować. Zdecydowanie rozsądniej będzie się z nią wtedy wstrzymać o parę miesięcy. Z drugiej strony spadająca inflacja zapewne będzie zachęcać Radę do tego, żeby te stopy obniżyć szybciej. Sierpień więc w kontekście inflacji zapowiada się naprawdę ekscytująco.  

Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA