Ochłapy na walkę ze zmianami klimatu. Porażka COP29 w Azerbejdżanie
Trudno nazwać zakończenie tegorocznego Szczytu Klimatycznego COP29 w Azerbejdżanie sukcesem. O konkretnych terminach odchodzenia od paliw kopalnych światowi decydenci postanowili rozmawiać dopiero za rok w Brazylii podczas COP30. Wszak żadnej presji ze strony zmian klimatu nikt nie odczuwa, nie trzeba się spieszyć. Najbogatsze kraje zaś będą dawać co roku ledwo ochłap państwom rozwijającym się na walkę z konsekwencjami globalnego ocieplenia. Tylko, czy to ma w ogóle jeszcze jakieś znaczenie? Za chwilę Donald Trump i tak wywróci ten stolik do góry nogami.
Obserwuję oenzetowskie szczyty klimatyczne od lat. I tak po prawdzie co roku widać, jak na dłoni jeden mechanizm: za każdym razem raczej o żadnej rewolucji nie można mówić. Ale i tak uczestnicy takich dwutygodniowych debat najczęściej po nich rozpływają się w zachwytach i wzajemnie z uśmiechem klepią po ramionach. Widać autopromocja dalej jest w cenie. I może to dobrze, gorzej z tym że w ten sposób tkamy trochę rzeczywistość, której nie ma. Dokładnie tak samo jest z zakończonym parę dni temu szczytem klimatycznym COP29 w Azerbejdżanie. Znowu są fanfary, wspólne, uśmiechnięte zdjęcia i trąbienie o jakimś sukcesie. Tylko jakim? Kraje rozwijające się na walkę ze zmianami klimatu dostały marną część z tego, co chciały. A co z innymi konkretami? Np. czy ustalono datę obchodzenia od paliw kopalnych? Zapomnijcie.
Szczyt klimatyczny ONZ znowu kończy się porażką
Taka teza dzisiaj nie jest do końca modna. Obowiązuje raczej przekaz pozytywny: COP29 zakończył się niby sukcesem i ludzkość w końcu wzięła się za barki ze zmianami klimatu. To rzecz jasna bzdura na resorach i raczej kreacja rzeczywistości niż jej opisywanie. Już spieszę z dowodami. Od początku Szczytu w Azerbejdżanie nie było tajemnicą, że tym razem tematem nr 1 będą pieniądze. A dokładnie kwoty, jakie najbogatsze kraje powinny co roku łożyć na rzecz tych rozwijających się, żeby te drugie miały za co walczyć ze zmianami klimatu.
Zresztą, nie było innego wyjścia, trzeba było się tym zająć. Przecież umowa na dotychczasową pomoc w wysokości 100 mld dol. co roku wygasa właśnie w 2025 r. Aspiracje krajów rozwijających się były w tej sprawie bardzo ambitne i celowały w aż 1,3 bln dol. corocznej pomocy. Ale najbogatszym, czyli też tym najwięcej emitującym gazy cieplarniane, ta żaba stanęła w gardle i nie chciała ruszyć się ani na centymetr. Dlatego ostatecznie stanęło na znacznie mniejszej kwocie: 300 mld dol. I taka pomoc ma być wypłacana każdego roku aż do 2035 r. Gospodarze, a także przedstawiciele UE, mówią o wielkim sukcesie. Ale dla innych to sroga porażka.
Nasze wyspy toną. Jak można oczekiwać, że wrócimy do kobiet, mężczyzn i dzieci naszych krajów z marną umową? - pyta retorycznie Cedric Schuster, przewodniczący Sojuszu Małych Państw Wyspiarskich, cytowana przez BBC.
A co z paliwami kopalnymi? Nic, pogadamy za rok
Pamiętacie, że rok wcześniej w trakcie Szczytu Klimatycznego COP29 (organizowanego co też znamienne przez jednego z największych producentów ropy - Zjednoczone Emiraty Arabskie) ustalono, że trzeba odchodzić od paliw kopalnych, ale jak i kiedy to dogada się w trakcie COP29? No wiec już wiadomo, że nic z tego nie wyszło. Ustalono, że trzeba o tym pogadać konkretnie za rok w trakcie szczytu ONZ organizowanego przez Brazylię.
Więcej o szczycie klimatycznym przeczytacie na Spider’s Web:
Krecią robotę miała w tej sprawie głównie wykonać Arabia Saudyjska, która żyje z ropy naftowej. Tak długo spychano ten temat na bok, że w końcu się udało i w trakcie COP29 nie dokonano żadnych ustaleń. Ale dogadano jedno: o konkretach dotyczących odejścia od paliw kopalnych będzie rozmawiało się następnym razem. Albara Tawfiq, saudyjski urzędnik, postawił sprawę jasno: grupa Arabska nie zaakceptuje żadnego tekstu, który będzie dotyczył konkretnych sektorów, w tym paliw kopalnych.
Przerażające zachowanie Arabii Saudyjskie - skomentowała na Bluesky Catherine McKenna, była minister klimatu Kanady i przewodniczącą grupy ONZ ds. zobowiązań do zerowej emisji netto.
Ale po co te nerwy? Przecież nadchodzi Trump
Tylko, czy ta irytacja części uczestników COP29 ma w ogóle jakiś sens, cokolwiek zmieni? Przecież już za niecałe dwa miesiące stery w Białym Domu w Stanach Zjednoczonych ponownie obejmie Donald Trump. Prezydent-elekt USA zresztą nie kryje swoich zamiarów. Trump już obiecał swoim wyborcom ponowne wycofanie się z porozumienia paryskiego, chce też wygumkować rozporządzenie celujące w redukcje emisji z elektrowni. I planuje wstrzymać wydatki federalne dla technologii czystej energii i pojazdów elektrycznych.
Donald Trump skusił Amerykanów hasłem „wierć, kochanie, wierć”, czy zapowiedział skręt w paliwa kopalne. Już obiecał znaczne zwiększenie produkcji ropy i gazu ziemnego. Pewnie przy tej okazji dojdzie również do złagodzenia ograniczeń środowiskowych. Jak myślicie kogo prezydent Trump wyśle do Brazylii na COP30 i jakie stanowisko będzie tam prezentował? Chyba niestety wszyscy znamy odpowiedź na tak postawione pytanie.