Drżyjcie pośrednicy nieruchomości. Resort rozwoju kręci na was bat
Ministerstwo Rozwoju i Technologii chce zepsuć interes pośrednikom nieruchomości A właściwie chce „ucywilizować” rynek pośrednictwa, ale to się może skończyć niezłą draką. Kto zna zasadę: najpierw podpisz papier, a potem dopiero pokażemy ci mieszkanie, które cię interesuje, ten wie, że resort rozwoju planuje ostro wkurzyć pośredników. A może raczej zagłaskać kupujących?
To jeszcze żadna ustawa, nawet nie projekt ustawy, a dopiero pomysł na wstępne kierunki zmian w przepisać o pośrednictwie nieruchomościami, ale wystarczyło, żeby podnieść ciśnienie tej branży. Ministerstwo przygotowało bowiem listę propozycji, jak ucywilizować rynek pośrednictwa w obrocie nieruchomościami i skierowało ją do roboczych konsultacji, a branża nie zostawia na tych pomysłach suchej nitki - pisze prawo.pl.
Niepasujący element
Zanim napiszę, jak MRiT chce „dokopać” pośrednikom, jedno spostrzeżenie: rząd do tej pory niechętnie konsultował projekty ustaw, co często mu zarzucano. A tym razem - bardzo proszę, konsultuje i to jeszcze zanim napisał gotowy projekt.
Nie dziwi was to? Mnie trochę tak. I nasuwa podejrzenie, że w gruncie rzeczy wcale nie chodzi o to, żeby te zmiany wprowadzić w życie, ale żeby przed wyborami zyskać sympatię wyborców, bo przecież ceny mieszkań to ostatnio temat bardzo drażliwy, więc sporo można na nim ugrać, jak obieca się obniżenie kosztów transakcyjnych.
Kto ma płacić agencji?
Ale do rzeczy. Jakie zmiany proponuje ministerstwo?
Po pierwsze, nie wiadomo, za co w gruncie rzeczy biura pośrednictwa nieruchomościami biorą kasę, więc należy doprowadzić do tego, żeby w umowie z klientem zobowiązywały się do wykonania konkretnych rzeczy, a wtedy będzie można je z tego rozliczyć. Resort podejrzewa, że pośrednicy, mimo że pobierają prowizje, wcale nie działają w interesie prawnym czy finansowym klienta.
Szczerze? Na bazie (co prawda jednostkowych) doświadczeń niniejszym przyznaję ministerstwu rację - pośrednicy zwykle mają klienta w d…, choć płaci im mnóstwo pieniędzy.
Po drugie, powstał pomysł, żeby wprowadzić zakaz uzależnienia prezentacji nieruchomości od podpisania umowy pośrednictwa. Innymi słowy, najpierw pokaż potencjalnemu klientowi mieszkanie, a dopiero potem klient zdecyduje, czy jest nim zainteresowany i czy chce nawiązać współpracę z agencją.
Pośredników krew zalewa, bo dziś robią, co mogą, żeby klient nie namierzył, gdzie dokładnie znajduje się lokal na sprzedaż, żeby nie można było wypatrzeć sobie oferty i samodzielnie, choćby przez sąsiadów czy administrację budynku, skontaktować się z właścicielem, obchodząc pośrednictwo agencji. I prowizję dla niej.
Po trzecie, skoro już jesteśmy przy omijaniu pośredników, część klientów nie chce korzystać z ich usług, ale nie bardzo mają szansę zweryfikować, czy ogłoszenie wystawione jest przez właściciela, czy przez agencję, bo agencje nie zawsze o tym informują na portalach ogłoszeniowych. No to miałyby nakaz, żeby jednak jasno o tym pisać. A poza tym, nie kraść ofert prywatnych, zdarza się bowiem tak, że agencja bierze sobie z internetu atrakcyjne oferty prywatne i publikuje u siebie, bez żadnej umowy z właścicielem nieruchomości. To też miałoby się skończyć.
No i najważniejsze: kasa. Teraz to wolna amerykanka, od kogo agencja żąda pieniędzy za pośrednictwo w transakcji. A ministerstwu nie podoba się jednak, że pośrednik żąda wynagrodzenia od strony transakcji, która nie zleciła jej wykonania transakcji pośrednictwa albo obciąża obie strony transakcji. Propozycja jest taka: kto zleca agencji pracę, ten płaci.