To prawdziwa bomba! Zamiast podwyżek cen prądu będą obniżki?
Pamiętacie, co Orlen - prowadzony na politycznej smyczy - robił z cenami paliw? Jak pilnował, żeby tuż przed wyborami parlamentarnymi benzyna i diesel był możliwe jak najtańsze? Ostatnie słowa minister klimatu i środowiska wypowiadane w kontekście nowej ustawy dotyczącej cen prądu, nad którą pilnie pracuje rząd, sugerują, że podobnie w konia robiły nas spółki energetyczne, które tak miały cierpieć przez pandemię COVID-19 i kryzys energetyczny, że musiały podnosić nam rachunki.
Od paru lat można mieć takie wrażenie, że nasze spółki energetyczne, targane najpierw rekordowo niskim zapotrzebowaniem energetycznym, wywołanym pandemią COVID-19, a potem kryzysem energetycznym, przez które ceny gazu i węgla poszybowały do nigdy wcześniej nie spotykanych poziomów - mają bardzo pod górkę. I rząd na różne sposoby musi im pomagać. Tymczasem okazuje się, że bardzo drogie nośniki energii zadbały o sowite zyski tych podmiotów, które bardziej na tym zarobiły niż straciły. Wynika więc z tego, że zasady gry można zmienić tak, żeby energetyka zarabiała ciut mniej, dzięki czemu rachunki za prąd - po odmrożeniu cen prądu - aż tak wysoko nie poszybują. Zasugerowała to również minister klimatu i środowiska w programie #BezKitu w TVN24.
Chcemy dać podstawy do niższych cen taryf. Jest ogromna przestrzeń na rynku do tego, by obniżyć cenę energii w taryfach i będziemy to robić - przekonywała Paulina Hennig-Kloska.
Ceny prąd: kryzys mija, ceny nośników wracają do normy
Czyli wychodzi na to, że obecne taryfy energetyczne są po prostu za wysokie, na czym zyskują spółki energetyczne. Przypomnijmy, że wcześniej byliśmy świadkami sporych rozbieżności jeżeli chodzi np. o cenę węgla. Np. pod koniec stycznia 2024 r. tona węgla w portach ARA, europejskim benchmarku dla cen czarnego złota, była w okolicach 94–95 dol. (nie licząc kosztów transportu, dystrybucji i innych). To przy dzisiejszych kursach ok. 380 zł. W tym czasie polska energetyka za tonę węgla płaciła więcej niż 505 zł, a ciepłownie więcej niż 606 zł. Obecnie (dane za luty 2024 r.) już coraz bliżej nam tych stawek z portów ARA: tam węgiel jest po ok. 122 dol. a u nas energetyka płaci ok. 485 zł, a ciepłownie - ok. 607 zł.
Więcej o cenach prądu przeczytasz na Spider’s Web:
A jak z naszymi zapasami gazu? Tutaj jesteśmy w nieco gorszej sytuacji niż we wcześniejszych latach. Obecnie (stan na 13 kwietnia) nasze magazyny gazu wypełnione są w ok. 44 proc. W połowie kwietnia 2023 r. to było ok. 50 proc., a w kwietniu 2022 r. nasze magazyny gazu wypełnione były w prawie 68 proc. Cena gazu, przynajmniej na giełdzie Dutch TTF Natural Gas Futures, jest z kolei wyraźnie niższa niż w poprzednich latach. Obecnie za 1 MWh gazu trzeba zapłacić ok. 30 euro; w połowie kwietnia 2023 r. to było ok. 54–55 euro, a w połowie kwietnia 2022 r. - ok. 58 euro.
Niższa cena maksymalna i bon energetyczny
Do Sejmu jeszcze w kwietniu ma trafić projekt ustawy w sprawie cen prądu. Dlatego, zdaniem szefowej Ministerstwa Klimatu i Środowiska, nie ma co się przejmować tymi prognozami przyszłych rachunków za prąd, które już dostają Polacy. Bo wyliczane są na podstawie stałych zasad, które za chwilę się zmienią. Wiadomo za to, że resort stawia na dużo niższą cenę maksymalną energii oraz na bon energetyczny, który ma być rozwiązaniem dla ok. 3,5 mln gospodarstw domowych, biorąc po uwagę kryterium dochodowe.
Nie będzie żadnego wzrostu cen energii na poziomie 50 proc. czy nawet 40 proc. Nie straszmy ludzi - zapewnia Paulina Hennig-Kloska.
Nie wiadomo jednak, co ze specjalną taryfą energetyczną dla użytkowników pomp ciepła. Jej brak jest jedną z głównych przyczyn gwałtownie malejącej popularności tych urządzeń grzewczych w naszym kraju. Jeszcze w lutym 2023 r. aż 61 proc, wniosków składanych w ramach programu Czyste Powietrze dotyczyło właśnie pomp ciepła. W lutym 2024 r. ten odsetek wynosi już tylko 32 proc.