Cała Polska zrzuci się na szynkę w szpitalach i darmowe autostrady. Co dzień to nowy hit
Codziennie jeden hit - tak w tym tygodniu odsłaniał karty PiS, wyjawiając swój pomysł na Polskę. Po wielkiej płycie przyszedł czas na ochronę zdrowia. I tak, jak z wielką płytą, pomysł na uszczęśliwienie pacjentów też jest tylko odgrzewanym kotletem. Ale to pół biedy. Gorzej, że nie rozwiązuje najważniejszych problemów polskich pacjentów, tak samo, jak właśnie ogłoszony darmowy przejazd A1 z Torunia do Gdańska nie rozwiązuje niczego - powoduje tylko, że ci, którzy nawet nie mają aut, zrzucą się na tych, co je mają i akurat tą drogą jeżdżą. Oto 1958 odcinek kampanijnych absurdów.
I racja. Od lat znamy przetaczające się przez media społecznościowe zdjęcia żenujących posiłków, którymi karmieni są pacjenci.
Problemy z tym programem są jednak dwa: po pierwsze, to odgrzewany kotlet, bo miesiące temu poprzedni minister Adam Niedzielski już to obiecywał. Ale to nic, wcale się nie czepiam, grunt, żeby w końcu problem został rozwiązany.
Drugi problem, to fakt, że to rozwiązanie zastępcze. Mamy problem z systemem ochrony zdrowia, kolejki do specjalistów rosną, do wielu Polacy już de facto nie mają dostępu, skoro termin wizyty do ortopedy wypada za kilka lat. Polacy w różnych badaniach opinii społecznej wskazują właśnie na ochronę zdrowia jako na jedną z najważniejszych kwestii, której rozwiązania oczekują od polityków. A politycy w odpowiedzi na to oczekiwanie z kwestią dostępu do lekarzy nie mają zamiaru zrobić nic. W zamian oferują za to zmianę menu. Dość żałosne. Albo raczej przerażające.
Szynka na oczy, żeby nie widzieć, że będzie gorzej
Jeśli więc partia rządząca wygra wybory i spełni obietnicę, pacjent w szpitalu dostanie w końcu posiłek zgodny z normami żywienia. Ale kto do szpitala nie trafi, bo akurat nie miał zawału ani wypadku samochodowego, to do lekarza się nie dostanie. I będzie tylko gorzej, mimo że od czasu Polskiego Ładu płacimy przecież więcej na składkę zdrowotną.
Zostawmy lamenty na kolejki, spójrzmy na pieniądze: jeszcze w 2020 r. wydatki naszego kraju na ochronę zdrowia wynosiły 120 mld zł, w przyszłym roku mają wynieść już 190 mld zł, a więc aż 70 mld zł więcej. I co? I zupełnie nic. Porzućcie nadzieję, że dostęp do ochrony zdrowia się poprawi. Nie poprawi się ani o milimetr, bo większe nakłady na zdrowie pochłoną podwyżki dla personelu medycznego - wskazuje w swojej analizie Federacja Przedsiębiorców Polskich.
Więcej o systemie ochrony zdrowia w Polsce przeczytasz na Spider’s Web:
Monitor finansowania ochrony zdrowia FPP wylicza na przykład, że nakłady finansowe na ambulatoryjną opiekę specjalistyczną (AOS) od 2016 r. wzrosły o 17,6 proc., ale w tym czasie liczba świadczeń spadła o 6,8 proc.
Z kolei nakłady na szpitale wzrosły o niemal 100 proc., a liczba świadczeń wykonanych przez te szpitale spadła o 1,6 proc. Wszystko dlatego, że mówimy o nakładach liczonych nominalnie, więc pieniądze zjada inflacja.
Patrząc w krótszym terminie, a więc porównując liczbę wykonanych świadczeń sprzed pandemii, która zachwiała systemem ochrony zdrowia, nadal nie wróciliśmy do dostępności świadczeń ani w szpitalach, ani w podstawowej opiece zdrowotnej do tamtych poziomów.
I w przyszłym roku czeka nas tylko dalsza degradacja. Dlaczego? Bo na podwyżki dla lekarzy i pielęgniarek trzeba będzie wydać 10,6 mld zł, a w tym czasie środki na ochronę zdrowia zwiększają się tylko o 5,9 mld zł. Wnioski są proste: jeszcze trudniej będzie dostać się do lekarza.
Nic więc dziwnego, że PiS woli zająć się lepszą dietą pacjentów niż kolejkami do specjalistów.
Za kogo gotowi jesteście zapłacić rachunek?
Na tę dietę oczywiście też trzeba się będzie jakoś dodatkowo zrzucić. Nowy podatek czy danina nie wchodzi w grę. Albo rząd wytrzaśnie te pieniądze z innego kąta, albo zabierze z budżetu na świadczenia medyczne, więc kolejki jeszcze dłuższe. Ale nie oszukujmy się, karmić pacjenta trzeba.
I jest to zdecydowanie lepszy kampanijnie pomysł niż darmowa autostrada A1 z Torunia do Gdańska. Bo oto niemal w tym samym czasie co wprowadzenie szynki do szpitali PiS ogłosił, że kierowcy aut osobowych do końca roku będą mieli darmowe przejazdy tym odcinkiem.
Darmowe to one będą dla tych konkretnych kierowców, ale nie dla nas. Bo za przejazd tym odcinkiem i tak będzie musiał ktoś zapłacić - kierowca nie zapłaci, ale pobierze darmowy bilet, a za wszystkie pobrane bilety państwo będzie musiało zapłacić zarządcy koncesyjnemu drogi. Czyli kierowca nie zapłaci, ale zapłacą za to wszyscy, którzy tą drogą nie jeżdżą albo i samochodu nawet nie mają.
Za szynkę w szpitalu na śniadanie też zapłacą ci, co nigdy w szpitalu nie byli, ale umówimy się, solidarność społeczna wobec chorych to co innego niż solidarność społeczna wobec kierowców jadących na wakacje nad morze.
I to na razie tyle w 1958 odcinku kampanijnego serialu pt.: „Nikt wam tyle nie da, co my obiecamy”.