16 lat sprzątała biura banku, a w nocy parlament. Pracowała nawet 17 godzin na dobę. Nigdy nie spóźniła się, nie brała zwolnień. Gdy wyszło na jaw, że łamie przepisy o czasie odpoczynku, zamiast nagrody dostała wypowiedzenie. Sąd uznał, że pracodawca miał rację.

Na zegarze wybijała szósta rano. Londyn budził się do życia, pierwsze metro zapełniało się urzędnikami i bankierami, którzy wkrótce mieli zalewać biurowce City. W tym samym czasie Mulikat Ogumodede kończyła nocną zmianę w Pałacu Westminsterskim. Korytarze parlamentu, które chwilę wcześniej tętniły politycznymi sporami, lśniły czystością. To była między innymi jej zasługa.
Wracała do domu, by złapać zaledwie dwie godziny snu. Potem szybki prysznic, kawa i punkt ósma stawiała się w kolejnej pracy – w Deutsche Banku, w sercu finansowej dzielnicy Londynu. Tam czekało na nią osiem godzin szorowania, polerowania i dbania o to, by wszystko błyszczało. Zamykała drzwi o godz. 17.00, zjadła coś na szybko i znów próbowała zdrzemnąć się kilka godzin. O 22.00 zaczynała następny dzień.
Tak wyglądało jej życie przez szesnaście lat.
Dwa etaty. Nikt nie zadawał pytań
Mulikat zaczęła od jednej posady. W 2004 roku zatrudniła się jako sprzątaczka w biurach Deutsche Banku. Nie miała wtedy świadomości, że wkrótce jej życie zmieni się w maraton. W 2008 roku dostała kolejną propozycję – sprzątanie w brytyjskim parlamencie. Była to praca stabilna, dobrze płatna jak na standardy branży. Trudno było odmówić.
Resetuję się w weekendy, nie gotuję, nie sprzątam, tylko śpię. To mój sposób na regenerację – tłumaczyła przełożonym, kiedy zaczęli interesować się jej grafikami.
Przez lata nikt nie zadawał pytań. Koleżanki z pracy wiedziały, że Mulikat zawsze jest na czas, nie bierze zwolnień chorobowych i wykonuje swoje obowiązki bez zarzutu. Była pracownicą idealną.
Skandal, który wyszedł na jaw
Sekret wyszedł na jaw, gdy Churchill Contract Services, firma sprzątająca, która przejęła kontrakt w parlamencie – zaczęła sprawdzać dokumenty. Odkryto, że ich pracownica od lat pracuje w dwóch miejscach praktycznie bez odpoczynku.
Przełożeni byli w szoku. W grę wchodziło nie tylko naruszenie prawa pracy, ale też kwestia bezpieczeństwa. Brytyjskie przepisy są jasne – pracownik powinien mieć 11 godzin odpoczynku między zmianami. Mulikat miała najwyżej pięć.
To niezwykłe, że była w stanie utrzymać taki tryb przez tyle lat, zachowując przy tym nienaganną frekwencję i dyscyplinę – podkreślił sędzia Richard Woodhead podczas rozprawy.
Ale przepisy są przepisami. Kobieta została zwolniona z pracy w parlamencie, a jej wieloletnie poświęcenie nie uchroniło jej przed utratą posady.
Czytaj więcej w Bizblogu o pracy
Sprzątaczka idzie do sądu
Mulikat nie pogodziła się z decyzją. Złożyła pozew do sądu, zarzucając pracodawcy niesprawiedliwe traktowanie, bezprawne potrącenia z pensji i bezzasadne zwolnienie. Twierdziła, że czuje się dobrze, a weekendy w pełni poświęca na odpoczynek.
Sąd jednak odrzucił wszystkie roszczenia. W uzasadnieniu sędzia stwierdził, że chodziło o zdrowie, bezpieczeństwo i interes publiczny. Przemęczony pracownik, zwłaszcza w instytucjach tak ważnych jak Deutsche Bank czy parlament, to ryzyko zarówno dla siebie, jak i dla otoczenia.
Dla opinii publicznej ta historia urosła do rangi symbolu. Jedni mówili o poświęceniu imigrantki, która chciała zapewnić rodzinie lepsze życie. Inni wskazywali, że to obraz współczesnego rynku pracy, miejsca, gdzie lojalność i wysiłek liczą się mniej niż przestrzeganie procedur.
Cena lojalności
Mulikat spędziła w pracy większość swojego dorosłego życia. 17 godzin dziennie, pięć dni w tygodniu, przez szesnaście lat. W sumie ponad 60 tysięcy godzin spędzonych na sprzątaniu biur i korytarzy. Dziś, kiedy jej sprawa obiegła brytyjskie media, jedni pytają: jakim cudem wytrzymała tak długo? A inni: dlaczego nikt nie zauważył wcześniej, że to nie jest normalne?
Jej historia jest jak lustro. Pokazuje, jak cienka jest granica między pracowitością a wyzyskiem, między ambicją a autodestrukcją. Mulikat powtarzała: czuję się dobrze. Sąd i pracodawcy odpowiedzieli: to za mało.