REKLAMA

Odwoływanie lotów czas start? Ryanairowi i innym liniom może zabraknąć samolotów

Nieprawdopodobne tempo odbudowy ruchu lotniczego na świecie sprawiło, że linie lotnicze mają problem ze stanem floty. Dostawy części się opóźniają, nowe samoloty nie docierają na czas i coraz częściej mówi się, że przewoźnicy będą zmuszeni do ograniczania liczby połączeń. Cięcia w siatkach mogą potencjalnie dotyczyć m.in. Ryanaira i Wizzaira.

Odwoływanie lotów? Ryanairowi i innym może zabraknąć samolotów
REKLAMA

Klęska urodzaju – tak można najkrócej określić to, co dzieje się w branży lotniczej w trakcie odbudowy po pandemii. W trakcie lockdownu linie lotnicze porzucały swoje samoloty na tzw. cmentarzyskach zlokalizowanych najczęściej na środku pustyni. Analitycy firmy Cirium szacowali w pewnym momencie, że na całym świecie uziemionych zostało aż 17 tys. samolotów. Mało kto spodziewał się zapewne, że kilkadziesiąt miesięcy później będą je z tych pustkowi ściągać w przyspieszonym tempie.

REKLAMA

To jednak nie wystarcza. Międzynarodowe Stowarzyszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) podało, że w marcu tego roku ruch lotniczy na świecie sięgnął stanu 88 proc. w porównaniu z marcem 2019. Najszybciej odbudowuje się ruch krajowy, który był wtedy już praktycznie taki sam, jak przed wybuchem pandemii.

Ponieważ oczekiwania podróżnych rosną wraz ze zbliżaniem się szczytu letniego sezonu turystycznego na półkuli północnej, linie lotnicze robią wszystko, co w ich mocy, aby zaspokoić pragnienie i potrzebę latania. Niestety brak przepustowości oznacza, że część z tych podróżnych może być rozczarowana – ostrzegał szef IATA Willie Walsh.

Jednym z głównych wąskich gardeł branży, na jaki wskazywał Walsh, jest niedobór siły roboczej w firmach zajmujących się produkcją samolotów. I dodawał, że duże znaczenie ma też fakt zaburzenia łańcuchów dostaw. I jakby wykrakał.

W kwietniu Airbus zaprezentował dane za I kwartał 2023 r.

Przyznał, że udało mu się dostarczyć liniom lotniczym tylko jedną piątą samolotów, które planował sprzedać w tym roku. Opóźnienia ze względów technicznych pojawiły się też u największego rywala europejskiego koncernu, czyli Boeinga. Na konferencji Bloomberg New Economy Gateway Michael O’Leary narzekał, że największy eksportowy hit Amerykanów - 737 MAX – zaliczył sporą obsuwę w związku z czym Ryanair nie dostanie na czas co najmniej dziesięciu maszyn.

W lipcu będziemy musieli odwoływać niektóre loty – przyznał szef Grupy Ryanair.

Niedługo później węgierski portal Portfolio.hu zasugerował, że potężne problemy czekają też Wizzaira. Lowcost zainstalował w ponad 1000 samolotów nowe silniki firmy Pratt&Whitney. Okazało się jednak, że nowe jednostki napędowe wymagają częstych przeglądów, a ponieważ producent cierpi na chroniczny brak części naprawy wydłużają się nawet do… 12 miesięcy. Wizzair twierdzi jednak, że letnie loty nie będą z tego powodu zagrożone.

Na opieszałość producentów samolotów uskarżał się też nasz rodzimy Enter Air. W rozmowie z „Parkietem” dyrektor generalny Grzegorz Polaniecki opowiadał, że sytuacja na rynku jest „bardzo trudna”.

Mimo że chodzi o samoloty, które powinny być wyprodukowane pod koniec zeszłego i na początku tego roku, do tej pory ich nie dostaliśmy. Cały czas intensywnie pracujemy nad sprowadzeniem ich do Polski – tłumaczył.

Tuż po zakończeniu lockdownu eksperci lotniczy twierdzili, że Boeinga z Airbusem czekają chude lata. Ruch miał odbudowywać się powoli, przewoźnicy bankrutować, a linie, które przeżyją kryzys – miały skupować od upadającej konkurencji wszystko, co się da. Dzisiaj widać, jak bardzo była to przestrzelona prognoza. Obecnie nastroje są zupełnie inne.

Mówi się wręcz o możliwych podwyżkach cen biletów

Wszystko ze względu na brak wystarczającej liczby samolotów do obsłużenia wszystkich chętnych. Bank inwestycyjny Jefferies LLC szacował na przełomie roku, że producenci mają zamówienia na ponad 12 tys. maszyn i opóźnienia, sięgające nawet całych lat, są nieuniknione.

REKLAMA

Boeing prognozuje z kolei, że do 2042 r. przewoźnicy sięgną aż po 42,5 tys. nowych samolotów. Najbardziej żarłoczne mają okazać się rynki azjatyckie, które powinny odpowiadać za 40 proc. zamówień z całego świata. Europa i Ameryka Północna zamówią tymczasem tylko co piąty odrzutowiec.

Ten niespodziewany boom nie będzie jednak wyłączenie efektem odsyłania na emeryturę starszych maszyn i wzrostem ruchu turystycznego. Szefowie Boeinga zwracają uwagę, że rosnące wymogi klimatyczne stawiane przed liniami lotniczymi skłaniają te ostatnie do szukania mniej paliwożernych samolotów.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA