Wkrótce zabraknie mieszkań? Deweloperzy nie nadążają, bo Polacy kupują jak szaleni
Sprzedaż mieszkań ruszyła. Niby nie z kopyta, ale wystarczająco, żeby w niektórych miastach sprzedawało się nawet dwukrotnie więcej lokali niż deweloperzy wprowadzają do sprzedaży. Gdyby takie tempo się utrzymało, mieszkań na niektórych rynkach zabraknie za dziewięć miesięcy, a normalnie deweloperzy powinni mieć zapas na 4-5 kwartałów.
W kwietniu sprzedaż mieszkań była ledwo o 10 proc. wyższa niż w marcu. Żaden wielki szał, ale trochę jednak szał, bo te 5 tys. mieszkań, które sprzedały się w ubiegłym miesiącu na siedmiu największych rynkach, to o połowę więcej niż rok temu. To też niewiele mniej niż w najlepszych czasach i na dodatek to najlepszy wynik od piętnastu miesięcy.
A z drugiej strony podaż mieszkań nie jest jakoś specjalnie wielka, bo deweloperzy zwolnili z budowami. Efekt jest taki, że Polacy kupują więcej, niż deweloperzy dorzucają do puli ofert sprzedaży i ostatecznie ich zapasy mieszkań się kurczą. Po kwietniu zostało im 43,7 tys. mieszkań - to łączna oferta deweloperów - wynika z danych Otodom Analitycs.
Deweloperzy nie nadążają
I ten trend widoczny jest już od jakiego czasu, że kupujemy więcej niż deweloperzy wystawiają na sprzedaż, ale teraz te dysproporcje się już ostro nasiliły. W czasie, gdy Polacy kupili 5 tys. mieszkań, deweloperzy wrzucili na rynek zaledwie 3 tys. nowych.
W takim Krakowie na przykład deweloperzy wprowadzili do sprzedaży 500 nowych mieszkań, a sprzedali w tym czasie tysiąc. Podobne proporcje były w Trójmieście. W Warszawie do sprzedaży wprowadzono około tysiąca mieszkań, a sprzedano ponad 1,5 tys.
I teraz najważniejsze: jeśli kwietniowe tempo naruszania tej równowagi w liczbie mieszkań kupowanych i wystawianych na sprzedaż przez deweloperów się utrzyma, zapasy wyczerpią się w ciągu dziewięciu miesięcy i nie będzie już czego sprzedawać.
I oczywiście nie dojdzie do tego, że na rynku nie będzie ani jednego nowego mieszkania na sprzedaż. Ale dla porównania, normalną sytuacją na rynku, czyli taką, w której rynek jest w równowadze, są zapasy deweloperów wystarczające na 4-5 kwartałów, a więc na 12-15 miesięcy.
Czym to się może skończyć?
Wzrostem cen. Nawet szalonym wzrostem, jeśli wybuchnie publiczne nakręcanie się, jak wtedy, kiedy kuzynka brata ciotki zatrudniona w jakimś ministerstwie mówiła, że to pewne, że sprzedaż makaronu i papieru toaletowego od jutra będzie przez władze reglamentowana.
Tym bardziej, że podobny trend zaczyna pojawiać się też na rynku wtórnym - zwracają uwagę analitycy z HRE Investment Trust, powołując się na dane Unirepo. Zgodnie z nimi na rynku wtórnym w kwietniu było dostępnych 143 tys. mieszkań - o 4 proc. mniej niż w marcu i to pierwszy raz od miesięcy, kiedy liczba ofert spadła
A obniżki stóp procentowych, które zachęcą kupujących i kredyt na 2 proc. dopiero przed nami, więc chętni na zakup dopiero się powoli budzą.