Gabinet Donalda Tuska nie odpuszcza rewolucji na naszych drogach i stawia na elektryfikację transportu. Jak usłyszeliśmy z ust szefowej Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW) po wakacjach letnich mamy poznać szczegóły nowego programu dopłat. Ale przy tej okazji przydałaby się Polakom też spora dawka wiedzy. Bo stereotypy na temat aut na prąd cały czas wydają się wpływać na naszą opinie na ten temat.
Elektryfikacja transportu wynika z unijnej dyrektywy RED II i jest jednym z elementów Zielonego Ładu. Z szacunków Ministerstwa Klimatu i Środowiska wynika, że dzięki tym regulacjom w 2030 r. po polskich drogach jeździć będzie już ok. 1,5 mln samochodów elektrycznych. Obecnie jest ich raptem 127,9 tys. Tym samym spuchnie też nasze transportowe zapotrzebowanie energetyczne: z 581 GWh w 2024 r. do 6433 GWh w 2030 r. Żeby tak się stało, Polacy muszą otrzymać finansowe wsparcie. Rząd ogłoszenie nowego programu dopłat do używanych elektryków planuje na jesień tego roku. Inicjatywa ma być finansowana z Krajowego Planu Odbudowy (KPO). Dlatego potrzebna jest jeszcze zgoda Brukseli.
Czekamy na akceptację rewizji KPO, co miałoby się wydarzyć w lipcu. Jeśli KE zatwierdzi rewizję, pilnie przystąpimy do opracowywania nowego programu dopłat do elektryków; zaczniemy też konsultacje z rynkiem - zapowiada Dorota Zawadzka-Stępniak, prezeska NFOŚiGW, operatora przyszłego programu dopłat do samochodów elektrycznych.
Używane samochody elektryczne z dopłatą od rządu
Kwota rządowej dopłaty ma zależeć w głównej mierze od rodzaju transakcji. W przypadku zakupu używanego elektryka przez osobę fizyczną - maksymalna dotacja ma nie przekroczyć granicy 40 tys. zł. Jeżeli jednak zdecydujemy się na leasing, czy wynajem długoterminowy, to wsparcie nie będzie wyższe niż 225 tys. zł w przypadku nowych pojazdów i do 150 tys. zł jeżeli chodzi o używane. Przy czym wybrany samochód elektryczny nie może być starszy niż 4 lata, co niektórym mocno nie podoba.
Pytanie, które sobie obecnie zadajemy jest takie, jak się zabezpieczyć przed taką sytuacją, że wprowadzamy na rynek samochody, które zaraz będą musiały być wymieniane, a my do tego dopłacamy. Pracujemy nad tym - twierdzi szefowa NFOŚiGW.
Przypomnijmy: polski KPO zakłada, że nowy program dopłat do zakupu elektryków pochłonie 374 mln euro, czyli ponad 1,6 mld zł. Jesienny termin stoi jednak pod znakiem zapytania. Dużo zależy od KE.
Ale ze stereotypami powinniśmy sobie poradzić sami
Największą przeszkodą w zakupie samochodu na prąd mogę być stereotypy, które ciągle goszczą w głowach wielu Polaków. Przy tej okazji dobrze więc przypomnieć zeszłoroczne opracowanie think tanku Carbon Brief „Kontrola faktów: 21 wprowadzających w błąd mitów na temat pojazdów elektrycznych”, w którym zaakcentowane jest stanowisko Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) o tym, że pojazdy elektryczne „prawdopodobnie mają kluczowe znaczenie” w ograniczaniu emisji z transportu.
Jednym z wymienionych stereotypów jest ten sugerujący, że samochód na prąd musi pokonać co najmniej 50 tys. mil zanim osiągnie próg rentowności. Tymczasem zdaniem Międzynarodowej Rady ds. Czystego Transportu pojazd elektryczny już po 18 tys. km spłaci swój dług węglowy. W ostatnich latach pojawiają się także sugestie jakoby samochody elektryczne miały niewielką lub żadną przewagę - pod względem emisji CO2 - w porównaniu do benzyniaków. Fakty są zgoła inne: po 14 latach użytkowania (to średni czas w Wielkiej Brytanii) auta na benzynę - jego ślad węglowy wyniesie 45 ton dwutlenku węgla. Dla porównania, w tym czasie Tesla Model Y wyemitowałaby ok. 14 t CO2. Z kolei felietonista Ross Clark w Daily Mail napisał, że pojazdy elektryczne są całkowicie lub głównie paliwami kopalnymi.
Więcej o samochodach elektrycznych przeczytasz na Spider’s Web:
Jeśli cała energia elektryczna wykorzystywana do napędzania samochodu pochodzi z węgla – na przykład w Chinach i Polsce znajduje się duża liczba elektrowni węglowych – musielibyście przejechać 120 tys. km, zanim „budżet” emisji dwutlenku węgla w samochodzie elektrycznym się zrówna - twierdzi Clark.
Ale jak zauważają zwolennicy pojazdów na prąd: na świecie nie ma już ani jednego kraju, który całą swoją energie pozyskuje ze spalania węgla. Analiza zaś Carbon Brief wskazuje, że samochody elektryczne spłaciłyby swój dług węglowy po pokonaniu ok. 35 tys. km w Chinach i ok. 28 tys. km w Polsce.
W Polsce, charakteryzującej się dużym zużyciem węgla, pojazd elektryczny zmniejszyłby emisję w całym cyklu życia pojazdu o dwie piąte - wylicza Carbon Brief.
Wśród cały czas przeszkadzającym samochodom elektrycznym stereotypom jest też ten wskazujący, że taki sposób transportu ostatecznie się nie rozwinie przez zbyt małą liczbę stacji ładowania. A tylko w Wielkiej Brytanii w 2023 r. ładowarki do samochodów elektrycznych zaliczyły wzrost na poziomie 43 proc., a w przypadku ultraszybkich ładowarek - o 68 proc.