Z 4-dniowym tygodniem pracy są tylko dwa problemy. I to nie jest kwestia produktywności gospodarki. Jakie więc? Sprawdźmy, wracając do wielkiej historycznej zmiany w PRL, kiedy tydzień pracy skracano z sześciu do pięciu dni, wprowadzając wolne soboty. Warto to prześledzić, bo choć paplamy o tym od kilku lat, to - o dziwo - minister Dziemianowicz-Bąk nagle wyskoczyła z konkretnym terminem, kiedy trzydniowe weekendy rzeczywiście mogą stać się faktem.
Pomysł wprowadzenia dodatkowego dnia wolnego w tygodniu przestał mnie kręcić już jakiś czas temu. Roztaczając wizje krótszego tygodnia pracy, Lewica powtarzała w kółko to samo, więc przestałam zwracać uwagę na te opowieści. Oczywiście, dobrze, że gadają, bo zanim podejmie się jakieś rewolucyjne decyzje, najpierw trzeba się nagadać i wprowadzić temat do mainstreamu.
I w związku z moim znudzeniem, może coś przegapiłam, dlatego ostatnie wypowiedzi ministry Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej Agnieszki Dziemianowicz-Bąk tak mnie zaskoczyły i wydały się przełomowe. Dlaczego? Bo padły dwa konkrety: data: 2027 r. oraz to, że raczej idziemy w stronę nie sześcio- zamiast ośmiogodzinnego dnia pracy, ale w stronę wolnych piątków.
Trzydniowy weekend lepszy dla wszystkich
Z tymi wolnymi piątkami sprawa jeszcze nie jest przyklepana. Oficjalnie w grze są dwie opcje:
- albo 35-godzinny tydzień pracy, co może oznaczać, że pracownik pracuje pięć dni w tygodniu, ale krócej niż osiem godzin, albo pracuje cztery dni w tygodniu zamiast pięciu i to zależy od decyzji pracodawcy;
- skrócenie tygodnia pracy do czterech dni urzędowo, przy czym urzędowo też mówimy sobie, że dodatkowo wolne mają być piątki.
I z wypowiedzi ministry wynika, że skłania się ona ku wolnym piątkom. Słusznie! Bo to rozwiązuje na dzień dobry jeden z podstawowych problemów przedsiębiorców, którzy, jako wrogowie skracania tygodnia pracy dla pracowników, zwykle jako pierwszy argument przeciw wyciągali problem współpracy z kontrahentami - jedna firma robi wolne w poniedziałki, druga w piątki, a trzecia w środy i pole do współpracy im się zawęża, interesy spowalniają i gospodarka siada.
A tak, Kodeks pracy wskazuje na wolny piątek i podstawowy problem jest załatwiony w minutkę.
Oczywiście drugi problem, na jaki wskazują pracodawcy, to spadek produktywności. Ale bez żartów - mieliśmy na świecie już tyle eksperymentów badających produktywność, które potwierdzały, że ona wcale nie spada, często przeciwnie, bo pracownicy mniej chorują, są bardziej wypoczęci, kreatywni i zmobilizowani, a zyski firm wręcz rosną, zamiast spadać, że nie będę wam tu niczego udowadniać, wywarzając otwarte drzwi. A jak ktoś jeszcze nie czytał, to sobie znajdzie w internecie.
Poza tym, kiedy wprowadzano wolne soboty, bo tydzień pracy był sześciodniowy i katastrofą wydawało się skrócenie go o jeden dzień, postęp technologiczny był wcale nie większy niż dziś. Rewolucja technologiczna z AI na czele, która już się dzieje, jest absolutnie porównywalna z rewolucja przemysłową. I co, wolna sobota doprowadziła do fali bankructw i upadku gospodarki? Zresztą o tym, jak niemożliwe stało się możliwe, za chwilę.
W każdym razie, ministra, która skłania się do wolnych piątków, przyznaje, że jej resort przygląda się rozwiązaniom w innych państwach, m.in. we Francji i w Niemczech i nic nie jest przesądzone. I tu znów konkret: MRPiPS nie będzie się przyglądać bez końca i do końca roku przedstawi wyniki swoich analiz.
A kiedy wdrożenie planu w życie? Nie w ciągu miesiąca, nie w ciągu roku, ale Agnieszka Dziemianowicz-Bąk na łamach Business Insidera przyznała, że to kwestia tej kadencji rządu! Czyli mówimy najdalej o 2027 r. Toż to już za trzy lata!
