Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zachęca do bycia sygnalistami. Zachęca do odwagi i zgłaszania poważnych nieprawidłowości w pracy, zapewniając, że takim osobom przysługuje ustawowa ochrona. Brzmi to jednak jak kpina w sytuacji, gdy jej rządowa koleżanka zadenuncjowała sygnalistkę z Instytutu Pileckiego i nie poniosła za to żadnych konsekwencji.

Nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. Ministra pracy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zamieściła w mediach społecznościowych filmik z serii „Ministra Pracy wyjaśnia!”, w którym żarliwie przekonuje, że warto być sygnalistą. Tłumaczy, że sygnalista to ktoś, kto zgłasza nieprawidłowości, że jest chroniony „na mocy ustawy”. Biorąc pod uwagę praktykę samego rządu w tej kwestii, brzmi to jak ponury żart.
Przypomnijmy, że ustawa o ochronie sygnalistów obowiązuje od września 2024 r. Ochrona przysługuje osobom, które zgłaszają różnego rodzaju nieprawidłowości niezależnie od formy świadczenia pracy lub pełnienia służby. Ochroną są objęci nawet ci sygnaliści, którzy jeszcze nie rozpoczęli pracy lub już nie pracują w danym miejscu.
Cienkowska jak Wieczorek
Koleżanką z rządu pani Dziemianowicz-Bąk jest ministra kultury Marta Cienkowska (na zdjęciu głównym). To właśnie ona wsławiła się działaniem, które było największym ośmieszeniem instytucji sygnalisty od czasu niesławnej akcji ministra Wieczorka. Chodzi o sprawę Hanny Radziejowskiej, pracowniczki Instytutu Pileckiego, która miała odwagę zgłosić bezpośrednio Cienkowskiej nieprawidłowości swojego przełożonego dyrektora Krzysztofa Ruchniewicza.
Zgłoszenie trafiło do Ministerstwa Kultury – najpierw do Hanny Wróblewskiej, potem do jej następczyni, Marty Cienkowskiej. 3 kwietnia 2025 r. z ministerstwa przyszło nawet potwierdzenie, że Radziejowska jest chroniona z mocy ustawy o sygnalistach. Wszystko odbyło się w zgodzie z procedurami – starszy specjalista w resorcie Konrad Rodziewicz napisał, że jej zgłoszenie objęte jest ochroną ustawową.
Tak jednak nie było. W sierpniu ministra Cienkowska przekazała poufny list Radziejowskiej samemu Ruchniewiczowi, nie informując o tym sygnalistki. Co więcej, jak pisali dziennikarze Wirtualnej Polski, poufny list zaczął krążyć wśród polityków jako „ciekawostka”. Pomimo olbrzymich oporów i prób zdyskredytowania dziennikarzy, w końcu Ruchniewicza odwołano, a Radziejowską przywrócono do pracy. To jednak nie zamyka sprawy.
Więcej wiadomości na temat rynku pracy można przeczytać poniżej:
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk nie odpowiada
Problem polega na tym, że ministra Cienkowska za swoje rażące złamanie ustawowej ochrony sygnalistki nie poniosła żadnych konsekwencji. Nadal piastuje swoje stanowisko, nie widzi w swoim działaniu niczego niestosownego. Niestety ministra Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, która zachęca do „odwagi” i wchodzenia w rolę sygnalistów, milczy w tej sprawie.
Już 25 sierpnia poseł Michał Moskal złożył interpelację w tej sprawie do Agnieszki Dziemianowicz-Bąk. Pytał między innymi, czy ministra zamierza podjąć działania wobec tych, którzy złamali przepisy ustawy o ochronie sygnalistów – w tym wobec dyrekcji Instytutu Pileckiego i urzędników Ministerstwa Kultury. Pytał też, czy zaniechanie kontroli nie utrwala złych praktyk i nie zagraża pracownikom państwowych instytucji.
Jak zareagowała ministra pracy? Konstytucja mówi, że „członkowie Rady Ministrów mają obowiązek udzielenia odpowiedzi na interpelacje i zapytania poselskie w ciągu 21 dni od ich otrzymania”. Agnieszka Dziemianowicz-Bąk tak „priorytetowo” traktuje najgłośniejszy obecnie przypadek sygnalisty, że nie tylko nie dotrzymała tego terminu, ale 3 października po prostu przedłużyła termin odpowiedzi.