11 tys. zł brutto? Tyle w TVP dostają „najbiedniejsi” pracownicy. No to teraz dostaną podwyżki
Bieda zajrzała w oczy pracownikom Telewizji Polskiej. Ale nie taka prawdziwa bieda, chodzi o to, że przez kilkunastoprocentową inflację realna wartość ich zarobków mocno poszła w dół. Dziennikarze TVP na co dzień mogą wzrosty cen bagatelizować albo w ogóle o nich na wizji nie wspominać. Po cichu jednak wynegocjowali dla siebie wyrównanie inflacyjne. I już rozumiem, dlaczego z perspektywy Woronicza inflacja nie jest żadnym problemem.
Niektórzy mówią, że nie da się dobrze zarabiać, będąc dziennikarzem, szeroko pojętym pracownikiem mediów, albo siedząc w budżetówce. Ale to nieprawda. Da się, tylko trzeba pracować w TVP. W gmachu przy ulicy Woronicza dzieją się takie cuda, że nawet związki zawodowe nabierają sprawczości.
Tak było przynajmniej podczas ostatnich negocjacji między władzami telewizji publicznej, a Solidarnością, o których pisze „Press”. Związkowcy postawili żądanie - podwyżki 16 proc. dla wszystkich. Dlaczego akurat tyle? Ma to związek z obecnym poziomem inflacji. Mimo kucia na blachę partyjnej propagandy i zaklinania rzeczywistości ceny wciąż rosną i nie chcą przestać.
Zarząd TVP stawia warunki
Co na to zarząd TVP? Odpowiedź była twarda i stanowcza.
Zgoda. Bierzcie co chcecie, mamy tylko jeden warunek - podwyżki obejmą wyłącznie grupę najsłabiej zarabiających.
Solidarność na taki układ od razu przystał. Słabo zarabiający to w nomenklaturze TVP pracownicy, którzy wyciągają poniżej 11 tys. zł brutto. Nie jest ich dużo, bo dodatkową kasę ma dostać około tysiąca osób, czyli mniej więcej jedna trzecia ogółem zatrudnionych. Co więcej pracownicy dostaną wyrównanie za kwiecień, co oznacza, że podwyżka została udzielona z datą wsteczną.
Po tak udanych negocjacjach w ogóle nie powinno nas dziwić, że już następnego dnia TVP Info triumfalnie ogłasza hamowanie inflacji. Hehe, no komuś tu na pewno wyhamowała. Gospodarka powinna chyba uważać, żeby nie spalić tarcz hamulcowych, bo wzrost cen to teraz skromne 14,7 proc.
Czyli w sumie niewiele. Pracownicy TVP dostali właśnie 16 proc. podwyżki pensji, a więc są do przodu. Dobierze się do tego jeszcze wzrosty płac programistów, premie dla górników i znów wyjdzie, że Polacy bogacą się szybciej niż inflacja, GUS poinformuje o rekordowej średniej krajowej, a ZUS zapuka do drzwi i powie: ho ho, no jak już tyle zarabiacie, to się podzielcie.
Czytaj też: Przerwa w pracy – ile wynosi, jakie są zasady?
Co o inflacji wiedzą w TVP
To ostatnie można w telewizji pominąć, bo po co psuć nastrój przed snem. Lepiej wrócić do informacyjnego standardu, czyli:
- zastępowania tematu inflacji ważniejszymi tematami: ideologią gender, nowymi inwestycjami rządu, Rafałem Trzaskowskim i obiektami zazdrości Niemiec (najlepiej wybrać wszystko na raz)
- tłumaczenia, że polski rząd świetnie sobie radzi, a lekkie zbicie wysokiej inflacji powinniśmy odczytywać jako historyczny sukces
To drugie najlepiej ustami ekonomisty. Może być pan Andrzej Stefaniak, który na antenie TVP Info stwierdził, że:
Dane za kwiecień są niezwykle optymistyczne (przypominam, że wciąż mówimy o 15-proc. inflacji - przyp. red.). To jest najniższa inflacja od maja ubiegłego roku. Procesy dezinflacyjne ewidentnie przyspieszają.
Jeżeli następnym razem, oglądając telewizję będziecie wściekać się na paskowych, prezenterów i resztę reżimowej ekipy za przekręcanie rzeczywistości, pamiętajcie, że oni są w trudniejszej sytuacji. Przeciętny Polak o inflacji uczy się na swoim portfelu, pracownik TVP zna ją tylko ze słyszenia,