Więcej o Kodeksie pracy przeczytasz na Bizblog.pl:
W PRL walka o wolne soboty zajęła 17 lat
To wróćmy do tego, jak niemożliwe stało się możliwe i kilka dekad temu skróciliśmy tydzień pracy z sześciu do pięciu dni. Bo ta lekcja pozwoli nam zrozumieć, jak to może się wydarzyć i tym razem.
Zaczęło się w Sali Kongresowej na VI Zjeździe PZPR w 1972 r., którego hasłem było: „Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”, choć dekret w sprawie wolnych sobót wydano dopiero po pół roku, w lipcu 1972 r.
I co, sprawa załatwiona? A skąd! To były dopiero dwie wolne soboty w roku, a opór zakładów pracy był niemały. Ba! Te wolne soboty trzeba było odpracować, a przede wszystkim, na nie zapracować, czyli wyrobić plan.
Termin wolnego wyznaczała Rada Państwa, która przy pierwszym darze dla pracowników tak się ociągała, że ogłosiła datę w ostatniej chwili i pracownicy nie zdążyli wymyślić, co z tym darem zrobić i go zwykle zmarnowali - mówią źródła historyczne.
One też niespodziewanie często wskazują na pewien dodatkowy problem z wolnymi sobotami, na który byście nie wpadli. Okazuje się, że politycy strasznie martwili się, czy pracownicy aby na pewno będą zdolni wykorzystać mądrze ten dodatkowy wolny czas.
Obawy były dwie: żeby nie stali cały dzień pod budką z piwem oraz by nie leżeli cały dzień bezczynnie na kanapie przed telewizorem (a telewizory właśnie wchodziły do domów, wywołując powszechny zachwyt). Nie żartuję, to był poważny problem do rozwiązania i naprawdę próbowano go rozwiązywać, bo zakłady pracy angażowały kaowców (dziś powiedzielibyśmy: animatorów czasu wolnego), by organizowały pracownikom sobotnie wycieczki, prace w ogródkach itd.
No więc tak: to jest pierwszy problem również z wolnymi piątkami - czy ludzie nie spędzą ich scrollując bezsensownie internet, od którego wszyscy i tak jesteśmy niezdrowo uzależnieni?
Dobrze, wróćmy do rewolucji, bo narazie jesteśmy dopiero przy dwóch wolnych sobotach rocznie.
W 1974 r. Polacy mieli sześć wolnych sobót rocznie, a od 1975 r. już dwanaście, czyli jedną w miesiącu.
Kolejny krok nastąpił dopiero w 1980 r. Społeczeństwo było bardzo zmęczone, zaczęły się niepokoje, ale jednocześnie mieliśmy kryzys gospodarczy końca dekady Gierka. Wolne soboty były zagrożone, a ówczesny wicepremier Janusz Obodowski przekonywał, że trzeba je zlikwidować, bo inaczej zagranica nie pożyczy nam pieniędzy, żeby ratować gospodarkę. Że niby te wolne soboty winne były kryzysowi.
W 1982 r. był nawet plan, żeby na trzy lata wolne soboty zawiesić. Bo niby wtedy kryzys zostanie pokonany w dwa lata, a jak pracownicy będą się lenić w soboty, to dopiero w trzy. Społeczeństwo nie dało sobie jednak tego zabrać.
Każda wolna sobota przyszła dopiero w 1989 r. Od pierwszego kroku w 1972 r. minęło zatem 17 lat.
Wolnych piątków, nawet, jeśli pojawią się już w 2027 r., nie spodziewajcie się od razu w pełnym wymiarze 52 w roku. Na początek, stawiam na jeden - dwa w miesiącu.
Co ze szkołą?
A! Na samym początku napisałam, że prawdziwe problemy z wolnymi piątkami są dwa. Jeden znacie: żeby pracownicy nie robili głupot z nadmiarem wolnego czasu. A drugi? Co wtedy ze szkołą? Cóż, w ubiegłym roku międzynarodowe media odnotowały, że w USA coraz więcej szkół wprowadza czterodniowy tydzień nauki. Po co? Żeby zachęcić nauczycieli do podejmowania pracy w szkole. Tak - w USA maja ten sam problem co my. No i mamy dwie pieczenie na jednym ogniu.