REKLAMA

Agencje nieruchomości biorą już podwójne opłaty. Uważajcie na taki zapis w umowie

Agencje nieruchomości pobierają już nawet 3 proc. wartości transakcji przy kupnie/sprzedaży mieszkania. I to netto, czyli do tego trzeba doliczyć jeszcze 23 proc. VAT. Przy mieszkaniu za 500 tys. zł to daje prowizję w wysokości prawie 18 tys. zł. I to od jednej strony transakcji, a agencja pobiera zwykle tę samą stawkę od obu stron. Za co właściwie ta prowizja? Za nic! Możecie trafić na takie firmy, które pobiorą tę prowizję, mimo że do sprzedaży wcale nie doszło.

Agencje nieruchomości biorą już podwójne opłaty
REKLAMA

W dużych miastach prowizja za pośrednictwo w sprzedaży mieszkania wynosi dziś 2 proc. i jest to standard, ale spotkacie też stawki w wysokości 3 proc. I to netto. Nie mówię tu wcale o marginalnych przypadkach, bo 2,9 proc. netto pobiera na przykład jedna z największych sieciowych agencji nieruchomości w Polsce.

REKLAMA

W czyim interesie działa agent nieruchomości?

Uważam, że skandalem jest, że agencja pobiera prowizję od obu stron transakcji, no bo w takiej sytuacji, w czym interesie właściwie agencja działa? W czyim negocjuje cenę czy inne warunki zakupu nieruchomości?

Problem z agencjami, które zresztą opanowały rynek totalnie i są tak namolne, że trzeba szczuć je psami, zauważyło Ministerstwo rozwoju, o czym pisałam w Bizblog zaledwie w lipcu. Z tymi psami to jest tak, że właściciel wystawia w internecie ogłoszenie o sprzedaży mieszkania, pisze drukowanymi litrami, że sprzedaje bezpośrednio i nie życzy sobie kontaktu ze strony agencji, a one i tak masowo dzwonią.

Ale wróćmy do resortu rozwoju. Przygotował on bowiem listę propozycji, jak ucywilizować rynek pośrednictwa w obrocie nieruchomościami, i skierował ją do roboczych konsultacji. A branża oczywiście od razu się zapieniła. 

Dlaczego? Po pierwsze agencja miałaby pobierać prowizje tylko od jednej strony transakcji - kto zleca usługę, ten płaci.

Po drugie, powstał pomysł, żeby wprowadzić zakaz uzależnienia prezentacji nieruchomości od podpisania umowy pośrednictwa - najpierw oglądasz mieszkanie, potem decydujesz, czy chcesz nawiązać współpracę z agencją, która ci je pokazała.

Po trzecie, agencja nieruchomości musi jasno informować w ogłoszeniach, że jest agencją, a w dodatku nie może kraść ogłoszeń prywatnych właścicieli i bez zgody ich przedrukowywać, by przyjść do właściciela z klientem, jak jakiegoś złapie.

I wreszcie po czwarte, umowy pośrednictwa miałyby zawierać listę zadań, jakich podejmuje się agencja w zamian za określone wynagrodzenie.

Za co właściwie płacisz srogie sumy? Czasem za Ctrl+C i Ctrl+V w internecie

Jeśli ten ostatni punkt wydaje wam się bezsensu, to biegnę wyprowadzić was z błędu. Myślicie, że agencja co do zasady jest od tego, żeby doprowadzić do kupna/sprzedaży? Błąd! Jak traficie na cwaniaka, może okazać się, że w umowie pośrednictwa zawrze zapis, że prowizja jest płatna w momencie podpisania miedzy sprzedającym a kupującym umowy przedwstępnej. A to jeszcze nie gwarantuje zawarcia transakcji.

Większość mieszkań kupowana jest na kredyt, nie za gotówkę. W takiej sytuacji najpierw należy podpisać umowę przedwstępną i dopiero z nią klient idzie do banku wnioskować o przyznanie kredytu na zakup. Jak go dostanie, wówczas dopiero zawiera się u notariusza finalną umowę przyrzeczoną. Ale jeśli nie dostanie kredytu, do sprzedaży nie dochodzi.

Jak często się to zdarza? Wcale nie tak rzadko. Niedawno jeden z bankowców mówił, że w przypadku Bezpiecznego kredytu 2 proc. odrzucany jest nawet co piąty wniosek.

Jeśli jesteś kupującym mieszkanie i starasz się o kredyt na jego zakup, przy okazji mam dobrą radę. Naciskaj na sprzedającego oraz na agenta nieruchomości (który powinien działać w twoim interesie), aby w umowie przedwstępnej został zawarty zapis, że zadatek, który wpłacisz przy podpisaniu umowy, a który standardowo przepada, jeśli wycofasz się jednak z transakcji, nie przepada, o ile za tym, że do transakcji nie dojdzie, będzie stała odmowna decyzja kredytowa banku.

Nie każdy agent o to zadba, nie każdy sprzedający będzie chciał się na to zgodzić w sytuacji, w której to sprzedający dziś są górą. Ale tu znowu podpowiedź: możesz użyć argumentu, że nawet, jeśli ten zapis nie zostanie uwzględniony wprost, mamy w Polsce już wyroki sądów w podobnych sprawach, które mówią, że bank to tzw. trzecia strona transakcji, jeśli więc odmówi finansowania zakupu, to nie dojdzie do niego, ale nie z winy kupującego. A wówczas należy ci się zwrot zadatku.

Więcej o obecnym szaleństwie na rynku mieszkaniowym przeczytacie tu: 

Ale wróćmy do agencji. To, co mnie sprowokowało, to że na własne oczy ostatnio zobaczyłam umowę pośrednictwa podsuniętą sprzedającemu mieszkanie, w której agencja żąda zapłaty prowizji w całości już na etapie podpisania umowy przedwstępnej.

Standardem na rynku natomiast jest podział 50/50 - płowa prowizji płatna jest przy umowie przedwstępnej, a druga połowa dopiero, kiedy faktycznie dojdzie do transakcji, czyli po podpisaniu finalnie umowy przyrzeczonej. Nigdy nie gódźcie się na taki zapis.

Bo co w sytuacji, gdy do transakcji nie dojdzie? „Nic, nie jesteśmy od tego, żeby doprowadzić do transakcji, ale od tego, żeby skojarzyć sprzedających z potencjalnymi kupującymi” - odpowiada beztrosko agent.

REKLAMA

Aha. A myślałam, że od tego jest internet.

Mówię wam, takich pseudobiznesmenów to tylko poszczuć psami. A za resort rozwoju mocno trzymam kciuki. Szczególnie, że łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której taka agencja to klasyczny wyłudzacz: podstawia słupa do podpisania umowy przedwstępnej, ustala zadatek w wysokości 5 tys. zł, po czy zgarnia prowizję 18 tys. zł, a słup wycofuje się z transakcji. 13 tys. zł zysku na czysto, jak nic.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA